Kategorie
Moja twórczość

Esej o niepełnosprawności

Witajcie,
Tekst, który postanowiłem dzisiaj tutaj wkleić napisałem kiedyś w związku z pewnym projektem. Założeniem
tego projektu było, a właściwie jeszcze jest, napisanie książki składającej się z różnych tekstów napisanych
przez osoby niepełnosprawne. Celem przedsięwzięcia jest przede wszystkim pokazanie, że niepełnosprawność
nie musi wcale oznaczać, że życie osoby niepełnosprawnej stanie się mniej satysfakcjonujące, czy inspirujące.
I o tym właściwie mówi poniższy tekst. Jest to esej, w którym opisuje swoje podejście do niepełnosprawności
i dzielę się swoimi spostrzeżeniami na jej temat. Część z czytelników tego bloga miała już okazję zapoznać
się z tym tekstem. Mimo to zapraszam do komentowania i mam nadzieję, że esej ten skłoni do przemyśleń
zarówno tych, którzy już się z nim zapoznali, jak i tych, którzy przeczytają go po raz pierwszy.

Niepełnosprawność, a normalne życie, czyli jaki należy mieć stosunek do własnej dysfunkcji

Wiele osób niepełnosprawnych uważa, że ich dysfunkcja jest przeszkodą nie do pokonania na drodze do spełnionego i radosnego życia, a jeszcze więcej osób pełnosprawnych widzi w niej nieprzebytą barierę, która może oddzielić dotkniętego nią człowieka od normalnego funkcjonowania.
Czy jednak na pewno tak jest?
Jako osoba niepełnosprawna uważam, że absolutnie nie.
Moje motto życiowe w tym względzie można streścić w zdaniu:
"Uśmiech losu można zobaczyć nawet w tych najciemniejszych chwilach, jeżeli pamięta się, żeby zapalić światło".
To cytat z powieści "Harry Potter i więzień Azkabanu" autorstwa J K Rowling.
Lecz chociaż słowa te pochodzą z książki fantasy, sądzę, że mogą one znaleźć zastosowanie także w realnym życiu każdego z nas.
Zdanie to jest tak istotne, ponieważ uświadamia nam, że nawet w obliczu ogromnych przeciwności losu, człowiek jest w stanie dostrzec pozytywne aspekty swojego życia pod warunkiem, iż będzie posiadał odpowiednio silną wolę i motywację do dalszego działania.
To, czy będziemy potrafili docenić nasze życie pomimo utrudnień zależy zatem przede wszystkim od naszej osobowości.
Aby jednak zachować optymizm, niezależnie od rozmaitych okoliczności, należy w pierwszej kolejności uwierzyć w samego siebie.
W osiągnięciu tej wiary niezwykle ważne jest otoczenie osoby niepełnosprawnej, które ma olbrzymie znaczenie w procesie kształtowania naszego światopoglądu oraz poczucia własnej wartości.
Dobrym przykładem na poparcie tej tezy, jest chociażby mój przypadek.
Nazywam się Jakub Nowicki i mam 19 lat. Od drugiego roku życia jestem osobą niewidomą.
Wiele ludzi mogłoby uznać, że brak wzroku, tego najważniejszego zmysłu, jaki ma do dyspozycji człowiek, jest bardzo poważnym ograniczeniem. Nie dla mnie. Uważam bowiem, że nawet jeśli nie we wszystkich przypadkach, to przynajmniej w większości z nich niepełnosprawność jest w stanie zdominować nasze życie na tyle, na ile jej na to pozwolimy.
Taką postawę zawdzięczam na pewno w dużej mierze swojemu charakterowi, ale także otoczeniu, które zawsze mnie motywowało.
W otoczeniu tym zawsze miałem ludzi różnych: zdrowych, niewidomych i z innymi dysfunkcjami. Nigdy nie zamykałem się w żadnej grupie, ani też żadnej nie dyskryminowałem.
Zawsze stronię od wszelkich stereotypów związanych z niepełnosprawnością. Tam, gdzie to możliwe, staram się bezwzględnie zachować jak największą samodzielność, nawet jeżeli miałoby się to wiązać z wysiłkiem potrzebnym do pokonywania dodatkowych barier.
W tych staraniach zawsze wspiera mnie rodzina, która robi wszystko, żebym jak najmniej odczuł te ograniczenia, które narzuca mi dysfunkcja.
Przez cały okres swojej dotychczasowej edukacji, uczęszczałem do szkół, w których uczyli się także pełnosprawni uczniowie.
Nigdy nie chciałem edukować się w ośrodku przeznaczonym wyłącznie dla osób niewidomych, ponieważ sądziłem, że najlepiej jest uczyć się od samego początku funkcjonowania w normalnym społeczeństwie.
Do podstawówki i do gimnazjum chodziłem do Gdyńskiej Szkoły Społecznej, małej szkoły integracyjnej, w której osoby z różnymi dysfunkcjami, głównie z dysfunkcjami wzroku, kształciły się razem z osobami w pełni zdrowymi.
Inaczej było w liceum, które było szkołą zwykłą, pozbawioną klas integracyjnych.
Okazało się bowiem, że jedyna szkoła średnia w moim mieście, która posiadała oddziały integracyjne, była szkołą o niskim poziomie. Do takiej natomiast chodzić nie zamierzałem, uważając, że stać mnie na więcej.
Na szczęście Pani Dyrektor II liceum ogólnokształcącego w Gdyni zgodziła się przyjąć mnie do swojej placówki, mimo, że tak jak napisałem wcześniej, nigdy przedtem nie uczęszczały tam osoby niepełnosprawne.
W szkole tej spotkałem się ze wspaniałym przyjęciem, nie tylko ze strony nauczycieli, ale także ze strony uczniów, którzy wykazali niespotykaną często w tym wieku dojrzałość.
Kiedy potrzebowałem pomocy, na przykład w dojściu do jakiejś sali, zawsze znalazł się ktoś, kto takiej pomocy mi udzielił. Każdy traktował mnie przy tym na równi ze wszystkimi innymi, z czego oczywiście byłem bardzo zadowolony.
I tu właśnie dochodzimy do punktu, w którym najlepiej widać na moim przykładzie, jaką rolę odgrywa otoczenie osoby z dysfunkcją, chociażby w kształtowaniu się jej samooceny.
Aby ta samoocena była prawidłowa, należy w pierwszej kolejności traktować osobę niepełnosprawną tak normalnie, jak to tylko możliwe. Najgorsze, co można zrobić w takiej sytuacji to wpasowanie jej w ramy stereotypów, które pokażą jedynie jej inność, przy okazji nierzadko krzywdząc taką osobę.
Właśnie takiej stereotypizacji unikali nie tylko moi znajomi, lecz także moi wszyscy nauczyciele, za co jestem im ogromnie wdzięczny. Traktowali mnie tak samo, jak wszystkich pozostałych, wymagając ode mnie tego samego, o ile oczywiście było to możliwe.
Nawet jednak z przedmiotów ścisłych, w których podstawie programowej pojawiały się zadania niewykonalne bez pomocy wzroku, dostosowania były tylko takie, jakie rzeczywiście okazywały się niezbędne.
Właśnie dzięki takiemu normalnemu traktowaniu, człowiek z dysfunkcją może nabrać nieodzownej w dorosłym życiu pewności siebie, a także umiejętności obiektywnego stwierdzenia, co jest jego atutem, a co słabą stroną.
Dzięki uczestniczeniu w normalnym życiu społeczeństwa, ludzie tacy mogą także dojść do bardzo ważnego wniosku, a mianowicie, że niepełnosprawność jest jedynie pewnym utrudnieniem na drodze do celów, jakie sobie wyznaczyliśmy, a nie przeszkodą nie do pokonania. Utrudnienia natomiast ma każdy z nas, nie zależnie od tego, czy ma jakąś dysfunkcję, czy też jest całkowicie zdrowy.
Jeżeli osobę niepełnosprawną będziemy traktować jak najnormalniej, nie tylko zaoszczędzimy jej mogącego wystąpić poczucia wyobcowania, ale także sprawimy, że będzie mogła łatwiej nawiązywać kontakty z innymi ludźmi, będzie bardziej otwarta, a w związku z tym nigdy nie poczuje się samotna.
Samotność zaś to najgorsze, co może spotkać człowieka. Jesteśmy bowiem istotami społecznymi i jeśli rozwój naszej osobowości ma przebiegać prawidłowo, potrzebujemy relacji międzyludzkich.
Jeszcze jedną korzyścią płynącą z unikania izolacji osoby niepełnosprawnej od wszelkich trudności oraz zwykłego społeczeństwa, jest bez wątpienia komfort psychiczny samej takiej osoby.
Nie oznacza to oczywiście, że należy w imię samodzielności narażać osoby z dysfunkcjami na sytuacje dla nich niebezpieczne.
Należy jednak unikać nadopiekuńczości.
W przeciwnym razie osoba, będąca obiektem takiej nadopiekuńczości, może czuć się sfrustrowana nadmiernymi ograniczeniami, albo też ulec złudzeniu, że dorosłe życie w społeczeństwie nie wiąże się z żadnymi obowiązkami i problemami.
Takie złudzenie z kolei nie wytrzyma najprawdopodobniej zderzenia z brutalną rzeczywistością, czyniąc taką osobę całkowicie bezradną.
Kolejnym czynnikiem, bardzo istotnym dla kształtowania w człowieku z dysfunkcją umiejętności optymistycznego patrzenia na świat oraz samego siebie jest pasja.
Nie jakaś konkretna, ale jakakolwiek, taka, która sprawi, że zainteresujemy się otaczającym nas światem i udowodni nam, że możemy być w czymś naprawdę dobrzy i to niezależnie od dysfunkcji, albo jej braku.
Pasja taka może sprawić, że zapomnimy o własnych ograniczeniach i będziemy mieć znacznie ciekawsze życie, niż wiele osób całkowicie zdrowych.
Tak właśnie było w moim przypadku.
Moją największą pasją, o której będę pisał więcej w innych artykułach tej książki, jest paleontologia, czyli nauka o tym, jak wyglądało życie w prehistorii.
Zainteresowanie to dało mi naprawdę wiele. Nie tylko pozwoliło mi docenić, jak ciekawy jest świat nauki, ale uświadomiło mi również, wraz z innymi moimi zainteresowaniami, że niepełnosprawność to zaledwie jeden z wielu aspektów mojego życia, którym nie należy się nadmiernie przejmować.
Taka postawa umożliwiła mi też zrozumienie jeszcze jednego, a mianowicie tego, że jeśli mamy właściwy stosunek do własnej niepełnosprawności, możemy z czasem dojść do etapu, na którym stwierdzimy, że nasza dysfunkcja, pomimo iż stwarza pewne ograniczenia, nie jest już dla nas przekleństwem, lecz staje się paradoksalnie szansą.
Staje się szansą na to, abyśmy uświadomili sobie, co jest tak naprawdę istotne w życiu każdego człowieka.
Pozwala nam docenić prawdziwe wartości i spojrzeć na ludzi dookoła nieco głębiej, niż zwykle to robimy, a także czerpać prawdziwą satysfakcję z relacji z drugim człowiekiem, które przecież są naszym największym bogactwem.
Podsumowując, niepełnosprawność może zdominować nasze życie i uczynić je pasmem nieszczęść, ale tylko wtedy, kiedy sami jej na to pozwolimy.
Wszystko bowiem jest kwestią naszej osobowości i tego, czy we właściwym momencie spotkamy na swojej drodze właściwych ludzi, którzy nauczą nas patrzeć optymistycznie nie tylko na otaczającą rzeczywistość, ale także na samych siebie.
Jeżeli jednak odnajdziemy w sobie i w innych motywację do dalszego działania, jeśli odkryjemy w sobie liczne pasje pokazujące nam, jak interesujący jest świat, zrozumiemy, że niepełnosprawność paradoksalnie może być szansą na pełniejsze życie.
I tak właśnie ja sam podchodzę do swojej dysfunkcji.
Ile razy o niej rozmawiam, podkreślam, że choć jest ona pewnym ograniczeniem, sprawiła, że dostrzegam w ludziach tylko to, co warte jest dostrzeżenia, nie zwracając uwagi chociażby na ich wygląd, który przecież nie ma najmniejszego znaczenia.
Dzięki swoim przeżyciom rozwinąłem też wiele pasji, między innymi paleontologiczną i filozoficzną. Zacząłem też pisać książkę fantasy.
Nie wiem, czy robiłbym to wszystko, gdybym był całkowicie sprawny i czy na pewno byłbym tak zmotywowany.
Można zatem powiedzieć, że zyskałem dużo, może nawet więcej, niż straciłem w wyniku niepełnosprawności.
I takiego podejścia do życia życzę każdemu, kto ma jakiekolwiek dysfunkcje.

Kategorie
Paleontologia

Wielkie wymierania

Witajcie,
Dawno już nie pisałem nic do tej kategorii.
Dzisiejszy wpis chciałbym poświęcić omówieniu zjawiska, które jest niezwykle istotne z perspektywy całej historii życia na ziemi, czyli zgodnie z tytułem zjawiska wielkich wymierań.
Zacznijmy od odpowiedzi na pytanie, co nazywamy wielkim wymieraniem.
Wielkie wymieranie to takie, w którego wyniku w stosunkowo krótkim czasie wyginęło co najmniej 75 procent organizmów żyjących na ziemi w danym okresie.
Wielu naukowców sądzi i chyba trudno się z nimi nie zgodzić, że to właśnie wielkie wymierania przyczyniły się do postępu ewolucji na różnych etapach jej rozwoju, gdyż wymarcie jednych grup organizmów, dawało szansę innym grupom.
Szacuje się, że w wyniku wymierań, do dnia dzisiejszego, wyginęło około 99 procent organizmów żyjących kiedykolwiek na naszej planecie, ale po kolei.
Do tej pory na ziemi miało miejsce pięć wielkich wymierań.
Pierwsze z nich miało miejsce około 440 milionów lat temu podczas ery paleozoicznej pod koniec okresu geologicznego nazwanego ordowikiem.
Wymarło wtedy ponad 80 procent ówczesnych organizmów. Najprawdopodobniej przyczyną masowej zagłady był w tym wypadku rozbłysk Gamma, czyli bardzo silne promieniowanie Gamma wyzwolone najprawdopodobniej przez wybuch gwiazdy rodzaju Supernowa.
O szczegóły dotyczące supernowych możecie pytać Dawida.
W każdym razie dawka promieniowania wyzwolona w rozbłysku gamma około 440 milionów lat temu była na tyle szkodliwa, że doprowadziła do katastrofalnych zmian w atmosferze ziemi i unicestwiła większość ziemskiego życia.
Następnym w kolejności wielkim wymieraniem było wymieranie dewońskie, które nastąpiło około 375 milionów lat temu.
Uważa się, że tym, co zapoczątkowało łańcuch zgubnych dla ówczesnego życia zmian w środowisku była erupcja super wulkanu.
Jak można się domyślać po samej nazwie, super wulkany mają o wiele potężniejsze eksplozje, niż zwykłe wulkany.
Powstają tam, gdzie pod ziemią utworzyły się ogromne zbiorniki wypełnione magmą, tak zwane komory magmowe.
Takie komory mogą mieć nawet kilkanaście tysięcy kilometrów sześciennych objętości, więc nie trudno sobie wyobrazić, do czego może doprowadzić gwałtowny wylew takiej ilości magmy.
Dzisiaj super wulkany też stanowią zagrożenie, z którym należy się liczyć. Jeden z nich znajduje się na przykład pod parkiem narodowym Jellystone, a wyliczenia naukowców wskazują, że może wybuchnąć praktycznie w każdej chwili.
Kolejne wielkie wymieranie to tak zwane wymieranie permskie kończące erę paleozoiczną. Miało ono miejsce około 250 milionów lat temu. Było to największe wymieranie w dziejach ziemi. Szacuje się, że wymarło wtedy do 95 procent organizmów zamieszkujących ówcześnie naszą planetę.
Podobnie, jak w przypadku wymierania dewońskiego, tak i w permie przyczyną kataklizmu były najpewniej gigantyczne erupcje wulkaniczne na terenie dzisiejszej Syberii.
Dowody na to, że takie erupcje miały miejsce odkrył w dziewiętnastym wieku jeden z polskich geologów zesłany na Syberię za udział w powstaniu styczniowym.
Odkrył on pola zastygłej lawy, które jak później ustalono, powstały 250 milionów lat temu.
Ktoś mógłby zapytać, skąd wniosek, że jakiś wybuch wulkanu, choćby i ogromny, był w stanie spowodować masowe wymieranie.
Musimy tylko pamiętać, że sam wybuch, to dopiero początek. Każda z wielkich katastrof naturalnych charakteryzuje się zawsze pewną reakcją łańcuchową. W przypadku wulkanizmu prawdziwym zagrożeniem, większym nawet niż sama erupcja, jest wydzielenie do atmosfery toksycznych gazów zatruwających środowisko.
Poza tym erupcje permskie były naprawdę gigantyczne. Grubość pokryw lawowych pozwoliła naukowcom obliczyć, że wypływ lawy mógł trwać bez przerwy nawet przez milion lat.
No i dochodziły jeszcze do tego upadki meteorytów, po których dzisiaj pozostały kratery.
Niektórzy naukowcy uważają nawet, że erupcje syberyjskie były bezpośrednio powiązane z meteorytami, które spadając na ziemię pobudziły ją do aktywności sejsmicznej, co przyśpieszyło tylko kataklizm syberyjski.
W każdym razie przy tym wymieraniu widzimy tą zależność, którą podkreśliłem na początku tego wpisu. Wymieranie permskie sprawiło, że wyginęło bardzo dużo organizmów, ale z drugiej strony umożliwiło przez to nieskrępowany rozwój grupy gadów, która stała się symbolem ery mezozoicznej dinozaurów.
Kolejnym wymieraniem, o którym chciałbym tylko wspomnieć w tym wpisie jest wymieranie triasowe.
Miało ono miejsce około 200 milionów lat temu i prawdopodobnie również było spowodowane wzmożonym wulkanizmem.
No i wreszcie ostatnie z wielkich wymierań, które chociaż nie największe, najbardziej chyba oddziałuje na ludzką wyobraźnię.
Mowa o wymieraniu kredowym, które nastąpiło około 65 milionów lat temu, unicestwiając dinozaury, ale też wielkie gady morskie i latające, a także wiele innych grup organizmów.
Naukowcy nie są pewni, co tak naprawdę spowodowało tą zagładę, a hipotez jest wiele.
Jedna z nich mówi o ponownym rozbłysku gamma, jednak nie jest ona popularna. Inna wskazuje ponownie na wulkanizm.
Ta druga teoria wydaje się o tyle uzasadniona, że rzeczywiście odkryto gigantyczne pola zastygłej dawno lawy na wyżynie Dekan.
Datowanie tych utworów wulkanicznych wskazuje, że powstały one na przełomie mezozoiku i kenozoiku, czyli właśnie wtedy, kiedy miało miejsce wymieranie kredowe.
Naukowcy nie są jednak pewni, czy erupcje dekańskie były bezpośrednią przyczyną wymierania.
Jest oczywiście jeszcze jedna hipoteza związana z tą zagładą, chyba najbardziej rozpowszechniona, czyli teoria impaktu mówiąca o tym, że w ziemię 65 milionów lat temu uderzyła wielka asteroida.
Obecnie większość paleontologów jest zgodna co do tego, że właśnie asteroida stała się bezpośrednią przyczyną kataklizmu kredowego.
Istnieją bowiem liczne przesłanki wskazujące na to, że meteoryt rzeczywiście uderzył i że mógł spowodować wielkie spustoszenie.
Bezpośrednim dowodem na sam upadek asteroidy jest wielki krater uderzeniowy znajdujący się w zatoce meksykańskiej, nieopodal półwyspu Jukatan, częściowo zachodzący na sam półwysep.
W obwodzie krater ten ma 240 kilometrów, a jego średnica wynosi 150 kilometrów.
Kolejnym dowodem na uderzenie meteorytu jest odkrycie tak zwanego kwarcu szokowego w pobliżu Jukatanu w warstwie osadów pochodzącej z końca okresu kredy. Jest to specjalna odmiana kwarcu powstająca tylko przy udziale ekstremalnie wysokich temperatur i wysokiego ciśnienia, a takie warunki zapewne panowały na Jukatanie po upadku asteroidy.
Dowodem mogącym pośrednio wskazywać na rolę asteroidy w wymieraniu kredowym jest też warstwa geologiczna oddzielająca osady mezozoiczne od kenozoicznych nazywana granicą KT, czyli granicą kreda trzeciorzęd.
Warstwa ta jest dość cienka. Poniżej tej warstwy odnajduje się szczątki różnych zwierząt mezozoicznych, a powyżej tej warstwy tych szczątków niema już wcale.
Niewielka grubość warstwy KT może sugerować, że wymieranie było gwałtowne, spowodowane przez jakieś nagłe wydarzenie.
Poza tym w warstwie KT odkryto dużą ilość irydu, pierwiastka, który na ziemi występuje sporadycznie, ale dużo jest go w innych ciałach niebieskich, na przykład w meteorytach. Wniosek?
Pod koniec kredy w ziemię uderzyło jakieś inne ciało niebieskie zawierające iryd.
Jest to tym bardziej prawdopodobne, że zawartość irydu w warstwie KT i średnica krateru w zatoce meksykańskiej zgodnie wskazuje, że ciało, które uderzyło w kredzie w naszą planetę miało około dziesięciu kilometrów średnicy.
Dla porównania już asteroida o trzykilometrowej średnicy byłaby w stanie spowodować katastrofę na skalę globalną, gdyby uderzyła w powierzchnię ziemi.
Uderzenie obiektu ponad trzy razy większego musiało wywołać prawdziwy chaos. Nieszczęśliwe było samo miejsce uderzenia, gdyż pod półwyspem Jukatan znajdują się duże złoża anhydrytu i wapienia. O ile minerały te nie są groźne dla środowiska w normalnych warunkach, o tyle pod wpływem wysokich temperatur i ciśnienia wydzielają dwutlenek węgla oraz tlenek siarki, który po reakcji z parą wodną daje kwaśne deszcze, toksyczne chociażby dla roślin.
Poza tym musimy pamiętać, że asteroida uderzyła częściowo w zatokę, a to oznacza, że wzburzyła wodę, powodując megatsunami. Do tego doszły pożary lasów, zmożony wulkanizm i trzęsienia ziemi, zakrycie słońca przez chmury pyłów, które uniemożliwiły choćby fotosyntezę roślin, odcinając je od światła, zatruta atmosfera, aa także zwyczajny głód i pragnienie dziesiątkujące organizmy, zwłaszcza wielkie gady, których potrzeb nie zaspakajały kurczące się gwałtownie zasoby.
Problem stanowił również chów wsobny, czyli kopulacja spokrewnionych osobników, które nie mogły już w pewnym momencie znaleźć w ginących populacjach nie spokrewnionych ze sobą partnerów do rozrodu.
W efekcie nie było koniecznego zróżnicowania genów, co sprawiało, że kolejne pokolenia organizmów były obarczone wadami genetycznymi.
Do tego wszystkiego doszły zmiany klimatu.
Podsumowując, nie wiadomo na pewno, co spowodowało wymieranie kredowe, być może był to upadek asteroidy, który uruchomił reakcję łańcuchową, a może wulkany na Dekanie, a najprawdopodobniej i jedno i drugie.
Można również powiedzieć, że chociaż wymieranie kredowe na pewno było ogromną katastrofą, stosunkowo dużo organizmów, bo około 25 procent przetrwało ten kataklizm.
Przeżyły przede wszystkim stworzenia morskie, dla których woda stanowiła naturalną ochronę przed zgubnym wpływem tego, co działo się z resztą środowiska, a także stworzenia mało wymagające, na przykład owady, grzyby i tym podobne. Przetrwały też krokodyle, oraz ptaki i ssaki, które dopiero po wyginięciu dinozaurów mogły się w pełni rozwinąć. Gdyby jednak rozwinęły się wcześniej, najprawdopodobniej podzieliłyby los wielkich gadów.
Inna sprawa, że niektórzy naukowcy uważają, iż w pewnym sensie dinozaury przetrwały, a w każdym razie ich geny, bo jak wskazują najnowsze badania ptaki mogły wyewoluować bezpośrednio z dinozaurów, ale o tym opowiem już w innym wpisie.
Mam nadzieję, że was nie zanudziłem. :
Zapraszam do komentowania i zadawania pytań.
Do następnego wpisu

Kategorie
Moja twórczość

Muzeum

Witajcie,
Ten wiersz napisałem dzisiaj. Zawiera on moje refleksje dotyczące wizyt w muzeach historii naturalnej.
Chętnie przeczytam wasze opinie na jego temat
Muzeum
Gdy wchodzę do muzeum historii naturalnej, czuję ciężar czasu, co mija nieubłaganie.
Czuję te miliardy lat, które upłynęły, odkąd pierwsze stworzenia, na naszej planecie stanęły.
Dotykając skamielin, myślę, iż to niesamowite, że łączy nas pokrewieństwo z niewielkim trylobitem.
Podziwiam niespotykane, zaskakujące faktury, rozmaite kształty oraz rozliczne struktury.
Z pomocą dotyku czytam z nich, jak z otwartej księgi, w której zapisana jest historia ziemi.
A gdy tak wszystko oglądam i analizuję, na moment się w codziennym biegu zatrzymuję. Nachodzi mnie bowiem refleksja bardzo smutna, że ludzkość jest dla naszej planety okrutna.
To co natura stworzyła w ciągu tysięcy mileniów, człowiek gotów zniszczyć w jednym oka mgnieniu.
Jeśli zatem ktoś pyta, po co nam jest teraz, wiedza o dawno minionych okresach i erach.
Odpowiedź znajdzie szybko. Nie musi się głowić. Wystarczy że się chwilę nad tym zastanowi.
Odpowiedź ta jest nie tylko taka, że to historia, którą powinniśmy zachować i poznać.
Jeśli ewolucja czegoś nas nauczyła, to tego byśmy dbali o wszystko, co przyroda stworzyła.
To co przez miliardy lat tworzyła z mozołem, powinniśmy wszyscy ochraniać po społem.
Dalej nie wiemy, czy jesteśmy sami we wszechświecie. Być może nie znajdziemy azylu na żadnej innej planecie.
Jeśli więc pozwolimy zniszczyć ziemię komuś, możemy już nie znaleźć następnego domu.

Kategorie
Moja twórczość

Co w tej kategorii

Witajcie,
Właściwie tą kategorię zakładam pod wpływem impulsu. Nie wiem, jak często będę tu coś wrzucał. W każdym
razie, jak sama nazwa wskazuje, będą się tu pojawiać utwory mojego autorstwa, czasem wiersze, a czasem
inne formy literackie. A zatem, do następnego wpisu

EltenLink