Kategorie
Wyzwani czytelnicze 2020

29-36: czyli Narnia okiem dorosłego

Witajcie,
Myślę, że tytuł niniejszego wpisu mówi wiele na temat tego, co będzie przedmiotem rozważań, więc nie będę się tu nadmiernie rozwodził.
W ramach chwilowego odpoczynku od literatury podróżniczej i korzystając z tego, że na moment, kiedy zaczynałem czytać nie rozpoczął się jeszcze rok akademicki, postanowiłem zrobić to, o czym myślałem już od dawna.
Wróciłem do septologii Lewisa, aby spojrzeć na nią z perspektywy dorosłego, a także z perspektywy filozofa.
Teraz podzielę się z wami wnioskami z tego zapoznawania. Na koniec poświęcę również kilka słów ósmej książce,, którą idąc za ciosem, przeczytałem także w ostatnim czasie.
Jest to naukowe opracowanie, które zaklasyfikowałbym tematycznie do dziedziny filozofii literatury, traktujące o Narnii jako o z jednej strony pewnej apologetyce chrześcijaństwa, z drugiej zaś specyficznej diagnozie współczesności.
Co do samej septologii, w prezentacji moich spostrzeżeń będę się trzymać chronologii wydarzeń, a nie wydawania poszczególnych części przez Lewisa.
Przyjrzyjmy się zatem na początek motywom zawartym w Siostrzeńcu czarodzieja.
Pierwszą rzeczą, na którą można zwrócić uwagę, jest ukazanie zdegenerowanej nauki, nauki odciętej od etyki, uprawianej przez szaleńców pozbawionych skrupułów i zaślepionych swoimi możliwościami.
Takie oblicze nauki prezentuje w pewnym sensie wuj Andrzej.
Samo zagadnienie relacji między nauką, a etyką jest oczywiście bardzo skomplikowane i nie zamierzam go tu roztrząsać.
Wiadomo, że zwłaszcza w naukach stosowanych nierzadko trzeba przyjąć perspektywę utylitarystyczną i poświęcić coś, aby ratować coś innego. Przykładem eksperymenty na zwierzętach. Sprawa niezwykle dyskusyjna i niełatwa, wymagająca jak dla mnie bardzo kompleksowego podejścia i wnikliwych rozważań oraz regulacji.
Etyczny wymiar badań naukowych dostarcza jeszcze większej ilości komplikacji, gdy założymy, że tym, co mamy poświęcić dla większego dobra jest bezpieczeństwo, wolność, czy nawet życie świadomej, a wręcz samoświadomej istoty.
W tym momencie wchodzimy na bardzo niestabilny grunt. W optyce religijnej, jaką wyznawał Lewis, poświęcenie takie jest niedopuszczalne. Nawet jednak, gdy uwzględnimy systemy etyczne nie podbudowane religijnie: kantyzm, czy utylitaryzm, sprawa jest bardzo dyskusyjna. Intuicyjnie powiedzielibyśmy, że nie możemy zmuszać nikogo do niczego bez jego woli, a do takiego przymusu uciekł się właśnie wuj Andrzej. Z drugiej strony nawet jeśli przyjmiemy za utylitarystami zasadę maksymalizacji użyteczności głoszącą, że dopuszczalne jest poświęcenie jakiejś wartości, jeśli suma zysków wynikających z tego poświęcenia przewyższa w perspektywie sumę wynikających z niego strat, wciąż dostrzegalny jest tu pewien moralny zgrzyt.
Nie da się bowiem ukryć, że wuj Andrzej, wysyłając dzieci w nieznane, nie miał na względzie żadnego szczytnego celu. Myślał jedynie o sławie i instrumentalnie pojmowanej wiedzy. Nawet jeśli miałoby się okazać, że całe przedsięwzięcie zaowocowałoby jakimiś dobroczynnymi konsekwencjami, stanowiłyby one jedynie przypadek nie mieszczący się w intencjach wyjściowych wuja Andrzeja.
Do obrazu zdegenerowanej nauki w septologii wrócę jeszcze przy okazji omawiania opracowania naukowego. Tym czasem jednak idźmy dalej,.
Kolejną rzeczą, jaka zwróciła moją uwagę, był sposób pojawienia się w Narnii zła pod postacią czarownicy Jadis. Jak się wydaje, mamy tu parę religijnych analogii. Widzimy więc, że zło pojawia się w kraju Aslana w sposób całkowicie niezamierzony, jako czynnik ludzki, i to w dosłownym znaczeniu. To przecież właśnie Diggory, człowiek, sprowadza do Narnii zło. Jak by tego było mało, widzimy, że podobnie, jak w wykładni biblijnej, choć oczywiście nie dokładnie tak samo, zło zostaje rozbudzone przez ludzką ciekawość.
Na marginesie można zaznaczyć, że Lewis zrobił tutaj pewien unik, jeżeli chodzi o bardzo trudny problem genezy zła.
Odpowiedział mianowicie na pytanie, skąd zło wzięło się w Narnii. Nie powiedział jednak nic w sprawie tego, jak ono powstało. Przenosząc jego początek do światów równoległych, odsunął tylko na bok niewygodny temat.
Cóż jeszcze zwróciło moją uwagę w Siostrzeńcu czarodzieja? Myślę, że takim momentem był również opis powołania Narnii do życia, a ściślej przebudzenia mówiących zwierząt. Znamienne moim zdaniem pozostaje przykazanie Aslana, by mieszkańcy Narnii żyli w prawości, bo jeśli nie, staną się znowu dzikimi, niemymi zwierzętami.
Nie można się oprzeć wrażeniu, że jest to ostrzeżenie przed upadkiem moralnym, po którym nie ma się już dostępu do świata prawdziwych wartości.
Jeśli mowa o poznaniu, można od razu wspomnieć o roli wiary w jego osiąganiu. Kwestia ta wydaje się bardzo ważna z perspektywy cyklu. Daje się w nim odczytać scholastyczną zasadę wierzę, abym zrozumiał.
Zgodnie z tą regułą w Siostrzeńcu widzimy dokładnie, że aby dostrzec pewne rzeczy przekraczające nasze codzienne doświadczenie oparte na naukowym obrazie świata i zmysłach, trzeba wyjść poza utarte schematy, zdać się na intuicję i pozwolić sobie uwierzyć. Z perspektywy nauki takie całkowite odcięcie się od zdrowego rozsądku i Empirii jest znów mocno dyskusyjne, a jednak wydaje się, że właśnie dlatego to dzieci mogą odnaleźć Narnię. Nie zostały jeszcze bowiem wtłoczone w utarte schematy przez krytykowaną przez Lewisa współczesną cywilizację.
Właśnie dlatego dzieci mogły rozmawiać ze zwierzętami, podczas gdy wuj Andrzej, zaślepiony racjonalnością, widział w nich tylko nieme, dzikie bestie.
Jeszcze wyraźniejsze ostrzeżenie przed zgubnymi wpływami cywilizacyjnymi dostajemy od autora na samym końcu omawianej książki. Wkłada on tam w usta Aslana coś na zasadzie upomnienia, iż jeśli ludzie się nie opamiętają, również im grozi zdominowanie przez okrutnych tyranów, a nawet zagłada, jeśli wynajdą coś o podobnej sile rażenia, jak żałosne słowo czarownicy Jadis.
Jak wiadomo, niektórzy interpretatorzy doszukują się tu analogii do przemysłu jądrowego.
Skoro już mowa o Jadis, dodam na marginesie całkowicie niezwiązaną uwagę. Nie mogę mianowicie oprzeć się wrażeniu, że Jadis, choć przerażająca w Harnie i Narnii, jest w swoim zaślepieniu komiczna po przeniesieniu do ludzkiego świata.
I teraz pytanie, czy to błąd w charakteryzacji, czy celowy zabieg.
Wracając jednak do głównego tematu.
Przejdźmy od razu do analizy, choć już nie tak wnikliwej, Księcia Kaspiana. Celowo pomijam tu Lwa, czarownicę i starą szafę, gdyż wydaje mi się ona bardzo oklepana, a zawarte w niej analogie są większości bardzo dobrze znane.
Nie wypowiem się również na temat Konia i jego chłopca, choć tu też mamy do czynienia z pewną religijną wykładnią.
Nad samym księciem Kaspianem, nie będę się rozwodził.
Tutaj przede wszystkim utkwiło mi w pamięci kolejne podkreślenie roli wiary w relacji z absolutem.
Widzimy bowiem, że aby zobaczyć Aslana, bohaterowie musieli najpierw uwierzyć w jego przybycie.
• Prawidłowość tą dostrzec można wyraźnie, gdy Aslan przybywa, by wskazać dzieciom drogę do starych narnijczyków i z początku dostrzega go jedynie Łucja, która nie tylko nigdy nie zwątpiła w lwa, ale była w swojej wierze całkowicie bezinteresowna.
• Następną w kolejności książką jest Podróż wędrowca do świtu, ale muszę przyznać, że tu mało rzeczy zapadło mi w pamięć.
• Swoją wymowę ma na pewno przemiana wewnętrzna Eustachego, której doznał po przygodzie na smoczej wyspie i indywidualnym uzdrowieniu przez Aslana.
• Interesująca jest również wizyta Łucji w Sali z księgą zaklęć, jej rozterki, czy wyrzec się siebie na rzecz zaspokojenia osobistych kompleksów, a także moment, gdy słyszy ona, co mówią o niej tak-zwani przyjaciele. Nie sposób oprzeć się tu stwierdzeniu, że niekiedy lepiej jest nie wiedzieć, co myślą o nas inni, jeśli chcemy zachować z nimi dobre relacje.
• Ostatnim elementem na jaki zwróciłem uwagę w tym tomie są słowa Aslana zaraz po tym, jak Łucja uczyniła go widzialnym.
• Zdanie, że cały czas tu był, można jak sądzę odnieść do jego wszechobecności jako absolutu.
Nadszedł czas na kolejną powieść z cyklu, czyli srebrne krzesło.
Tu filozof ma w pewnym sensie używanie, zwłaszcza pod koniec książki.
Konkretnie pole do filozoficznych interpretacji daje rozmowa tak-zwanej pani w zielonej sukni stojącą za porwaniem księcia Riliana, wokół poszukiwań którego osnuta jest większość fabuły, a tytułowymi bohaterami Julią i Eustachym.
Moment, w którym czarownica usiłuje przekonać dzieci, że nie istnieje żaden świat poza jej podziemnym królestwem, dzieci zaś argumentują, że królestwo to jest jedynie niedoskonałym odbiciem w porównaniu ze światem nadziemia, z którego przychodzą, przypomina do złudzenia dyskusję między idealistami platońskimi, a naturalistami ontologicznymi.
Ci pierwsi za Platonem utrzymywaliby, że cały świat materialny jest jedynie niedoskonałym ucieleśnieniem wiecznych, niezmiennych idei. Ci drudzy przyjmują tezę, że naprawdę istnieje tylko to, co naturalne i poznawalne zmysłowo.
Historia Riliana porwanego przez czarownicę do podziemia, w którym zatracił pamięć o swojej prawdziwej tożsamości bardzo dobrze wpasowuje się w koncepcję Platona, który twierdził, że dusza ludzka była kiedyś w świecie idei, ale zatraciła pamięć o nim w chwili, gdy została uwięziona w ciele.
Cały proces ludzkiego poznawania, mówi Platon, jest przypominaniem sobie obrazów ze świata idei na podstawie ich niedoskonałych odbić w świecie materialnym.
Nazywamy to koncepcją anamnezy.
Uświadomienie ludzi, że tak naprawdę żyją w czymś w rodzaju poznawczej iluzji, jest dla Platona zadaniem filozofa. W srebrnym krześle rolę filozofów przejmują dzieci, przybywając, by przypomnieć Rilianowi, kim tak naprawdę jest.
Jednocześnie w kontrargumentacji, jaką posługuje się czarownica, widać sposób rozumowania naturalistów.
Mówi ona, że wszystkie wyobrażenia o innych niż jej światach są tylko złudzeniem, wymysłem opartym na błędnym przeświadczeniu, że wszystko, co dostrzegamy w świecie, ma swoje doskonalsze odpowiedniki.
Zgodnie z taką interpretacją, dzieci miały wymyślić sobie Aslana, dodając w swojej wyobraźni do oglądanych często kotów te wszystkie atrybuty, które czynią z kota ogromnego lwa.
Ten sam schemat argumentacyjny widać w dociekaniach niektórych antropologów próbujących wyjaśnić religię w kategoriach naturalistycznych. Abstrahując od kwestii ewentualnej trafności ich tez, twierdzą oni, że człowiek rozumuje w oparciu o dwie klasy pojęć: pojęcia intuicyjne i kontr-intuicyjne. Te pierwsze to pojęcia naturalne, które odnosimy do otaczającej nas rzeczywistości. Krowa, człowiek, krzesło i tak dalej.
Te drugie to pojęcia odnoszące się do naszych konstruktów myślowych. Powstają przez dodanie do konkretnego pojęcia naturalnego jakiejś dodatkowej cechy. Takim pojęciem jest na przykład pegaz.
W ten sposób uzyskujemy pojęcie odnoszące się do obiektu, który w naturze nie istnieje, ale bardzo łatwo jest nam sobie ten obiekt wizualizować.
Zdaniem niektórych właśnie tak człowiek stworzył kulturowo najróżniejsze bóstwa, a więc i systemy religijne.
Nie trudno odpowiedzieć sobie na pytanie, jaki stosunek miał Lewis do skrajnego naturalizmu, skoro wsadzał wyrażające go twierdzenia w usta najbardziej negatywnej postaci w książce. Na uwagę jednak zasługuje jeszcze jeden pogląd reprezentowany w srebrnym krześle przez błotowija towarzyszącego Julii i Eustachemu.
Mówi on mniej więcej, że nawet jeśli nie ma żadnej Narnii i żadnego Aslana, on będzie żył tak, jak by one istniały, ponieważ z tą wiarą świat jest o wiele mniej smutnym miejscem.
Wypowiedź tą można oczywiście traktować jedynie w kategoriach chrześcijańskich, jako wyraz oddziaływania wiary na życie wierzących, którym daje ona siłę do radzenia sobie z przeciwnościami losu.
Nasuwa mi się tu jednak jeszcze jedna ciekawa analogia. W metaetyce istnieje stanowisko nazywane fikcjonalizmem. Jest to ogólnie rzecz biorąc przekonanie, że nawet jeśli obiektywne wartości, na przykład obiektywne dobro, nie istnieją, opłaca się żyć tak, jakby istniały, chociażby dlatego, że w ten sposób łatwiej jest zorganizować życie społeczne.
Moim zdaniem to interpretacja, którą można w kontekście Narnii rozważyć.
W ten sposób dotarliśmy do ostatniej bitwy, która stanowi również cenne źródło refleksji filozoficzno-teologicznych.
Jedną z wyraźnych analogii jest obraz unicestwienia doczesnej Narnii, który pod pewnymi względami przypomina wizję z Apokalipsy.
Nie brakuje tu również odwołania do swoistego sądu ostatecznego.
Wszyscy Narnijczycy trafiają do wiecznej krainy Aslana i przed jego oblicze.
Ci, którzy dochowali wierności jego zasadom trafiają do królestwa wielkiego lwa, królestwa prawdziwego i ponadczasowego, kraju wiecznej szczęśliwości. Z kolei ci, którzy sprzeniewierzyli się etyce Aslana przepadają i nikt więcej o nich nie słyszy.
Jest to moim zdaniem czytelne odniesienie do założenia obecnego w chrześcijaństwie, że tylko osoby postępujące zgodnie z boskimi przykazaniami dostąpią zbawienia.
W omawianej książce mamy również jeszcze raz dobitne ukazanie potęgi wiary jako warunku prawdziwego poznania.
Założenie to ilustrują karły, które nie wierząc w Aslana, cały czas znajdują się, wedle własnego mniemania, w cuchnącej stajni, do której zostały wepchnięte pod koniec ostatecznego starcia przed zagładą Narnii.
Tym czasem dla wiernych Narnijczyków drzwi stajni były jedynie bramą do królestwa Aslana. Karły zaś padły ofiarą własnego sceptycyzmu i nawet sam Aslan nie mógł im pomóc.
Następnym elementem, który podczas lektury zwrócił moją szczególną uwagę była relacja między Aslanem i Taszem, jako swoimi przeciwieństwami.
Z relacji tej wynika bardzo ciekawy wniosek. Wedle słów Aslana, Tasz rozlicza za wszystkie złe uczynki, a Aslan za dobre. Nawet jeśli ktoś czyni zło w imię Aslana, naprawdę odpowiada przed Taszem, jako metafizyczną manifestacją zła.
Podobnie jeżeli ktoś postępuje moralnie z imieniem Tasza na ustach, rozlicza go Aslan.
Wynika z tego, że nie ważne, jakiego boga wzywa się po imieniu, lecz jakiego katalogu wartości się przestrzega, co samo w sobie jest interesującym punktem widzenia.
Zbliżając się do końca analizy Ostatniej bitwy, nie sposób nie wspomnieć o kolejnym nawiązaniu do platonizmu.
Po zniszczeniu doczesnej Narnii, bohaterowie trafiają do Narnii wiecznej i niezmiennej, której tamta unicestwiona była jedynie niedoskonałym odbiciem. Jak czytamy, wszystko w wiecznej Narnii było prawdziwsze, bardziej realne, czyli dokładnie tak, jak w przypadku teorii idei Platona.
Zresztą faktem jest, że pod koniec książki, profesor Diggory stwierdza, że to wszystko zostało opisane u Platona.
Zwieńczeniem Ostatniej bitwy jest, jak można przypuszczać, zjednoczenie się bohaterów z Aslanem, co samo w sobie wskazuje na kolejną analogię z myślą chrześcijańską.
Na zakończenie tego przydługiego wywodu, chciałbym napisać kilka słów o ósmej książce traktującej o cyklu narnijskim jako formie wyrażenia pewnych uniwersalnych treści.
Publikacja ta nosi tytuł Magiczny urok Narnii: poetyka i filozofia opowieści z Narnii i została napisana przez Marka Oziewicza.
Cóż. Nie żałuję, że przeczytałem tę książkę, chociaż nie ze wszystkimi zawartymi w niej tezami się zgadzam. Z drugiej strony mam świadomość, że nie wszystkie z tych tez są odautorskimi sformułowaniami Oziewicza. No bo wiecie, czym różni się artykuł od większej publikacji w naukach humanistycznych. W artykule chodzi o to, aby pochwalić się jak największą ilością przeczytanych książek na możliwie niewielkiej ilości stron. Większa publikacja natomiast jest to chwalenie się jak największą ilością przeczytanych książek i okraszenie tego odpowiednio rozległym wodolejstwem, żeby powstało dzieło na czterysta stron.
Wracając do głównego wątku. Magiczny urok Narnii dzieli się zasadniczo na dwie części: literaturoznawczą i filozoficzną.
W tej pierwszej autor skupia się na analizowaniu specyfiki fantastyki jako gatunku oraz ustaleniu wyznaczników literatury dziecięcej, aby następnie wpasować w te ramy cykl narnijski. Z rzeczy, które zapadły mi w pamięć w tej części wspomnę o podziale na literaturę dziecięcą i literaturę dla dzieci.
Tą drugą rozumie się, w myśl przytoczonego podziału, jako moralizatorstwo, gdzie autor patrząc niejako z góry, dyktuje dzieciom, jak mają postępować. Podkreśla się więc tu zderzenie z jednej strony niedoświadczonego czytelnika nie mającego pojęcia o życiu, z drugiej natomiast poważnego, mądrego dorosłego.
Dla odmiany w literaturze dziecięcej autor i jego odbiorca mają znajdować się na równej pozycji. I autor, i jego odbiorca są tu po prostu wrażliwymi podmiotami. Można chyba powiedzieć, że zrównują się oni w pewnej otwartości na cudowność, niezwykłość i magię obecną w baśniach, mitach i bazującej na nich w dużej mierze fantastyce.
Tak rozumiana literatura dziecięca nie jest, w myśl autora, przeznaczona wyłącznie dla dzieci, ale raczej zawiera uniwersalne przesłania adresowane do każdego, kto wykaże się odpowiednią wrażliwością, żeby zanurzyć się w kreowanym świecie. W przeciwieństwie też do literatury dla dzieci, literatura dziecięca nie ma moralizować tylko poprzez mądre słowa, ale morał powinien wynikać z całokształtu historii.
Myślę, że ta propozycja ma coś w sobie, chociaż oczywiście każdy będzie ją oceniał z własnej perspektywy.
Dalej Osiewicz przybliża koncepcję światów równoległych, stanowiącą przejście między literaturoznawczym, a filozoficznym wymiarem pozycji.
Tu nie zgadzam się z pewnymi rozstrzygnięciami, na przykład uznaniem, że podziemny świat pani w zielonej sukni oraz Narnia były w gruncie rzeczy dwoma światami. Metaforycznie tak, ale technicznie był to jeden świat w takim samym stopniu, w jakim górnik, schodząc pod ziemię, nadal znajduje się w tej samej rzeczywistości.
Ostatnie rozdziały publikacji Oziewicza są poświęcone cyklowi Narnijskiemu jako swoistej diagnozie rzeczywistości. Zdaniem badacza Lewis ostrzega na kartach swojego siedmioksięgu przed trzema zagrożeniami, jakie widział we współczesnej cywilizacji: totalitaryzmem, a zatem zniewoleniem przez system, nihilizmem, a więc moralną pustką i brakiem obiektywnych punktów odniesienia w wartościach oraz westonizmem: zagrożeniem ze strony zdegenerowanej nauki, zaślepionej bezkrytyczną wiarą w postęp i pozbawioną refleksji etycznej.
Nie trzeba tu wielkich analiz, aby zorientować się, że na pewnych płaszczyznach te trzy zagrożenia się ze sobą łączą. W cyklu Lewisa są one reprezentowane przez określone postawy bohaterów. I tak czarownica Jadis uosabia dla przykładu totalitaryzm, wuj Andrzej westonizm, a szympans krętacz nihilizm moralny.
Co mogę powiedzieć odnośnie tak postawionych tez. Nie będę tu nawiązywał do trafności takiego, czy innego odczytania cyklu, ale jeśli chodzi o przekonanie Lewisa, że współczesna cywilizacja zmierza w stronę wymienionych wyżej zdegenerowanych form, cóż.
Myślę, że nie w każdym momencie i nie w każdej dziedzinie, bo sama cywilizacja jest zbyt złożona, żeby można ją było jednoznacznie zaszufladkować. Nie ulega jednak wątpliwości, że warto tę kwestię przemyśleć.
Tą refleksją chciałbym zakończyć powyższą analizę.
Oczywiście temat nie jest wyczerpany, a pewne rzeczy świadomie pominąłem. Z drugiej strony jednak niedopowiedzenia sprzyjają dyskusji. Zapraszam więc do niej i do następnego wpisu.

EltenLink