Kategorie
Nominacje Refleksje literackie

Moja ulubiona książka – nominacja od Kat

Witajcie,
Nadszedł czas, aby wywiązać się z blogowego wyzwania, jakie postawiła przede mną Kat. Napisała mi mianowicie, żebym opisał swoją ulubioną książkę, zostawiając mi jednak swobodę w kwestii tego, jaki aspekt książki zechcę w opisie uwzględnić.
Przyznam szczerze, że choć miałem od samego początku pewne typy, nie byłem od razu przekonany na sto procent, jaką książkę chcę opisać, która jest moją ulubioną. Przeczytałem ich bardzo dużo i wiele z nich uważam za wartościowe z uwagi na pewne aspekty, podczas gdy pod innymi względami miałbym im sporo do zarzucenia. Z tej przyczyny wybór nie był prosty, bo trudno porównać książki jeden do jednego, tym bardziej, kiedy przynależą one do różnych gatunków literackich.
Zapewne wielu z was kojarzy mnie przede wszystkim z wiedźminem i Harrym Potterem. Są to książki, do których najczęściej się odwołuję w różnych dyskusjach, ale nie wybrałem żadnej z nich. Po pierwsze dlatego, że pomimo, iż bardzo cenię oba uniwersa i osnute wokół nich historie, nie jestem przekonany, czy są to moje ulubione sagi. Tym bardziej miałbym problem z powiedzeniem tego o którejś konkretnej książce w ramach tych serii.
Mój wybór padł na książkę, którą już kiedyś na tym blogu analizowałem, choć pod nieco innym kątem, czyli Pałac północy. Wybrałem ją, ponieważ była to książka, która mnie poruszyła, naprawdę poruszyła, choć jeśli idzie o konstrukcję fabularną można jej coś zarzucić.
Ponieważ we wpisie Między miłością, a szaleństwem powiedziałem już całkiem sporo na temat tej książki Carlosa Ruiza Zafóna, nie będę tu poświęcał wiele miejsca opisom fabuły i możliwym jej interpretacjom, co by się nie powtarzać. Chętnych odsyłam do rzeczonej analizy w wątku refleksje literackie. Tu przypomnę tylko krótko. Akcja koncentruje się wokół grupki wychowanków jednego z sierocińców w Kalkucie, którzy w momencie rozpoczęcia powieści osiągają wiek pozwalający im na opuszczenie przytułku. Rzecz dzieje się w Indiach lat trzydziestych XX wieku, a więc w czasach, gdy kraj ten był jeszcze kolonią angielską. Mimo niezbyt łatwej sytuacji gospodarczo-politycznej, chłopcy cieszyli się zapewne, że z tą chwilą będą mogli rozpocząć nowe życie, lecz nadejście tego nowego życia zostało opóźnione przez przeszłość jednego z młodych absolwentów sierocińca Bena. Przeszłość ta upomniała się o niego i jego siostrę pod postacią tajemniczego psychopaty, który najwyraźniej uwziął się, aby ich zamordować bez wyraźnego powodu. Tak przynajmniej się wydawało, ale historia oczywiście okazała się znacznie bardziej złożona.
Jak się dowiadujemy, u jej podstaw leżą powiązania rodzinne dwójki nastolatków, a konkretniej, prześladowcą okazuje się by ć ich ojciec, czy raczej coś, co po ich ojcu zostało. Lahaway Chandra Hatterkchee, bo tak nazywał się ojciec rodzeństwa, po bardzo ciężkim dzieciństwie, oglądaniu samospalenia matki, pobycie w domu dla obłąkanych i młodości naznaczonej wieloma niegodnymi postępkami przechodzi przemianę, gdy poznaje miłość swojego życia, matkę Bena i Sheere. Pod jej wpływem wchodzi na całkowicie nową ścieżkę, zostaje cenionym inżynierem i postanawia wykorzystać swoje zdolności do działalności dobroczynnej na rzecz indyjskich dzieci z biednych rodzin. Niestety los stawia na jego drodze ludzi, którzy podobnie jak niegdyś Lahaway, nie mają nic do stracenia i chcą wykorzystać jego talenty do ratowania swojej pozycji, przy czym ratowanie to nie ma wiele wspólnego z humanitaryzmem. Lahaway nie chce wracać na złą drogę, ale jego prześladowcy grożą, że zabiją mu żonę, czyli pozbawią go tego, co dla niego najcenniejsze. W tej sytuacji inżynier decyduje się grać na dwa fronty, aby wyprowadzić w pole szantażystów, lecz ta podwójna gra kończy się dla niego tragicznie. Lahaway, będąc uprzednio świadkiem zabójstwa swojej żony, sam ginie razem z tymi, których tak chciał uszczęśliwić. Wielka nienawiść kumulująca się w nim przez całe nieszczęśliwe życie, nie pozwala mu jednak odejść. Jego duch wraca pod postacią ognistej zjawy. Nie jest to już jednak dawny Lahaway z czasów pożycia małżeńskiego, szczodry i chcący za wszelką cenę naprawić błędy młodości. Jest to manifestacja wszystkich frustracji, jakich kiedykolwiek doznał inżynier, esencja jego szaleństwa, z którego kiedyś udało mu się wyjść.
W mściwym zapamiętaniu chce uśmiercić nawet swoje dzieci stanowiące ostatnią mocną nić łączącą go z tym, kim był niegdyś.
Cóż. Streściłem nawet więcej, niż początkowo zamierzałem, ale może przynajmniej dzięki temu będę mógł rozwinąć się bardziej w opisie moich odczuć dotyczących tej książki. Dlaczego uznałem ją za ulubioną?
Po pierwsze i najważniejsze, dlatego, że ta powieść łączy w sposób moim zdaniem dość niepowtarzalny dwie cechy, które decydują w największym stopniu o tym, że dana książka mi się podoba. Z jednej strony jest to fantastyczność (obecność wątków nadnaturalnych, które tworzą ten szczególny rodzaj atmosfery świata przedstawionego. Z drugiej natomiast ukryte w całej opowieści wątki egzystencjalne, najlepiej wynikające wprost z portretów psychologicznych poszczególnych postaci.
Drugą rzeczą, którą cenię w omawianej powieści jest już konkretny sposób ukazania określonych motywów psychologicznych i kreacji bohaterów, zwłaszcza zaś tego czarnego charakteru. Kto choć przelotnie zetknął się z fantastyką i klimatami około-fantastycznymi, ten wie, jak istotną rolę dla struktury fabularnej tego typu utworów odgrywa zdefiniowanie protagonisty i antagonisty w danym świecie przedstawionym. Być może w przypadku niektórych sag, takich, jak choćby Wiedźmin, czy Pieśń lodu i ognia kwestia tego podziału staje się bardziej skomplikowana, bo przeważają tam raczej odcienie szarości, a nie czarnobiały podział na dobro i zło, ale nawet tam istnieje przynajmniej jedna napiętnowana jednoznacznie negatywnie zła siła.
W każdym razie teraz chciałbym nawiązać właśnie do tych odcieni szarości. Jedną z rzeczy, która bardzo mnie denerwuje w powieściach fantastycznych, jest założenie, że antagonista jest zły, bo tak, po prostu dlatego, że zło jest jego cechą istotową i konstytutywną. Nie mówię, że taka kreacja czarnego charakteru przekreśla od razu w moich oczach dzieło, ale zdecydowanie wolę, kiedy czarne charaktery mają historię, z której można wyprowadzić przyczyny ich upadku moralnego. Uwiarygodnia to postać, czyni bardziej logiczną i generalnie pozwala na zachowanie części ludzkich, realistycznych rysów. Nie ukrywam natomiast, że taki rodzaj twórczości odpowiada mi najbardziej. Realistyczne psychologicznie postaci osadzone w fantastycznych uniwersach. Poza wszystkim pokazanie historii czarnego charakteru równa się dla mnie wykorzystaniu jego potencjału, ponieważ dobre ukazanie upadku moralnego danej postaci, to świetny pretekst do poruszenia istotnych egzystencjalnie wątków. Z dobrymi postaciami jest dla mnie troszeczkę inaczej i łatwiej, choć umiejętne pokazanie, jak dobra postać kształtowała swój charakter też może być interesujące. Naturalnie kojarzy mi się tu motyw mędrca i tego, że moim zdaniem znacznie ciekawsze jest ukazanie postawy życiowej takiego bohatera jako wypadkowej jego wszystkich doświadczeń, trafnych wyborów podyktowanych szlachetnością, ale też błędów i porażek, na których się uczył. Powinno się nawet podkreślić jego pewne słabości, z którymi się zmaga i wygrywa z nimi, może czasami nie małym kosztem, bo inaczej znowu traci na realistyczności. To temat na inny wpis poświęcony stricte figurze mędrca w literaturze fantastycznej. Może coś takiego też napiszę. Wróćmy jednak po tej długiej dygresji do Pałacu północy. Napisałem wyżej, że lubię czarne charaktery z historią. To kolejna rzecz, która została dla mnie dobrze zrobiona w Pałacu i to ona w gruncie rzeczy sprawiła, że książka ta tak mnie poruszyła. Nic nie usprawiedliwia tego, czego młody Lahaway, a zwłaszcza to, co wyłoniło się w jego drugim wcieleniu dopuszczało się względem innych. Robił po prostu rzeczy okrutne. Z drugiej jednak strony, przy całym potępieniu dla jego wyczynów, można mu bardzo współczuć. Doświadczył tylu wręcz makabrycznych przeżyć, że naprawdę dziwnym by było, gdyby się nie złamał. To bezwątpienia jedna z tych postaci literackich, które można potępiać i litować się nad nimi jednocześnie.
Oczywiście to litowanie się nad tego rodzaju postaciami stanowi niezaprzeczalnie przywilej czytelnika. W realnym życiu bardzo trudno byłoby zapewne taką litość poczuć, gdyż emocje wzięłyby tu na pewno górę nad racjonalną analizą i chcielibyśmy po prostu, żeby taki łajdak jeden czy drugi zapłacił za to, co zrobił. W sytuacji czytelnika emocje te są odpowiednio słabsze, a poza tym, dzięki bezstronnemu, wszechwiedzącemu narratorowi mamy dostęp do pełnych motywacji i życiorysu bohatera, przynajmniej w niektórych przypadkach. Możemy więc sobie pozwolić na taką psychoanalizę. Ktoś by mógł powiedzieć, co z tego, skoro taka chłodna analiza jest nierealna z punktu widzenia rzeczywistości. Nawet względem postaci historycznych nie zawsze możemy sobie na nią pozwolić, bo nawet jeśli przez lata emocje związane z ich nierzadko kontrowersyjnymi działaniami okrzepły, nie musimy mieć pełnych danych do analizy. Tak, ale z drugiej strony właśnie przez to wszystko, dobrze skonstruowane dzieła literackie umożliwiają interesujące eksperymenty myślowe.
Wróćmy do książki, bo znów wdałem się w rozważania ogólnoliterackie, choć inspirowane tym konkretnym dziełem. Jak pisałem, postaci takich, jak Lahaway można żałować, tym bardziej, że akurat Lahaway ostatecznie znów doznał, hm, może nie wyrzutów sumienia sensu stricte, ale w każdym razie gorzkiej autorefleksji. Taka skrucha, czy świadcząca o niej bezpośrednio chwila zadumy też pomaga w żałowaniu nawet złej postaci, zwłaszcza, jeśli jest oddana wiarygodnie, a myślę, że Zafón oddał ją przekonująco. Ostatecznie Ben żegna się z tym, co kiedyś było jego ojcem, wysłuchawszy uprzednio jego bardzo swoistej spowiedzi. Widmo Lahawaya rezygnuje ze swoich wcześniejszych zamiarów względem syna i wreszcie uwalnia się całkowicie z ziemskiego wymiaru. W moim opisie może to brzmieć bardzo górnolotnie i patetycznie, ale klimat powieści sprawia, że wygląda to jednak nieco inaczej, przynajmniej moim zdaniem. Naturalnie można tu podkreślić jeszcze raz, że wybaczenie w przypadku dzieł literackich jest pewnym przywilejem, a takie oceny w życiu nie muszą przychodzić łatwo. Myślę sobie, że poza pierwiastkiem emocjonalnym może wynikać to również z faktu, że w realnym życiu nie wiemy nigdy na sto procent, czy ktoś żałuje na pewno tego, co złego zrobił. W przypadku powieści raczej przyjmujemy to bez zastrzeżeń, bo uznajemy instancję wszechwiedzącego narratora. Oczywiście, jak powiedziałem, nie należy zapominać, że widmo Lahaway’a nie wyraziło skruchy bezpośrednio, ale raczej wyraziło ubolewanie nad swoją kondycją, której już nie może zmienić. To też bardzo ciekawy motyw, lecz nie będę go tu szerzej analizować.
Zamiast tego chciałbym powiedzieć jeszcze, co dla odmiany mi się w tej książce nie podobało. Przede wszystkim jedno. Pewna niespójność postaci Lahaway’a. Wydaje mi się, że mimo wszystko nie byłby on w stanie funkcjonować normalnie i po występnej młodości skończyć Inżynierię, a poza tym generalnie być w miarę normalnym, choć przez te kilka lat. Oczywiście nie wiemy, na ile standardowo zachowywał się on w codziennym życiu, ale z tego, czego dowiadujemy się o jego przeszłości, wnioskuję, że zaburzenia psychiczne raczej zaszły u niego zbyt daleko, żeby mógł normalnie społecznie funkcjonować. Jest to więc nieco naciągane. Mówię tu o psychicznym funkcjonowaniu, ale równie dobrze można to odnieść do sfery służbowej, czy kontaktów z prawem. Nie sądzę, żeby osobnik, który miał taką podejrzaną przeszłość, cieszył się takim zaufaniem społecznym, a raczej ciężko byłoby mu pewne rzeczy ukryć. Z zaufaniem mogłoby być tym ciężej, że ludzie, którzy go otaczali, nie musieliby wiedzieć tego, co wie czytelnik od narratora, że jego przemiana pod wpływem żony była autentyczna.
Mimo wszakże tego zastrzeżenia, i tak jest to jedna z moich ulubionych książek i sądzę, że jest warta polecenia.
Podsumowując, mam nadzieję, że tym wpisem podołałem wyzwaniu Kat. Zresztą pewnie niebawem się dowiem. 😀
Mój wybór ulubionej książki padł na Pałac północy, ponieważ jest to książka poruszająca i zawierająca ciekawy portret psychologiczny. To historia bardzo smutna, ale też na swój sposób piękna mówiąca o przyjaźni, miłości silniejszej, niż strach przed śmiercią, ale też szaleństwie, nienawiści i podłości. Bezsprzecznym atutem jest tu kreacja tak-zwanego czarnego charakteru, choć i ona ma swoje wady. Ja jednak powiem, że niewiele napotkałem do tej pory postaci literackich, które zmieniałyby się tyle razy, upadały, podnosiły się i upadały znowu, by ostatecznie popaść w coś w rodzaju smutnej akceptacji własnej kondycji, akceptacji bezsilnej, ale z dużą dozą moralnej samoświadomości.
Polecam Pałac wszystkim tym, którzy lubią opowieści z przesłaniem, ale też nie radzę czytać tym, którzy wolą łatwe, przyjemne i jednoznaczne zakończenia.
Tą rekomendacją kończę tę pseudo-recenzję i zapraszam do dzielenia się swoimi odczuciami w komentarzach.
Do następnego wpisu

Kategorie
Refleksje literackie z życia

Refleksyjne oblicza fantastyki – wykład

Kategorie
Refleksje literackie z życia

Refleksyjne oblicza fantastyki – zapowiedź wykładu

Witajcie,
To, z czym dzisiaj do was przychodzę, miało miejsce w ostatni piątek. Zacznę może od tego, że w zeszłym tygodniu byłem na jednym zjeździe pod Kielcami. Wyjazd był wspaniały, może jeszcze opowiem o nim szerzej, jak będę dysponował większą ilością wolnego czasu. Oprócz Kielc zachaczyłem też o Warszawę, gdzie jak już wiecie z jej bloga, spotkałem się z Angeliką. Wracając do Kielc. Miałem tam okazję wygłosić wykład pod tytułem refleksyjne oblicza fantastyki. Podobnie, jak moje wystąpienie o oswajaniu filozofii i ten wykład uwieczniłem na nagraniu, celem przeprowadzenia jego krytycznej analizy. Przeszedł ją na tyle dobrze, że zdecydowałem się nim z wami podzielić. Osobiście jestem z niego całkiem zadowolony, chociaż oczywiście pewne rzeczy mogłem powiedzieć inaczej, a pewne też dodać, ale na to drugie właściwie nie miałem czasu. I tak już mnie popędzali, co nawet się uwieczniło. Szkoda, bo niektóre wątki wymagały by rozwinięcia. No mówi się trudno. Nie przedłużając, w następnym wpisie wykład. Jestem ciekaw waszej opinii, tym bardziej, że wielu czytelników tego bloga w fantastyce siedzi. Zachęcam do komentowania.

Kategorie
Refleksje literackie

Między miłością, a szaleństwem, czyli analiza postawy głównego czarnego charakteru pałacu północy

Witajcie,
Bardzo dawno nie pisałem nic w tej kategorii, a jednocześnie od dłuższego czasu noszę się z zamiarem napisania analizy motywu zasygnalizowanego w tytule wpisu.
Zanim jednak przejdę do samej analizy, dokonam małego wprowadzenia.
Jak wiedzą ci, którzy czytają bloga Dawida, pałac północy jest książką autorstwa Carlosa Ruiza Zafóna. Osobiście mam pewną trudność z zaklasyfikowaniem tej powieści do jakiegoś konkretnego gatunku. Zawiera ona motywy fantastyczne, ale jest ich stosunkowo mało. Poza tym, nawet w obrębie fantastyki, nie potrafiłbym zdecydowanie powiedzieć, do jakiego podgatunku fantastyki należałoby pałac zaliczyć.
Zostawmy jednak kwestie gatunkowe i przejdźmy do samej analizy.
Cała akcja powieści skupia się na losach grupy nastolatków z Kalkuty, którzy opuściwszy sierociniec, w jakim się wychowywali, nagle znajdują się w wielkim niebezpieczeństwie. Okazuje się bowiem, że na życie dwójki bohaterów, rodzeństwa Bena i Sheere, czyha bezwzględny szaleniec, o którym na dodatek wiadomo bardzo niewiele.
Jedyną osobą mogącą rozjaśnić nastolatkom zawiłą sytuację, w której się znaleźli, jest babcia Bena i Sheere, niejaka Aryami Bose, której córka Kylian była matką rodzeństwa.
Odwiedziny u staruszki i rozmowa z nią całkowicie zmieniają spojrzenie nastolatków na wydarzenia, w których centrum się znaleźli i ukazują powiązania zagrażającego bohaterom mordercy z rodziną zagrożonych, a konkretnie z ojcem Bena i Sheere, utalentowanym inżynierem, Lahawajem Chandrą Chatterghee.
Cytat.
Twój ojciec był człowiekiem tajemniczym, który nigdy nie mówił o
swojej rodzinie ani swojej przeszłości. Być może dlatego nigdy nie
potrafiłam wyczuć chmur gromadzących się nad jego głową i nad głową mojej córki. Chmur, które z tej ciemnej i niezgłębionej przeszłości brały początek. Nigdy nie pozwolił, żebym mu pomogła, a w godzinie
nieszczęścia był tak osamotniony jak przez całe życie, zamknięty z
własnej woli w fortecy samotności, do której klucze miała w ciągu tych
wspólnych lat jedna tylko osoba: Kylian.
Ale twój ojciec, tak jak my wszyscy, miał swoją przeszłość i z tej
przeszłości wynurzyła się postać, która przyniosła ciemność i tragedię
naszej rodzinie.
Kiedy był dzieckiem i krążył głodny po ulicach Kalkuty z głową pełną
cyfr i wzorów matematycznych, poznał innego samotnego chłopca,
rówieśnika, sierotę.
Owego roku twój ojciec padł ofiarą morowego powietrza i pewnie nie
uszedłby śmierci, gdyby nie pomoc Jawaha-la, towarzysza niedoli, który doglądał go w chorobie przez dwadzieścia dni, w baraku z cegieł i nadpalonych desek nad brzegiem rzeki Hooghly. Ojciec, odzyskawszy zdrowie, przysiągł, że zawsze będzie chronić Jawahala i dzielić z nim wszystko, co przyszłość mu przyniesie, bo i teraz jego życie należało do niego. Taka dziecięca przysięga, ale przysięga na śmierć i życie, pakt przypieczętowany krwią. Ale ojciec nie wiedział o jednym: Jawahal, ów niespełna jedenastoletni anioł wybawiciel, nosił w sobie chorobę
znacznie okrutniejszą od tej, która o mało nie pozbawiła życia twego
ojca. Chorobę, która zaczęła się objawiać znacznie później, wpierw
ledwo zauważalna, później już nieodwracalna niczym wyrok: obłęd.
Po latach ojciec dowiedział się, że matka Jawahala zginęła w płomieniach na oczach syna, dokonując samospa-lenia w ofierze bogini Kali, z kolei zaś matka jego matki dożyła swoich dni w nędznej celi zakładu dla
obłąkanych w Bombaju. A były to tylko małe ogniwa w długim łańcuchu zdarzeń, które zamieniały dzieje tej rodziny w pasmo nieszczęść i okropieństw. Twój ojciec, już jako chłopiec, był jednak silnym
człowiekiem i wziął na siebie odpowiedzialność za przyjaciela, nie
zważając na jego straszne dziedzictwo.
Wszystko było w miarę proste, dopóki, ukończywszy osiemnaście lat,
Jawahal nie zamordował z zimną krwią zamożnego kupca na bazarze, bo ten nie chciał sprzedać
mu medalionu, powątpiewając w wypłacalność klienta z racji jego
wyglądu. Twój ojciec ukrywał go w swoim domu przez wiele miesięcy.
Ryzykując przyszłość i życie, chronił Jawahala przed stróżami porządku, szukającymi go po całym mieście. Udało mu się, ale to był zaledwie początek. Rok później, w noc hinduskiego Nowego Roku, Jawahal
podpalił dom zamieszkany przez kilkanaście staruszek i siadł na ulicy, by przypatrywać się płomieniom, dopóki ostatnie belki nie runęły na ziemię obrócone w żarzący się popiół. Tym razem nawet sztuczki twojego ojca nie potrafiły uchronić go przed sprawiedliwością.
Odbyła się rozprawa sądowa, długa i straszna, w wyniku której Jawahal
skazany został za swoje zbrodnie na dożywocie. Twój ojciec zrobił
wszystko, co było w jego mocy, żeby mu pomóc, z własnych
oszczędności opłacił adwokatów, wysyłał przyjacielowi czystą odzież do więzienia i przekupywał strażników, by nie dręczyli więźnia. Za całą wdzięczność musiały mu starczyć słowa nienawiści. Jawahal oskarżył ojca o to, że go zdradził, opuścił i że chce się go pozbyć. Zarzucił mu złamanie przyrzeczenia sprzed lat i poprzysiągł zemstę, bo – jak krzyknął z ławy oskarżonych, kiedy odczytano wyrok skazujący, należała mu się połowa życia twego ojca.
Ojciec twój pogrzebał ów sekret w najgłębszych zakamarkach serca i nie chciał, by twoja matka kiedykolwiek się o tym dowiedziała. Lata zatarły to wspomnienie. Po ślubie i pierwszych latach małżeństwa, gdy ojciec
zaczął odnosić sukcesy, wszystkie te zdarzenia zdawały się jedynie nic
nieznaczącym epizodem z dalekiej przeszłości.
Kiedy twoja matka zaszła w ciążę, ojciec zdawał się innym człowiekiem, całkiem odmienionym. Kupił szczeniaka rasy obronnej, by, jak mówił, wyszkolić go na najlepszą niańkę swego mającego przyjść na świat
dziecka, i ciągle opowiadał o domu, który zamierzał zbudować, o nowej książce, snuł plany na przyszłość…
Miesiąc później porucznik Michael Peake, jeden z dawnych konkurentów twojej matki, stawił się u nich w domu z wiadomością, która zasiała trwogę w sercach: Jawahal podpalił oddział więzienia dla
niebezpiecznych skazańców, w którym odbywał karę, i uciekł, nie
omieszkawszy przedtem krwią współwięźnia, któremu poderżnął gardło, napisać na ścianie celi słowa: "zemsta".
Peake zobowiązał się osobiście odnaleźć Jawahala i ochronić ich przed ewentualnym atakiem. Minęły dwa miesiące i nie dotarła do nich żadna wieść o Jawahalu. Do dnia urodzin twojego ojca.
Rano jakiś żebrak dostarczył paczkę na jego nazwisko. Zawierała medalion, dla którego Jawahal popełnił pierwsze morderstwo, oraz list. Jawahal pisał, że śledził ich przez wiele tygodni i zorientowawszy się, że ojciec nie tylko odniósł sukces zawodowy, ale też ma śliczną żonę, życzy im wszystkiego najlepszego i zapowiada swoją rychłą wizytę, by – jak to wyraził – mogli znów jak bracia dzielić się wszystkim, co mają.
To były trudne dni dla twojego ojca. Właśnie ukończono budowę jego
największego dzieła, dworca kolejowego Jheeter's Gate na wschodnim
brzegu rzeki Hooghly.
Oficjalna inauguracja Jheeter's Gate odbyła się pod koniec owego
tygodnia i aby uczcić wydarzenie, postanowiono symbolicznie odprawić pociąg, który miał przewieźć trzysta sześćdziesięcioro osieroconych dzieci do nowego domu na wschodzie kraju. Były to dzieci z
najbiedniejszych warstw i dokonania inżyniera oznaczały dla nich
początek nowego życia. A twój ojciec pracował ciężko, by móc im to
ofiarować.
Matka koniecznie chciała wziąć udział w uroczystości i przekonywała
twojego ojca, że ochrona porucznika Peake'a i jego ludzi zapewni jej
bezpieczeństwo.
Kiedy inżynier wsiadł do pociągu i poprowadził maszynę mającą zawieźć dzieci do nowego miejsca przeznaczenia, stało się coś zupełnie nieprzewidzianego. Wybuchł pożar. Płomienie ogarnęły kilka poziomów dworca, tunel i wagony pociągu, który przeistoczył się w prawdziwe piekło, rozpaloną do białości żelazną trumnę dla podróżujących nim dzieci. Twój ojciec zginął, usiłując daremnie ratować dzieci, podczas gdy płomienie trawiły jego marzenia.
Kiedy wiadomość dotarła do twojej matki, o mało cię nie straciła. Ale los, zmęczony już zsyłaniem tylu nieszczęść na
rodzinę, zechciał cię uratować. Trzy dni później, kiedy do twoich
narodzin brakowało kilku dni, Jawahal i jego ludzie wtargnęli do domu i porwali twoją matkę, nie omieszkawszy ogłosić, że tragedii na Jheeter's Gate winien był ojciec.
Porucznik Peake zdołał się uratować i dotarł do wnętrza dworca, który od tamtej pory stał się wyludnionym rumowiskiem, omijanym przez wszystkich miejscem przeklętym. Jawahal zostawił w ich domu list, w którym napisał, że zabije twoją matkę i mające się narodzić dziecko. Było jednak coś, czego nawet on nie przewidział. To nie było jedno dziecko,
tylko dwójka, bliźnięta. Chłopczyk i dziewczynka. To byliście wy…
Koniec cytatu.
Z opowieści tej wyłania się tragiczny obraz losów rodziny, której szczęśliwe życie zostało drastycznie i permanentnie zakłócone przez szaleńca, który na dodatek w tak ohydny sposób odwdzięczył się swojemu dobroczyńcy. Odebrał mu wszystko, co było dla niego istotne, mimo, że inżynier wcześniej zaryzykował całą swoją reputację, chroniąc niebezpiecznego obłąkańca przed wymiarem sprawiedliwości w imię łączącej ich dawniej przyjaźni. I chociaż w tym miejscu słusznie możemy potępiać inżyniera, który krył masowego mordercę, w niewielkim stopniu tłumaczy go wdzięczność dla Jawahala za to, że kiedyś uratował przyjacielowi życie.
W każdym razie do takich wniosków można dojść na podstawie dotychczasowych wyznań Aryami. Sprawa okazuje się wszakże znacznie bardziej skomplikowana.
Przerażającej, a zarazem niezwykle smutnej prawdy o swojej rodzinie rodzeństwo dowiaduje się dopiero podczas kolejnej rozmowy z babcią, która wreszcie decyduje się im wszystko wyznać.
Cytat.
Wiem, że nie dają wam spokoju pewne pytania. Zastanawiacie się może, dlaczego was okłamałam, mówiąc o Jawahalu, o więzieniu, z którego uciekł. Zastanawiacie się, dlaczego nie ma o nim żadnej wzmianki. Zanim rozwieję wasze wątpliwości, chciałabym, żebyście wiedzieli jedno.
Chandra był wspaniałym człowiekiem. Człowiekiem, który kochał swoją żonę i który, gdyby mógł, na pewno kochałby swoje dzieci. Ale życie nie dało mu takiej szansy. Powiedziawszy to, nie pozostaje mi nic innego, jak wyznać wam prawdę.
Kiedy twój ojciec był młody, wcale nie zapadł na tajemniczą chorobę i
nie znalazł się w żadnej chatce nad rzeką. Nie zaopiekował się nim też
żaden troskliwy chłopiec, który go wyleczył, choć tak mówiłam wam
wcześniej. Twój ojciec wychował się w instytucji istniejącej do dziś na
południu Kalkuty i noszącej nazwę Grant House. Jesteście młodzi i
pewnie nazwa ta nic wam nie mówi, był wszakże czas, kiedy instytucja ta okryła się smutną sławą. Grant House – tu właśnie znalazł się twój ojciec w wieku
zaledwie sześciu lat, po tym jak przeżył coś naprawdę potwornego. Na
jego oczach matka, schorowana kobieta kupcząca swoim ciałem w
zamian za marne grosze, dokonała samospalenia, składając życie w
ofierze bogini Kali. Grant House, gdzie dorastał Chandra, to instytucja dla umysłowo chorych, wy nazwalibyście ją pewnie domem wariatów.
Przez lata całe Chandra błąkał się po korytarzach tego posępnego miejsca. Bez rodziców, bez przyjaciół, za jedyne towarzystwo mając ludzi
zatopionych w majakach i ustawicznym cierpieniu. Ludzi, którzy
twierdzili, że są demonami, bogami czy aniołami, by następnego dnia
zmienić tożsamość i imię. Kiedy, podobnie jak wy teraz, osiągnął wiek
pozwalający mu opuścić zakład, miał za sobą straszliwe dzieciństwo i
doświadczył najbardziej okrutnej nędzy, jakiej w ogóle można
doświadczyć w Kalkucie.
Nie muszę wam już chyba tłumaczyć, że ów złowrogi przyjaciel, który
obrał drogę występku, tak naprawdę nigdy nie istniał. Jedynym cieniem, z jakim zmagał się w życiu twój ojciec, był parazyt gnieżdżący się w jego duszy. To on popełniał owe straszliwe zbrodnie. Do końca życia dręczyły potem inżyniera wyrzuty sumienia i poczucie winy, niczym uporczywa klątwa.
Tylko dobroć i szlachetność Kylian były zdolne go uleczyć, dać mu siłę
pozwalającą przeciwstawić się mrocznemu przeznaczeniu. U jej boku
napisał książki, o których już słyszeliście, u jej boku zaprojektował
dzieła, które uczyniły go nieśmiertelnym, i zdołał odegnać widmo
podwójnego życia. Ale ludzka zawiść sprawiła, że nie dostał swojej
szansy, a życie, zapowiadające się tak dobrze i szczęśliwe, stoczyło się z powrotem w ciemności. Tym razem na wieki.
W noc kiedy Lahawaj Chandra Chatterghee patrzył na śmierć swojej żony, groza lat dziecinnych wróciła do niego ze zdwojoną mocą, spychając go raz jeszcze w czeluście osobistego piekła. Zbudował cały swój świat na piedestale, który teraz, na jego oczach, runął. Zginął w płomieniach z przekonaniem, że ponosi winę za tę tragedię, że zasłużył na podobną karę i potępienie.
Kiedy Llewełyn uruchomił Ognistego Ptaka, a ogień rozprzestrzenił się w okamgnieniu po całym budynku stacji, cień zamieszkujący w duszy Chandry przysiągł, że powróci z krainy śmierci. W postaci ognistego anioła. Anioła zagłady, anioła zemsty. Anioła będącego ucieleśnieniem ciemnej strony jego własnej osobowości.
Nie mogąc zaznać spoczynku, duch Jawahala snuje się po świecie, od
dnia pożaru złączony na zawsze z piekielną machiną własnego projektu, którą w chwili swojej śmierci obdarzył życiem wiecznym, sam zmieniwszy się w mroczne widmo. Jawahal i Ognisty Ptak są jednym
i tym samym. Na tym właśnie polega klątwa: na jedności ducha
nienawiści i śmiercionośnej machiny.
Koniec cytatu.
Tu dochodzimy do sedna całej analizy motywu zawartego w tytule wpisu.
Przerażająca prawda na temat inżyniera, jakiej wreszcie dowiedzieli się bohaterowie, otwiera nam olbrzymie pole interpretacyjne, dowodząc mistrzostwa Zafóna w dziedzinie poruszania bardzo trudnych zagadnień psychologicznych i filozoficznych.
Sam motyw szaleństwa ukazany został przez autora w sposób pozwalający na przyjrzenie się problemowi równowagi emocjonalnej z wielu różnych perspektyw.
Po pierwsze, nawiązując do pałacu północy, możemy zadać sobie pytanie, jakie znaczenie ma środowisko, w jakim dorasta człowiek, dla jego psychicznej stabilności? Odpowiedź Zafóna jest jednoznaczna. Ogromne.
Jako studentowi filozofii, nasuwa mi się nieodparcie skojarzenie z psychoanalizą Freuda, który źródła wszystkich ludzkich postaw upatrywał w doświadczeniach z dzieciństwa. Przykład Chandry ilustruje tę tezę doskonale. W jego przypadku możemy spokojnie zaryzykować twierdzenie, iż przerażające traumy z okresu dzieciństwa były druzgocącym ciosem dla jego psychiki. W dramatyczny sposób utracił tak bliską sobie osobę, a następnie znalazł się w miejscu, w którym był pozbawiony jakichkolwiek wzorców. Ośrodek dla obłąkanych nie dostarczył mu tak potrzebnych życiowych wskazówek. Zamiast tego naraził go na nowe stresy, a to wszystko w okresie dzieciństwa i dojrzewania, najważniejszym w procesie kształtowania się ludzkich postaw.
Skutki były dosłownie zbrodnicze, jak wynika z cytatu. I znowu, jak w przypadku Snapea, o którym pisałem w poprzednim wpisie tej kategorii, bodźcem do zmiany swojego życia na lepsze i bardziej wartościowe, okazała się miłość.
Kylian zmieniła Lahawaja. Pokazała mu, że można żyć inaczej, a co najważniejsze, Samą swoją obecnością dała mu motywację i siłę do stawienia czoła przeszłości. Być może także pomogła inżynierowi przekuć targające nim frustracje w siłę napędową do wszystkich działań o charakterze społecznym, których potem się podjął. Stanowiła dla niego nowe źródło utraconego dawniej sensu życia.
Coś jednak się stało. Jak wiemy z cytatu, szczęście inżyniera skończyło się szybciej, niż zaczęło, a to po raz kolejny zepchnęło go na złą drogę.
Pozostaje mi więc tylko wyjaśnić do końca tą historię. Jest to potrzebne do przeprowadzenia pełnej analizy tego motywu, chociaż wiem, że po przeczytaniu tego wpisu już nikt nie będzie chciał czytać książki, bo wszystko zostało już powiedziane. No trudno.
A zatem. Przeszłość Lahawaja powróciła do niego za pośrednictwem pewnego wojskowego, wspomnianego już z nazwiska Artura Llewełyna , który sam szalony i przeżarty ambicją, chciał za wszelką cenę pokazać światu swoją potęgę i skuteczność, tym bardziej, że jego pozycja stawała się coraz bardziej niepewna.
W desperackim akcie postanowił posłużyć się inżynierem, żądając od niego stworzenia broni masowego rażenia, która ponownie zapewniłaby autorytet upadłemu wojskowemu.
Ponieważ Chandra nie zamierzał budować machiny masowej zagłady, Llewełyn zadecydował, że nie pozostawi mu wyboru.
Odgrzebał zbrodnie z przeszłości Chandry, do których ten nie chciał już nigdy wracać i zagroził, że jeśli inżynier nie zrealizuje jego zlecenia, poda wszystko do wiadomości publicznej. To byłby koniec zawodowego i prywatnego życia inżyniera.
Zaczął więc pracować nad projektem, pojawiającym się w cytacie ognistym ptakiem. Kiedy po raz ostatni zamierzał się zbuntować i wywieść w pole szalonego wojskowego, został zaszantażowany ponownie. Nie będę tu pisał, w jaki sposób. Jeśli ktoś jest ciekaw, odsyłam do książki. Grunt, że ostatecznie
Llewełyn zabił na oczach inżyniera jego żonę, jednocześnie doprowadzając do tragicznej w skutkach katastrofy na dworcu. Zginął w niej także sam Chandra, który wpadł w pułapkę Llewełyna. Jak wiemy wszakże z cytatu, nienawiść i frustracja Lahawaja była na tyle silna, że przezwyciężyła nawet śmierć, powracając w postaci żądnego pomsty Jawahala będącego uosobieniem wszelkich zgryzot inżyniera.
I tu właśnie dochodzimy do niezwykle interesującego motywu psychologicznego, często pojawiającego się w twórczości fantasy, motywu widma, które prześladuje bohaterów, stanowiąc metaforę ich ciemnej strony, ich frustracji, smutków, lęków i niegodnych popędów.
W przeciwieństwie jednak do najczęstszych przypadków zastosowania tego zabiegu w literaturze, cień, mroczne widmo nie jest tutaj przedstawione, a przynajmniej nie tylko, jako frustracje, walka z którymi jest zasadniczą treścią ludzkiego życia. Tak problem ten jest ukazany między innymi w czarnoksiężniku z archipelagu Urszuli Leguin, a także w innej książce Zafóna pod tytułem światła września.
W pałacu północy rzecz jest trochę bardziej skomplikowana, ponieważ ciemna strona Lahawaja zwycięża w nim ostatecznie przez doznane traumy. W efekcie Jawahal staje się jakby inną osobą, niż Lahawaj. Nie ma w nim już szlachetnych ideałów przyświecających Chandrze w jego dorosłym życiu. Pozostają zaś jedynie gniew i boleść.
Jest to skrajna metafora upadku moralnego, którego może doświadczyć człowiek, jeśli da się ponieść negatywnym emocjom.
Tą metamorfozę inżyniera, potwierdza tylko jakże częsty motyw zmiany imienia. Wcześniej, Lahawaj, walczący o swoje człowieczeństwo, teraz stał się pozbawionym skrupułów Jawahalem. Symboliczne jest zapewne, iż oba imiona są swoimi odbiciami lustrzanymi, tak, jak mrocznym odbiciem osobowości samego Chandry był Jawahal. Cały symbolizm zmiany imienia, o czym wie każdy fan fantastyki, jest związany z założeniem, że postać, która przybiera inne imię, niż to, które nadano jej po urodzeniu, manifestuje w ten sposób radykalną zmianę postawy życiowej.
W tym momencie można nawiązać jeszcze do tytułu wpisu, w pewnym sensie podsumowując tragizm postaci Chandry.
Między szaleństwem, a miłością. Uważam, że to sformułowanie bardzo dobrze oddaje jego sytuację.
Miłość pozwoliła mu się wydobyć z osobistego bagna, w jakim znalazł się przez traumatyczne dzieciństwo. Odkryła w nim na nowo człowieka. Jednocześnie zaś ból po stracie ukochanej, znów popchnął go na drogę zbrodni. Tragiczny obraz tego, jak utrata obiektu miłości człowieka, zwłaszcza, gdy upatruje w nim jedynej swojej ostoi, może takiego nieszczęśnika pogrążyć.
Pisałem wcześniej, że wątek miłości jako głównego motoru zmian w osobowości łączy poniekąd Jawahala i Snapea.
Teraz chciałbym wskazać na główną moim zdaniem różnicę między tymi dwoma postaciami.
Snapeowi w Harrym Potterze śmierć Lily paradoksalnie pozwoliła ocalić człowieczeństwo, gdyż kochając zmarłą, zapłonął nienawiścią do jej mordercy, stając przeciw niemu do walki. W przypadku Jawahala zaś nienawiść była skierowana przeciw wszystkiemu i wszystkim. Bardzo luźno można w moim przekonaniu porównać Jawahala i lorda Wadera. Obaj, żeby chronić swoje rodziny, sprzymierzyli się z siłami ciemności, choć w przypadku Chandry, to wcale nie on sam był największym zagrożeniem dla ukochanej. Obaj też po utracie swoich miłości cierpieli do końca życia.
Na koniec i Wader, i Jawahal ostatecznie w pewnym sensie skruszeli. Zrobił to nawet Jawahal, wbrew przepowiedni Aryami. Nie była to może skrucha bardzo oczywista, ale tego nie będę już tutaj rozważał. Kto jest ciekaw, co miałem na myśli, niech zajrzy do książki, bo naprawdę warto.
Ja ograniczę się tylko do jednego cytatu, który chyba podsumowuje tragizm Jawahala i jego świadomość tego tragizmu. Chociażby po tym widać, że w zjawie, jaką się stał, odnaleźć jeszcze można było cień człowieka.
Skierował on do Bena już pod koniec książki następujące słowa.
Musisz zrozumieć, że na wybór dwóch rzeczy w życiu nie masz najmniejszego wpływu. Nie wybierasz swoich wrogów, to po pierwsze. A po drugie, nie wybierasz rodziny. Czasem trudno uchwycić różnicę między pierwszymi a drugimi. Ale z czasem pojmujesz, że w rezultacie mogły ci wypaść gorsze karty. Życie, mój synu, to jakby pierwsza rozgrywana przez ciebie partia szachów. Kiedy zaczynasz rozumieć, o co w tej grze chodzi, okazuje się, że już przegrałeś.
Całkowicie na marginesie dotychczasowych rozważań, można wskazać, a przynajmniej tak mi się wydaje, ciekawy
problem filozoficzny poruszony w pałacu, a mianowicie problem tego, co stanowi istotę człowieka i zasadniczo
pozwala mu egzystować. Na podstawie losów Jawahala można stwierdzić, iż odpowiedź Zafóna brzmi dusza.
Najwyraźniej to ona jest dla pisarza najważniejsza, jako ośrodek życia fizycznego i emocjonalnego, a
już na pewno tego drugiego. Od tego zaś jak dana osoba przeżyje i zakończy swoje życie, zależą pośmiertne losy konkretnych
dusz. Fakt, iż w swojej książce autor przyjmuje takie rozwiązanie, wynika z historii Lahawaja, a także
Kylian, o której więcej możecie przeczytać w samej powieści. Sam problem ciała i duszy jest na gruncie
filozofii i religii dyskutowany od wieków, i jak wiadomo, raczej nigdy nie doczeka się rozwiązania. Rodzi
też wiele kontrowersji, zwłaszcza w dobie dzisiejszej dominacji naturalizmu w powszechnym myśleniu. Ja
dłużej nie będę się tu nad nim rozwodził. Chciałem tylko zasygnalizować, że w analizowanym dziele można
natrafić na ten dylemat i pewną próbę jego rozwikłania.
Na sam koniec tego wpisu, chciałbym zastanowić się krótko jeszcze nad jednym, a mianowicie nad ostateczną oceną Jawahala.
Jak twierdziła Aryami, Chandra był dobrym człowiekiem.
Moim zdaniem, to wysoce kontrowersyjna teza. Na pewno był człowiekiem nieszczęśliwym i zagubionym, któremu należy współczuć na wielu płaszczyznach, ale oceniać go pozytywnie, z tym byłbym bardzo ostrożny.
Podkreślę raz jeszcze, że dla mnie jest to zdecydowanie postać tragiczna. Poruszyła mnie jej historia, tak, jak poruszyło mnie naprawdę niewiele innych książek.
Należy jednak rozgraniczyć, przynajmniej według mnie, między dwoma pojęciami, docenieniem zasług danej jednostki i nawet zrozumieniem jej motywów, a aprobatą, czy choćby przymykaniem oczu w reakcji na coś takiego, jak morderstwo.
To drugie bowiem, jest w moi przekonaniu plamą, która zawsze pozostanie na życiorysie każdego mordercy, chyba, że dopuścił się go w afekcie, a i to nie jest moralnie jednoznaczne.
Na tym chciałbym zakończyć ten wpis. Przepraszam za wszystkie zawarte tu spojlery dotyczące fabuły, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie z uwagi na dogłębność analizy. Jeszcze raz zachęcam wszystkich, którzy nie czytali pałacu do jego lektury, gdyż w tym opracowaniu nie mógłbym, nawet gdybym chciał, oddać całego klimatu tej książki, a już tym bardziej klimatu interpretacji lektorskiej w wykonaniu Fronczewskiego, który przeczytał audiobooka. Ten kto przeczyta książkę dowie się szczegółowo nie tylko jak skończyła się historia Jawahala, ale też dlaczego tak naprawdę polował na, jak by nie patrzeć, własne dzieci. Myślę, że w tym świetle jego końcowa postawa zrobi jeszcze większe wrażenie.
Będę wdzięczny za komentarze.
Do następnego wpisu.

Kategorie
Refleksje literackie

Motyw miłości w książkach o Harrym Potterze

Witajcie,
Zgodnie z tytułem wpisu, dzisiejsze rozważania chcę poświęcić motywowi miłości w twórczości J K Rowling.
Myślę, że jak na razie będzie to mój ostatni wpis dotyczący tej autorki. Później w swoich refleksjach będę chciał zająć się dziełami innych pisarzy, jednak ponieważ problem miłości w powieściach o Harrym Potterze jest moim zdaniem jednym z ciekawszych zagadnień poruszanych w cyklu, postanowiłem poświęcić mu nieco uwagi.
Przejdźmy zatem do analizy.
Jak wiedzą wszyscy fani serii, miłość stanowi ważny element życia bohaterów sagi.
Przejawia się praktycznie w każdym tomie i to w różnych formach.
Możemy zatem mówić o stanach zakochania łączących poszczególne postaci.
Takich par połączonych przez zauroczenie, możemy wymieniać wiele, a między nimi Rona i Lawender, Ginny i Dina, Harrego i Ho, a także wiele innych.
Nie takie oblicze miłości będzie jednak tematem moich dzisiejszych rozważań.
Zastanowię się za to nad bardziej filozoficznymi i psychologicznymi aspektami tego uczucia w jego najautentyczniejszej, bezwarunkowej postaci.
Swoją analizę zacznę od rozpatrzenia sytuacji samego Harrego Pottera.
W życiu tego bohatera miłość odgrywała niezwykle ważną rolę już od samego początku.
Gdy był niemowlęciem, ocaliła go od pewnej śmierci, kiedy matczyne uczucie Lily kazało jej zasłonić syna własnym ciałem przed morderczym urokiem Voldemorta. Chociaż miała wybór, mogła przecież ratować siebie, zostawiając dziecko na pastwę mordercy, wolała raczej poświęcić życie, niż patrzeć, jak szaleniec bez skrupułów morduje małego Harrego.
Już sam akt tak wielkiego poświęcenia mógłby być przedmiotem bardzo głębokich analiz psychologicznych.
Można by było na przykład zastanowić się, jak wielka musi być miłość matki do dziecka i jak silną wolą musi się ta matka wykazać, by w podobnych okolicznościach podjąć podobną decyzję.
Dużą odwagą musiał wykazać się również ojciec Harrego, który był gotów powstrzymać Voldemorta i nawet przy tym zginąć, żeby dać czas do ucieczki swojej żonie i synkowi.
Równie ciekawym, jeśli nawet nie ciekawszym tematem do rozważań, jest jednakże to, jak ten akt heroizmu kochających rodziców wpłynął na całe dalsze życie Harrego Pottera i jak uczucie, którym darzyli go Lily i James, przetrwało w nim mimo ich śmierci, dając mu siłę do mierzenia się z rozlicznymi przeciwnościami.
Namacalny przykład potęgi miłości przedstawionej w cyklu Rowling, mamy już na końcu książki "Harry Potter i kamień filozoficzny", gdy tytułowy bohater staje po raz drugi twarzą w twarz z tym, który pozbawił go możliwości zaznania w dzieciństwie rodzinnego ciepła.
Okazało się jednak, że Voldemort, który w tym przypadku do zabicia swojego śmiertelnego wroga usiłował wykorzystać opętanego nauczyciela Hogwartu profesora Quirrella i tym razem nie zdołał uśmiercić tytułowego bohatera.
Z jakiegoś powodu Quirrell nie mógł nawet dotknąć Harrego.
Dlaczego?
Na to pytanie najlepiej odpowie następujący cytat.
– Ale dlaczego Quirrell nie mógł mnie dotknąć?
– Twoja matka oddała za ciebie życie. Jedyną rzeczą, której Voldemort nie potrafi zrozumieć, jest miłość. Nie wiedział, że tak wielka miłość pozostawia wieczny ślad. Nie bliznę, nie znak widzialny… Jeśli ktoś kocha nas aż tak bardzo, to nawet jak odejdzie na zawsze, jego miłość będzie nas zawsze chronić. Ta miłość jest w twojej skórze. Quirrell, pełen nienawiści, żądzy i ambicji, dzielący ciało i duszę z Voldemortem, nie mógł ciebie dotknąć właśnie dlatego. Mękę sprawiało mu samo dotknięcie kogoś naznaczonego czymś tak dobrym.
"Harry Potter i kamień filozoficzny".
Przytoczony fragment jest bezwątpienia tekstem skłaniającym do refleksji.
Wskazuje jeszcze raz na to, że prawdziwa, bezinteresowna miłość potrafi przezwyciężyć samą śmierć i nieubłagany upływ czasu. W mojej opinii powyższy cytat jest głęboko symboliczny. Pokazuje nam moim zdaniem w sposób metaforyczny, że do człowieka dobrego nie mają przystępu złe, wyzute z uczucia emocje. I nie chodzi tutaj bynajmniej tylko o fizyczną tarczę przeciw niebezpieczeństwom okrutnego świata. Tak pojmowaną ochronę zapewnianą przez miłość kochającemu trudno byłoby sobie wyobrazić w realnym życiu.
Chodzi jednak tutaj o coś znacznie głębszego, o to, że jeśli ktoś potrafi kochać, wie co to znaczy wsparcie bliskich i ma odpowiedni system wartości, po pierwsze nigdy nie da uwieść się zgubnym rządzom i pokusom, prowadzącym go do upadku moralnego, a po drugie będzie znacznie silniejszy, ponieważ w otoczeniu życzliwych osób, nigdy nie będzie sam ze swoimi problemami.
Ten zaś, kto nie zna miłości od tej strony będzie podatny na demoralizację i nigdy nie zrozumie potęgi prawdziwego uczucia. Może oczywiście żyć w złudnym poczuciu, że właśnie wyzbycie się uczuć jest jego siłą, ponieważ przez to, że nie jest do nikogo przywiązany, nikt nie może go zranić wyrządzając krzywdę bliskim mu osobom.
W rzeczywistości jednak nigdy nie będzie szczęśliwy, skazany na wieczną samotność, która przecież nie leży w ludzkiej naturze.
Możemy zatem stwierdzić, iż Rowling w swoich dziełach podkreśla rolę miłości, jako swoistego strażnika wartości moralnych, a ktoś kto nie potrafi kochać, zatraca swoje człowieczeństwo.
Właśnie takim kimś, samotnym i ślepym na uczucia był Voldemort.
Nigdy nie zrozumiał potęgi miłości, a uczucie to jest najważniejsze na drodze do godnego i szczęśliwego życia.
Podkreśla to jeszcze bardziej następujący cytat.
– W Departamencie Tajemnic – przerwał mu Dumbledore – jest zawsze zamknięta sala. Kryje w sobie siłę, która jest zarazem wspanialsza i straszniejsza od śmierci, od ludzkiej inteligencji, od sił przyrody. Jest ona również być może najbardziej tajemniczym obiektem badań w całym departamencie. Tę właśnie moc ty posiadasz w wielkiej obfitości, a Voldemort nie ma jej wcale. To ta siła zaprowadziła cię tej nocy do Syriusza. To ona nie pozwoliła Voldemortowi opętać cię całkowicie, bo nie mógł znieść przebywania w ciele tak pełnym mocy, której on nie cierpi. W ostatecznym rozrachunku nie liczyło się już to, że nie potrafisz zamknąć przed nim swej świadomości. Nie oklumencja cię ocaliła, ale twoje serce.
"Harry Potter i zakon feniksa"
W cytacie tym, mamy jeszcze raz podkreśloną myśl, którą najłatwiej podsumować pewnym zdaniem, jakie kiedyś przeczytałem w jednej z publikacji poświęconych filozofii.
Największą bronią człowieka dobrego, jest jego dobroć.
Kolejnym zagadnieniem powiązanym z miłością, którym zajmuje się w swojej sadze Rowling, jest kwestia siły wewnętrznej, jaką czerpiemy już nie tylko od otaczających nas bliskich, ale też z samego myślenia o tych kochanych przez nas osobach, które już odeszły z tego świata.
Fragment cytatu, w którym Rowling pisze o tym, że "jeśli ktoś kocha nas aż tak bardzo, to nawet, jak odejdzie na zawsze, jego miłość będzie nas zawsze chronić, może wskazywać na fakt, iż samo wspomnienie osoby, która była nam droga, a którą utraciliśmy, jest w stanie zmobilizować nas do określonych działań.
Doskonały przykład takiej mobilizującej roli przechowywania w pamięci bliskich nam osób zmarłych, tego jak by się w danej sytuacji zachowali i czego by od nas oczekiwali, mamy choćby w trzeciej części przygód Harrego Pottera, gdy tytułowemu bohaterowi znajdującemu się wówczas w sytuacji krytycznej, wydaje się, że dostrzega własnego nieżyjącego ojca, który przybył, aby pomóc synowi.
Tak naprawdę, Harry zobaczył samego siebie po drugiej stronie jeziora, nad którym obecnie przebywał, jednak właśnie to, iż przez chwilę uwierzył, że patrzy na swojego rodzica,, jest bardzo psychologicznym nawiązaniem.
Całą głębię przemyśleń zawartą w tym motywie oddaje cytat.
– Znałem dobrze twojego ojca, Harry, tu, w Hogwarcie, i później – powiedział łagodnie. – On by też ocalił Petera Pettigrew. Jestem tego pewny.
Harry spojrzał na niego. Dumbledore nie będzie się śmiał, pomyślał. Może mu to powiedzieć…
– Zeszłej nocy… myślałem, że to mój tata wyczarował mojego patronusa. To znaczy… kiedy zobaczyłem samego siebie za jeziorem… pomyślałem, że to on.
– Nietrudno było się pomylić. Pewnie dość już się tego nasłuchałeś, ale ty naprawdę jesteś niezwykle podobny do Jamesa. Z wyjątkiem oczu… te masz po matce.
Harry pokręcił głową.
– Byłem głupi, myśląc, że to on – mruknął. – Przecież wiedziałem, że nie żyje.
– Myślisz, że umarli, których kochaliśmy, naprawdę nas opuszczają? Myślisz, że nie przypominamy sobie ich najdokładniej w momentach wielkiego zagrożenia? Twój ojciec żyje w tobie, Harry, i ujawnia się najwyraźniej, kiedy go potrzebujesz.
"Harry Potter i więzień Azkabanu".
W cytacie tym mamy wyraźną sugestię, że bliscy nam zmarli, nigdy tak naprawdę nie odchodzą, lecz żyją w naszych wspomnieniach tak długo, jak długo o nich pamiętamy.
Często też ich cechy przejawiają się w naszym sposobie bycia.
Widzimy zatem, że miłość to wspaniałe uczucie, mogące dostarczyć nam wielu radości
I siły wewnętrznej. Często jednak może być również źródłem cierpienia, o czym także pisze Rowling w swoich dziełach.
Możemy cierpieć przez miłość na przykład wtedy, gdy utracimy kogoś nam bliskiego i odczuwamy po jego stracie ogromny ból.
Coś takiego odczuł właśnie Harry Potter, gdy zginął jego ojciec chrzestny Syriusz Black. Jako, że Syriusz był bardzo ważny dla tytułowego bohatera, stanowił bowiem drugą po rodzicach osobę, z którą Harry czuł się bardzo związany, jego śmierć była dla Harrego ogromnym ciosem. Oto opuściła go osoba, w której upatrywał namiastki utraconej rodziny i która być może najlepiej ze wszystkich, znała Lily i Jamesa.
Co gorsza Harry miał świadomość, iż gdyby nie on, Syriusz mógłby żyć, ponieważ jeśli Voldemortowi nie udałoby się zwabić Harrego do ministerstwa, również i Black nie przyszedłby tam, żeby ratować z opresji chrześniaka.
Rozterki Harrego najlepiej pokazuje cytat.
Zaczął krążyć po tym spokojnym, pięknym gabinecie, oddychając szybko i starając się nie myśleć. Ale nie mógł nie myśleć… Nie było od tego ucieczki…
To jego wina, że Syriusz zginął, to wszystko jego wina. Och, dlaczego był tak głupi, by dać się Voldemortowi wciągnąć w pułapkę, dlaczego był tak święcie przekonany, że to, co widział we śnie, było rzeczywistością, dlaczego był głuchy na słowa Hermiony, na możliwość, że Voldemort wykorzystuje jego namiętną skłonność do odgrywania roli bohatera…
To było nie do zniesienia, nie mógł o tym myśleć, nie mógł tego wytrzymać… Gdzieś w głębi jego świadomości ziała okropna pustka, o której chciał zapomnieć, ciemna otchłań, w której zniknął Syriusz. Nie chciał być sam na sam z tą bezbrzeżną, cichą otchłanią, nie mógł tego znieść…
Harry Potter i zakon feniksa.
W cytacie tym widzimy ten ogrom cierpienia, jaki odczuwa się zawsze po utracie kogoś bliskiego. Widzimy, że Harrego dręczy to poczucie winy, o którym już wcześniej napisałem.
Jest pogrążony w rozstroju emocjonalnym, jaki towarzyszył by każdemu w takiej sytuacji.
Z jednej strony, jak sam twierdzi nie chce zostawać sam na sam ze swoimi uczuciami. Z drugiej natomiast nie chce nikogo widzieć, pogrążony w żałobie.
Motyw ten zawarty w książkach o młodym czarodzieju pokazuje jeszcze raz życiowość całego cyklu i jego głęboką psychologię.
Tak bowiem chyba rzeczywiście jest, że gdy odchodzi ktoś nam drogi, z jednej strony czujemy się przytłoczeni nadmiarem smutku, bólu i poczucia straty.
Jednocześnie jednak często czujemy, że choć samotne borykanie się z tymi emocjami nie jest łatwe, czasami właśnie samotności w takich momentach potrzebujemy, aby przemyśleć pewne rzeczy i na spokojnie sobie je w głowie poukładać.
Dlatego prawdziwe wydają się słowa hiszpańskiego pisarza Carlosa Ruisa Zafóna, który pisał, że "Samotność jest czasem drogą, która pozwala osiągnąć wewnętrzny spokój".
To, że Harry znajduje się w opisanej przeze mnie wyżej sytuacji emocjonalnej ilustruje jeszcze dobitniej cytat.
– Nie musisz się wstydzić tego, co teraz czujesz, Harry – rozległ się głos Dumbledore'a. – Przeciwnie… to, że odczuwasz taki ból, jest twoją największą siłą.
Harry poczuł, jak biały płomień gniewu liże mu wnętrzności, jak wybucha w owej straszliwej pustce, napełniając go pragnieniem sprawienia bólu Dumbledore'owi za ten jego spokój i za te puste słowa.
– Moją największą siłą, tak? – powtórzył rozdygotany, wciąż wpatrując się w stadion quidditcha, ale już go nie dostrzegając. – Pan nie ma pojęcia… Nie wie pan…
– Czego nie wiem? – zapytał spokojnie Dumbledore.
Tego już było za wiele. Harry odwrócił się do niego, trzęsąc się ze złości.
– Nie chcę rozmawiać o tym, co czuję, rozumie pan?
– Harry, takie cierpienie dowodzi, że wciąż jesteś człowiekiem! Taki ból jest częścią człowieczeństwa…
– A WIĘC… JA… NIE… CHCĘ… BYĆ… CZŁOWIEKIEM! – ryknął Harry.
Harry Potter i zakon feniksa.
W cytacie tym odnajdujemy bezpośredni dowód na to, że Harry pragnie samotności.
Mamy też jednak w nim poruszone inne, głęboko psychologiczne zagadnienie.
Możemy mianowicie zastanowić się nad słowami Dumbledorea mówiącego, że cierpienie w sytuacji Harrego, świadczy o jego człowieczeństwie.
Jest to zdanie o tyle interesujące, że przeczy naszym podstawowym intuicjom. Wielu ludzi bowiem uważa, że cierpienie jest czymś złym, ale czy na pewno?
Wydaje się, że nie zawsze, ponieważ wszystko zależy od kontekstu. Moim zdaniem cierpienie nie jest samo w sobie ani dobre, ani złe, a jego ocena moralna zależy od wywołujących je przyczyn.
W sytuacji, w której znajduje się Harry, cierpienie rzeczywiście jest czysto ludzkim odruchem. Nie możemy bowiem wyobrazić sobie zdrowego psychicznie człowieka, który po śmierci ukochanej osoby, nie odczuwa dojmującego smutku.
Smutek taki dowodzi tylko, że istotnie darzyliśmy miłością utraconą osobę i jest czymś naturalnym.
I to właśnie chciała najprawdopodobniej przekazać Rowling ustami Dumbledorea, podkreślając jednocześnie jeszcze raz związek miłości z istotą tego, co nazywamy człowieczeństwem.
Jeszcze jedną postacią w cyklu Rowling, która odczuła na własnej skórze to, iż miłość może być przyczyną cierpienia, był Severus Snape.
Jego cierpienie było tym większe, że miało co najmniej dwa powody.
Po pierwsze Snapeowi z pewnością doskwierały wielki żal i zraniona duma. Żal, ponieważ Lily Evans, którą obdarzył uczuciem, najwyraźniej nie odwzajemniała jego miłości, widząc w nim jedynie przyjaciela.
Zraniona duma, gdyż kobieta będąca obiektem jego westchnień wyszła ostatecznie za największego szkolnego wroga Snapea, który wielokrotnie go poniżał.
Już samo to na pewno wystarczyło, by Snape czuł się potwornie, lecz najgorsze miało dopiero nadejść. Straszliwy cios spadł na niego, gdy dowiedział się, że Lily została zamordowana. Była to tym potworniejsza wiadomość, że Severus czuł się winny śmierci ukochanej, ponieważ to on nieopatrznie przekazał Voldemortowi informacje, które ściągnęły niebezpieczeństwo na całą rodzinę Potterów.
Snape bardzo żałował swego postępku i był gotów zrobić wszystko, byle tylko ocalić swoją dawną miłość.
Najlepiej dowodzi tego następujący cytat z rozmowy Snapea z Dumbledoreem.
– A więc, Severusie, co Lord Voldemort chce mi przekazać? – Nie… nic… ja sam tu przyszedłem! Snape zacierał nerwowo ręce. Wyglądał jak obłąkany z poplątanymi, czarnymi włosami rozwiewającymi się wokół jego twarzy. – Ja… ja chciałem ostrzec… nie, chciałem prosić… Dumbledore machnął krótko różdżką. Choć wokół nich wiatr nadal unosił liście i targał gałęziami, w miejscu, gdzie stali, zrobiło się cicho. – O co mógłby mnie prosić śmierciożerca? – To… proroctwo… przepowiednia… Trelawney… – Ach, tak… Co zdradziłeś Lordowi Voldemortowi? – Wszystko… wszystko, co podsłuchałem! Właśnie dlatego… z tego powodu… on myśli, że chodzi o Lily Evans! – Przepowiednia nie odnosi się do kobiety – powiedział Dumbledore. – Mówi o chłopcu narodzonym pod koniec lipca… – Wiesz, co mam na myśli! On uważa, że chodzi o jej syna, zamierza ją dopaść… pozabijać wszystkich… – Jeśli ona tak wiele dla ciebie znaczy, to Lord Voldemort na pewno ją oszczędzi, nieprawdaż? Nie możesz go poprosić o łaskę dla matki, w zamian za jej syna? – Prosiłem go… błagałem… – Budzisz we mnie odrazę – rzekł Dumbledore, a Harry jeszcze nigdy nie słyszał takiej pogardy w jego głosie. Snape jakby skurczył się w sobie. – A więc nie obchodzi cię, że umrą jej mąż i synek? Oni mogą umrzeć, jeśli tylko ty dostaniesz to, czego chcesz, tak? Snape milczał przez chwilę, patrząc na niego, a potem wychrypiał: – Więc ukryj ich gdzieś. Ukryj ją… Ich wszystkich. W jakimś… bezpiecznym miejscu. Błagam. – A co mi dasz w zamian, Severusie? – W zamian? – Snape wytrzeszczył oczy na Dumbledore'a, a Harry spodziewał się, że zaprotestuje, ale po długiej chwili powiedział: – Wszystko.
Harry Potter i insygnia śmierci.
Przytoczony wyżej fragment doskonale oddaje tragedię Snapea.
Żeby uratować Lily, był zdolny nie tylko przezwyciężyć w sobie odrazę do Jamesa i zaakceptować fakt, iż jeśli Dumbledore zgodzi się mu pomóc, ukryje całą rodzinę Potterów, co oznaczało również, że Lily najprawdopodobniej nigdy nie odwzajemni uczuć Snapea, mając u boku męża.
Severus musiał jednak przede wszystkim zmierzyć się z własnymi lękami. Zdawał sobie sprawę, że jako śmierciożerca, a zatem sługa Voldemorta, nie jest mile widziany przez Dumbledorea.
Poza tym ryzykował życie, które na pewno by stracił, gdyby tylko Voldemort dowiedział się, iż Snape zawarł układ z Dumbledoreem.
Na koniec był gotów upokorzyć się najpierw przed Voldemortem, błagając go o litość, choć wiedział, jaki ten ma stosunek do miłości. Potem zaś przed Dumbledoreem, który nim pogardzał ze względu na jego przeszłość.
Sugestywne jest też stwierdzenie Snapea, że zrobi wszystko dla Dumbledorea, jeśli tylko ten ocali Lily.
Ogrom jego bólu i żalu do Dumbledorea, kiedy okazało się, że Voldemort mimo wszystko dopadł i uśmiercił wielką miłość Severusa oddaje cytat.
– Myślałem… że… że ją… ochronisz… – Ona i James zaufali złej osobie. Podobnie jak ty, Severusie. Czyś nie uwierzył, że Lord Voldemort ją oszczędzi? Snape miał płytki oddech. – Jej synek przeżył – powiedział Dumbledore. Głowa Snape'a drgnęła gwałtownie, jakby opędzał się od złośliwej muchy. – Jej synek żyje. Ma jej oczy, dokładnie takie same. Na pewno pamiętasz kształt i kolor oczu Lily Evans, co? – PRZESTAŃ! Ona odeszła… umarła… – Masz wyrzuty sumienia, Severusie? – Chciałbym… chciałbym umrzeć… – A co by dała twoja śmierć? – zapytał chłodno Dumbledore. – Jeśli kochałeś Lily Evans, jeśli naprawdę ją kochałeś, to powinieneś wiedzieć, co zrobić. Snape wyglądał na tak oszołomionego bólem, że słowa Dumbledore'a jakby do niego nie docierały. – Co… co masz na myśli? – Wiesz, w jaki sposób i dlaczego zginęła. Zrób wszystko, by nie umarła na próżno. Pomóż mi ochronić syna Lily. – On już nie potrzebuje ochrony. Czarny Pan odszedł… – …i na pewno wróci, a wówczas Harry Potter znajdzie się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Przez dłuższy czas milczeli. Snape powoli odzyskiwał panowanie nad sobą, uspokajał oddech. W końcu powiedział: – No dobrze. Dobrze. Ale nikomu o tym nie powiesz, Dumbledore! To musi pozostać między nami! Przysięgnij! Nie mogę znieść… zwłaszcza że to syn Pottera… Daj mi słowo! – Dać ci słowo, że nigdy nie ujawnię tego, co w tobie najlepsze? – westchnął Dumbledore, patrząc z góry na wykrzywioną bólem twarz Snape'a. – Jeśli nalegasz…
Harry Potter i insygnia śmierci.
W cytacie tym widzimy jeszcze raz, że Snape, nawet po śmierci Lily, jest w stanie zrobić wiele ze względu na jej pamięć.
Ostatecznie podjął się ochrony Harrego, właśnie przez miłość do jego matki, choć wymagało to od niego bardzo silnej woli, gdyż w młodym Potterze widział odbicie znienawidzonego Jamesa.
Nie chciał wszakże, by ktoś dowiedział się, iż zobowiązał się chronić syna Pottera, gdyż uważał to za upokorzenie, podczas gdy Dumbledore widział w tym poświęcenie i dowód miłości, jak najbardziej godny podziwu.
Tak, czy inaczej, miłość okazała się w Severusie Snapie silniejsza od nienawiści i utrzymała się do końca jego życia.
Dowodzi tego następujący cytat opisujący reakcję snapea na informację, że Harry Potter ostatecznie musi zginąć z ręki Voldemorta.
Snape patrzył na niego z przerażeniem. – Chroniłeś go, utrzymywałeś tak długo przy życiu tylko po to, by umarł we właściwym momencie? – To cię tak szokuje, Severusie? A ilu ludzi umarło na twoich oczach? – Ostatnio tylko ci, których nie byłem w stanie ocalić – odparł Snape, wstając. – Wykorzystałeś mnie. – To znaczy? – Szpiegowałem dla ciebie, kłamałem dla ciebie, narażałem dla ciebie życie, a wszystko to robiłem, by zapewnić bezpieczeństwo synowi Lily. A teraz mówisz mi, że hodowałeś go jak prosiaka na rzeź… – To bardzo wzruszające, Severusie – powiedział z powagą Dumbledore. – A więc w końcu dojrzałeś do tego, by przejmować się losem tego chłopca? – Jego losem? – wykrzyknął Snape. – Expecto patronum! Z końca jego różdżki wystrzeliła srebrna łania. Wylądowała na podłodze, przebiegła przez pokój i wyskoczyła przez okno. Dumbledore patrzył, aż jej srebrna poświata zniknęła w ciemności, a potem odwrócił się do Snape'a. Oczy miał pełne łez. – Przez te wszystkie lata?… – Zawsze.
Harry Potter i insygnia śmierci.
W zacytowanym fragmencie widzimy, że Snape czuje się oszukany. Do tej pory wierzył, że jego działania, zmierzające do zapewnienia bezpieczeństwa Harremu mają jakiś sens, a teraz stracił tę wiarę.
Symboliczne tutaj są także moim zdaniem słowa Snapea, że ostatnio na jego oczach umarli tylko ci, których nie był w stanie ocalić.
Mówiąc to, mógł mieć na myśli Lily.
Ostatecznym dowodem na to, że wciąż kochał matkę Harrego, jest kształt jego patronusa, jako, że patronus był ucieleśnieniem tego, co napełniało największym szczęściem tego, kto go wyczarował.
Sugestywne, że patronusem Snapea była łania, taka sama, jaką potrafiła przyzwać Lily Evans.
Kończąc ten wpis, chciałbym poczynić jeszcze jedną refleksję.
Postać Snapea jest jeszcze jednym dowodem na to, że Rowling widziała w miłości ostoję człowieczeństwa.
W ciągu całego bowiem życia Severusa Snapea, jego postawę kształtowały dwie siły: miłość i nienawiść.
Wydaje się, że gdyby nie Lily i to, co się z nią stało, Snape mógłby nigdy nie stanąć do walki przeciw Voldemortowi. To właśnie uczucie do matki Harrego przemogło w nim życiowe frustracje i choć stało się powodem jego cierpienia, stanowiło też źródło swoistej stabilizacji dla jego psychiki, które pomogło mu zachować człowieczeństwo.
Na tym chciałbym zakończyć swoją analizę motywu miłości w książkach o Harrym Potterze, mimo, że na pewno nie zawarłem tu wszystkiego, co zasługiwało na głębsze rozważania.
Zapraszam jednak do komentowania.
Do następnego wpisu.

Zmodyfikowany

Kategorie
Refleksje literackie

Problem inności, stereotypu i dyskryminacji w książkach o Harrym Potterze

Problem inności, dyskryminacji i rasizmu w cyklu o Harrym Potterze
Witajcie,
Zgodnie z tytułem wpisu, pozostaję nadal w tematyce twórczości J K Rowling, choć jak widać problem, który będę chciał dzisiaj omówić, jest być może bardziej złożony, niż ten poruszony w ostatnim wpisie tej kategorii.
Praktycznie w całym cyklu powieści o Harrym Potterze, pojawiają się postaci, które są dyskryminowane i wyszydzane, tylko ze względu na swoją inność.
Wiele z tych postaci pada ofiarą utartych stereotypów, obiegowych opinii o grupach, z których się wywodzą, przy czym nikt z tych, którzy ich poniżają, czy też nie respektują ich praw, nie patrzy na nie indywidualnie.
Takich bohaterów, nie zawsze przychylnie ocenianych, tylko z powodu ich urodzenia, lub niezależnych od nich przypadłości, można w cyklu Rowling wyliczyć wielu, a wśród nich
chociażby pół olbrzyma, gajowego Hogwartu Rubeusa Hagrida, wilkołaka Remusa Lupina, centaura Firenca, domowego skrzata Zgredka, a także wielu innych.
Swoją analizę chciałbym jednak zacząć od rozpatrzenia sytuacji samego Harrego Pottera. Od Momentu, gdy po zamordowaniu jego rodziców przez Voldemorta trafił do domu wujostwa, o jego życiu można było powiedzieć dużo, ale na [pewno nie to, że było ono wypełnione rodzinnym ciepłem.
Ciotka i wuj Harrego, wiedząc doskonale o jego czarodziejskich korzeniach, od zawsze uważali go za innego, może nawet się go obawiali.
W każdym razie, na każdym kroku dawali mu odczuć, że uważają go za gorszego.
Jego sytuacja stała się jeszcze mniej kolorowa, gdy mimo usilnych starań wujostwa zmierzających do tego, by Harry nigdy nie dowiedział się o swojej przynależności do świata magii, tytułowy bohater trafił do Hogwartu.
Od tego momentu wuj i ciotka traktowali go jeszcze gorzej. Na każdym kroku dawali Harremu do zrozumienia, że powinien być wdzięczny za każdy dzień spędzony pod ich dachem.
Kryli także fakt samego istnienia Harrego przed ludźmi ze swojego otoczenia, jeżeli tylko było to możliwe.
Świadczy o tym między innymi sytuacja opisana w drugim tomie przygód Harrego Pottera, która zaistniała, kiedy wujostwo Harrego przygotowywało się do przyjęcia gości ważnych dla powodzenia biznesu wuja Wernona.
Oto cytat pokazujący, jakie Harry otrzymał polecenie na czas pobytu gości.
– A ty, chłopcze?
Harry wynurzył się spod stołu, starając się za wszelką cenę zachować powagę.
– Ja będę siedział cicho w swoim pokoju i udawał, że mnie nie ma – wyrecytował.
– Tak jest i są ku temu powody – rzekł dobitnie wuj Vernon. – Masonowie nie wiedzą o twoim istnieniu i tak ma pozostać.
Harry Potter i komnata tajemnic.
Z cytatu tego wynika, że wuj i ciotka Harrego wstydzili się go tylko ze względu na jego inność, a jeśli już musieli przyznać się, iż należy do ich rodziny, przedstawiali go jako osobę chorą psychicznie i niezrównoważoną, opieka nad którą wiąże się z wieloma wyrzeczeniami.
Świadczy o tym chociażby następujący cytat.
– Po pierwsze – zagrzmiał wuj Vernon – będziesz się do ciotki Marge odzywał cywilizowanym językiem.
– Dobrze, wuju – powiedział Harry – ale pod warunkiem, że ona będzie się tak samo odzywała do mnie.
– Po drugie – ciągnął wuj Vernon, jakby nie dosłyszał odpowiedzi Harry'ego – Marge nie wie nic o twojej nienormalności, więc nie życzę sobie żadnych… żadnych dziwactw podczas jej pobytu. Masz się zachowywać jak należy, zrozumiano?
– Jeśli tylko ona będzie się tak zachowywać – wycedził Harry przez zaciśnięte zęby.
– Po trzecie – ciągnął wuj Vernon, łypiąc groźnie na Harry'ego swoimi małymi świńskimi oczkami – powiedzieliśmy Marge, że jesteś w Ośrodku Wychowawczym Świętego Brutusa dla Młodocianych Recydywistów.
– Co?! – krzyknął Harry.
– I masz się trzymać tej wersji, jeśli nie chcesz mieć poważnych kłopotów – warknął wuj Vernon.
Harry Potter i więzień Azkabanu.
Z powodu baśniowej otoczki fabuły całego cyklu Rowling, znaczna część ludzi w ogóle nie dostrzeże tego motywu, a jeżeli nawet, nie uzna tego za problem zasługujący na głębszą analizę.
W rzeczywistości jednak motyw ten jest moim zdaniem bardzo istotny społecznie.
Często bowiem stykamy się z sytuacją, w której ktoś uznaje kogoś innego za gorszego, jedynie dlatego, że osoba dyskryminowana ma inne poglądy, albo po prostu, z różnych względów, nie spełnia oczekiwań grupy społecznej, w której przyszło jej żyć, mimo, że realnie nikomu w niczym nie zawiniła.
Bardzo często się zdarza, że osoba taka jest nakłaniana siłą do zmian w swoim zachowaniu, poglądach, czy trybie życia, nawet wtedy, kiedy na przykład z powodu jakiejś choroby, pewne rzeczy są poza jej zasięgiem.
W podobnej sytuacji znajdował się Harry Potter, bo chociaż jego zdolności czarodziejskie nie były nieuleczalnym schorzeniem, a sam Harry mógł teoretycznie wyrzec się ich w każdej chwili, nie chciał zrywać swoich powiązań ze światem magii, z którym się identyfikował. Wuj i ciotka próbowali natomiast za wszelką cenę zmusić go do zerwania tych więzi.
Widzimy zatem, że mugole, przynajmniej niektórzy, uważali czarodziejów za podejrzanych dziwaków, z którymi dla własnego dobra i przez szacunek do swojej opinii w społeczeństwie, nie należy się zadawać, tylko z powodu ich pewnej odmienności.
Należy jednak jeszcze odwrócić tą sytuację i przyjrzeć się stosunkowi, jaki do ludzi pozamagicznych mieli niektórzy czarodzieje.
Oczywiście zdarzali się wśród tych drugich tacy, którzy nie widzieli nic gorszącego w utrzymywaniu bliskich relacji z mugolami, podobnie, jak niektórzy mugole nie stronili od wszelkich przejawów magii.
Często jednakże na kartach powieści Rowling odnajdujemy postaci pokroju Malfojów, których zachowanie względem ludzi nie magicznych jest nacechowane wyraźnymi oznakami rasizmu.
Tak-zwani czarodzieje czystej krwi uznają mugoli za osoby drugiej kategorii, którym powinno się odmówić wszelkich praw.
Uważają, że samo obcowanie z mugolami jest ujmą dla ich godności, nie dostrzegając i nawet nie chcąc dostrzec tego, że na poziomie intelektu i uczuć, wszyscy są rozwinięci niemalże jednakowo, a jeśli nawet nie, to różnice wynikają z indywidualnych predyspozycji, a nie z pochodzenia, obecności magicznych zdolności, czy ich braku.
Idealnie pokazuje to między innymi przykład Hermiony, dla której pochodzenie z rodziny nie magicznej nie stanowi żadnej przeszkody na drodze do samorozwoju.
W całym cyklu powieści przywołani już przeze mnie Malfojowie są jednym z bardziej jaskrawych przykładów pokazujących, iż niektórzy czarodzieje traktują osoby pozamagiczne jak ludzi gorszego sortu.
Świadczy o tym choćby ten cytat z wypowiedzi Lucjusza malfoja.
– Mówią, że macie dużo roboty w ministerstwie. Te wszystkie inspekcje, interwencje, rewizje… Mam nadzieję, że płacą wam za nadgodziny?
Sięgnął do kociołka Ginny i spośród błyszczących tomów Lockharta wyjął stary, zniszczony egzemplarz Wprowadzenia do transmutacji dla początkujących.
– Jak widać, chyba nie – oznajmił. – Powiedz mi, Weasley, jaką masz korzyść z hańbienia tytułu czarodzieja, skoro nawet ci za to dobrze nie płacą?
Pan Weasley poczerwieniał jeszcze bardziej niż Ron i Ginny.
– Mamy bardzo różne pojęcie tego, co hańbi czarodzieja, Malfoy – odpowiedział.
– Najwyraźniej – rzekł pan Malfoy, kierując swoje blade oczy na pana i panią Granger, którzy przyglądali mu się uważnie. – To towarzystwo, w którym przebywasz, Weasley… A ja myślałem, że twoja rodzina nie może już stoczyć się niżej…
Harry Potter i komnata tajemnic.
Cytat ten ilustruje doskonale rasistowskie przekonania Lucjusza Malfoja, które zresztą podziela bez wyjątku jego syn.
Dodatkowo jednak Draco Malfoj reprezentuje postawę człowieka, w oczach którego o wartości ludzi dookoła obok urodzenia decyduje majątek, a z biednymi nie warto się zadawać.
Widać to dobrze za każdym razem, gdy w powieści mamy konfrontację Malfoja z rodziną Weaslejów.
Dowodzi tego chociażby następujący cytat.
– To prawda? – zapytał. – W całym pociągu mówią, że w tym przedziale jest Harry Potter. Więc to ty, tak?
– Tak – odpowiedział Harry.
Przyglądał się dwóm pozostałym chłopcom. Obaj byli tędzy i mieli paskudne miny. Wyglądali na goryli bladego chłopca.
– Och, to jest Crabbe, a to Goyle – rzekł blady chłopiec lekceważącym tonem, zauważywszy spojrzenie Harry'ego. – A ja nazywam się Malfoy, Draco Malfoy.
Ron lekko zakasłał, co mogło być próbą zamaskowania śmiechu.
– Śmieszy cię moje imię, tak? W każdym razie ty nie musisz mi mówić, kim jesteś. Ojciec mi powiedział, że wszyscy Weasleyowie są rudzi, piegowaci i mają więcej dzieci niż ich na to stać.
Zwrócił się ponownie do Harry'ego.
– Wkrótce się przekonasz, Potter, że pewne rodziny czarodziejów są o wiele lepsze od innych. Nie warto przyjaźnić się z tymi gorszymi. Mogę ci w tym pomóc.
Wyciągnął do niego rękę, ale Harry jej nie uścisnął.
– Dzięki, ale chyba sam potrafię ocenić, kto jest gorszy – powiedział chłodno.
Draco Malfoy nie spłonął rumieńcem, ale jego blade policzki lekko poróżowiały.
– Na twoim miejscu trochę bym uważał – wycedził. – Jak nie będziesz troszkę bardziej uprzejmy, może cię spotkać taki sam los jak twoich rodziców. Oni też nie wiedzieli, kto jest dobry, a kto zły. Zadajesz się z hołotą, jak Weasleyowie albo ten Hagrid, i możesz mieć kłopoty.
Harry Potter i kamień filozoficzny.
Cytat.
– Wiecie, jak wybierają skład drużyny Gryfonów? – powiedział Malfoy kilka minut później, kiedy Snape przyznał Puchonom kolejny rzut wolny, tym razem bez żadnego powodu. – Wybierają tych, którzy cierpią, bo czegoś nie mają. Na przykład taki Potter, nie ma rodziców… Weasleyowie nie mają pieniędzy… Ty, Longbottom, też powinieneś być w drużynie, bo nie masz rozumu.
Harry Potter i kamień filozoficzny.
Cytat.
– Longbottom, gdyby mózgi były ze złota, byłbyś biedniejszy od Weasleya, a to już jest nie lada wyczyn.
Harry Potter i kamień filozoficzny.
Cytat.
– Potter, widzę, że masz dziewczynę! – wycedził Malfoy.
Ginny poczerwieniała. Tymczasem przecisnęli się do nich Ron i Hermiona, oboje z naręczami książek Lockharta.
– Ach, to ty – powiedział Ron, patrząc na Malfoya jak na coś obrzydliwego, co przywarło mu do podeszwy. – Założę się, że zaskoczył cię widok Harry'ego tutaj, co?
– Nie aż tak, jak widok ciebie kupującego coś w sklepie, Weasley – odciął się Malfoy. – Twoi starzy musieli chyba z miesiąc głodować, żeby ci kupić tyle książek.
Harry Potter i komnata tajemnic.
Draco za każdym razem szydzi z ubóstwa Weaslejów, a jednak okazuje się, że Weaslejowie stanowią rodzinę w gruncie rzeczy szczęśliwszą, a już na pewno propagującą znacznie szlachetniejsze wartości, takie jak chociażby tolerancja.
Dodatkowo młody Malfoj prezentuje postawę rozpieszczonego jedynaka, który żyje w przeświadczeniu, że jest nietykalny i wszystko, co zrobi, ujdzie mu na sucho, ponieważ jego ojciec ma wpływy u ważnych osobistości. Wszystko też jest w stanie załatwić.
Pokazuje to dobrze cytat.
– No nie, ta szkoła zupełnie schodzi na psy – powiedział głośno Malfoy. – Taki przygłup prowadzi lekcje… Mój ojciec się wścieknie, jak mu o tym powiem…
Harry Potter i więzień Azkabanu. Jak
Widać, w mniemaniu Dracona bogactwo i domniemana wszechmoc jego ojca są wystarczającymi powodami, aby na wszystkich innych patrzeć z góry i to nie tylko na rówieśników.
Z pogardą Draco odnosił się również do niektórych nauczycieli, a przede wszystkim do wspomnianego już przeze mnie Remusa Lupina.
Tak samo, jak Weaslejowie, profesor padł ofiarą szyderstw Malfoja z powodu swojej niezamożności.
Postać ta stanowi jednak interesujący przykład do analiz w tym wpisie z innego powodu.
Mianowicie Remus Lupin, o czym również napisałem na początku tego wpisu, jest wilkołakiem, co czyni z niego obiekt licznych szykan.
Jego sytuacja pokazuje jeszcze raz, że różni ludzie mają często problem z zaakceptowaniem inności u osób ze swojego otoczenia.
Problem Lupina sięga jednak według mnie znacznie głębiej, dotykając kwestii stereotypów i ich roli w życiu społecznym.
Często bowiem zdarza się tak, że jakaś lepiej lub gorzej uzasadniona ogólna opinia o jakiejś grupie społecznej, rzutuje na naszą ocenę wszystkich tych, którzy mają z tą grupą jakieś powiązania.
Dobrym przykładem tego zjawiska jest między innymi współczesne podejście wielu do muzułmanów. Nawet ci uczciwi, którzy chcą jedynie żyć w spokoju, bywają oceniani negatywnie, ponieważ przez swoje wyznanie i kolor skóry, bywają kojarzeni z zamachowcami.
Jest to wina stereotypu, gdyż w świadomości społecznej utrwalił się już obraz muzułmanina terrorysty.
Wróćmy jednak do Lupina. Z jego wilkołactwem jest bardzo podobnie, jak z przytoczonym przeze mnie wyżej przykładem religijnym.
Ludzie odsuwają się od niego, brzydząc się go, albo po prostu mu nie ufając, bo cały czas mają w głowie wizję okrutnego wilkołaka, krwiożerczej bestii, która stanowi dla nich zagrożenie.
Patrzą na niego przez pryzmat tego, co słyszeli o jego pobratymcach, Nie dopuszczając nawet myśli, że on, jako indywidualna, całkowicie niezależna jednostka, może wcale nie identyfikować się z tymi wszystkimi okropieństwami, jakich dopuszczają się inne wilkołaki.
Mimo to, przez cały czas, gdy pojawia się w powieści, Lupin toczy beznadziejną walkę, z jednej strony z własnym wizerunkiem w oczach tych, którzy nie są mu przychylni, z drugiej zaś ze swoją na pół wilczą naturą, której pozostaje świadom.
Stara się żyć normalnie, choć wie, że o ile na co dzień jest normalnym człowiekiem, podczas pełni, bez specjalnego antidotum, zmieniłby się w owładniętego szaleństwem, pozbawionego zmysłów potwora.
Dlatego też stara się po części rozumieć tych, którzy się go obawiają.
Dobrze ilustruje to cytat.
– Właśnie widziałem się z Hagridem – rzekł Harry. – Powiedział, że pan złożył rezygnację. Czy to prawda?
– Obawiam się, że tak.
Lupin zaczął otwierać szuflady i wyjmować ich zawartość.
– Dlaczego? – zapytał Harry. – Przecież Ministerstwo Magii nie posądza pana o to, że pomógł pan Syriuszowi, prawda?
Lupin podszedł do drzwi i zamknął je.
– Nie. Profesorowi Dumbledore'owi udało się przekonać Knota, że próbowałem uratować wam życie. – Westchnął. – To był jeszcze jeden cios dla Snape'a. Bardzo przeżył utratę Orderu Merlina. No więc… dziś rano, przy śniadaniu, wyrwało mu się… ee… przypadkowo, że jestem wilkołakiem.
– Ale przecież nie wyjeżdża pan z tego powodu! Lupin uśmiechnął się krzywo.
– Jutro o tej porze zaczną przylatywać sowy od rodziców, którzy nie zgodzą się na to, żeby ich dzieci nauczał wilkołak. A po ostatniej nocy dobrze ich rozumiem. Mogłem ugryźć każdego z was… To się nie może powtórzyć.
Harry Potter i więzień Azkabanu.
Widzimy więc wyraźnie, że Lupin zdaje sobie sprawę z zagrożenia, które stwarza i chce być człowiekiem odpowiedzialnym.
Sam traktuje wilkołactwo jak rodzaj choroby, rzucającej cień na jego życie. Jednocześnie przeżywa rozterki, bo nie chce, by cień ten padł również na bliskie mu osoby. Dlatego właśnie miał opory przed poślubieniem Nimfadory Tonks, gdyż kochając ją, chciał ją uchronić od wykluczenia społecznego, które towarzyszyło mu od najmłodszych lat. Z tego samego powodu nie od razu ucieszył się z wiadomości, że będzie miał dziecko, ponieważ bał się, że fakt, iż jego syn posiada ojca wilkołaka, zrujnuje mu całe życie.
Cytat
Nie rozumiesz – powiedział w końcu Lupin. – Więc mi wyjaśnij. Lupin przełknął ślinę. – Ja… ja popełniłem poważny błąd, poślubiając Tonks. Zrobiłem to bez głębszego zastanowienia i bardzo tego żałuję. – Rozumiem… Więc zamierzasz po prostu porzucić ją i dziecko i uciec z nami? Lupin zerwał się, przewracając krzesło. Patrzył na Harry'ego tak dzikim wzrokiem, że ten po raz pierwszy w życiu dojrzał cień wilka w ludzkiej twarzy. – Nie rozumiesz, co ja zrobiłem mojej żonie i mojemu nienarodzonemu dziecku?! Nie powinienem był się z nią ożenić! Uczyniłem z niej wyrzutka! – Kopnął na bok krzesło, które przed chwilą przewrócił. – Zawsze widziałeś mnie tylko wśród innych członków Zakonu albo pod opieką Dumbledore'a w Hogwarcie! Nie masz pojęcia, jak w świecie czarodziejów traktuje się takie stworzenia jak ja! Kiedy się dowiedzą o mojej przypadłości, nie zechcą ze mną nawet rozmawiać! Nie rozumiesz, co ja zrobiłem? Nasze małżeństwo wzbudza wstręt nawet w jej własnej rodzinie! Którzy rodzice chcieliby, żeby ich córka poślubiła wilkołaka? A to dziecko… to dziecko… Złapał się obiema dłońmi za włosy i zaczął je szarpać. Wyglądał, jakby dostał obłędu. – Wilkołaki zwykle się nie rozmnażają! To dziecko będzie takie jak ja… Jak mógłbym sobie wybaczyć tę zbrodnię… przecież ja świadomie przeniosłem moją straszną przypadłość na niewinne dziecko! A jeśli nawet jakimś cudem nie stanie się takie jak ja, to będzie mu sto razy lepiej bez ojca, którego musiałoby się wstydzić!
Harry Potter i insygnia śmierci.
Możemy zatem stwierdzić, iż postać Lupina jest bardzo głęboka psychologicznie. Jego dylematy związane z odrzuceniem oraz niechęcią do narażania innych, bliskich sobie ludzi na wykluczenie społeczne, może dotyczyć bowiem każdego, kto padł ofiarą jakiegoś stereotypu, czy dyskryminacji, albo to z powodu jakiejś choroby, nie do końca kryształowej przeszłości, czy niechlubnych powiązań rodzinnych, albo z powodu chociażby nagannych czynów, jakich dopuściły się inne osoby w jakiś sposób kojarzone z napiętnowaną jednostką, która jednak z tymi czynami się nie identyfikuje.
Postacią borykającą się z podobnymi problemami, aczkolwiek może nie na taką skalę jest przywołany przeze mnie Rubeus Hagrid.
Podobnie, jak Lupin i on spotyka się niekiedy z napiętnowaniem, gdyż poprzez swoją matkę jest spokrewniony z olbrzymami, nie cieszącymi się dobrą sławą.
Mimo, że los go nie rozpieszczał, stracił bowiem w bardzo młodym wieku ojca, a następnie został wydalony z Hogwartu za przestępstwo, którego nie popełnił, Hagrid nigdy nie poszedł w ślady swoich brutalnych krewniaków. Zawsze odznaczał się dobrym sercem i był lojalny wobec swoich przyjaciół. Do końca starał się zachować poczucie własnej wartości, choć nie zawsze było to łatwe.
Niektórzy dawali mu do zrozumienia, że w ogóle nie powinien pracować w szkole, a Rita Skeeter fałszywa reporterka pisząca do proroka codziennego, rozpowszechnionego w świecie czarodziejów brukowca, napisała obszerny artykuł, w którym krytykowała metody Hagrida, jako nauczyciela opieki nad magicznymi stworzeniami.
Nie liczyła się przy tym w ogóle z jego uczuciami. Szukając jedynie taniej sensacji, określiła Hagrida jako niegodnego zaufania, nie tylko negując jego umiejętności pedagogiczne, ale również przywołując jego pochodzenie.
Można powiedzieć, że wprowadzając wątek Rity Skeeter, która uprzykrzyła życie nie tylko Hagridowi, Rowling podkreśliła jeszcze, jak trudne życie w społeczeństwie mogą mieć osoby charakteryzujące się pewną odmiennością, lecz przede wszystkim pokazała wyraźnie, jak działają tanie media i jak potrafią kogoś zniszczyć.
Wracając jednak do samego wątku inności i stereotypu. Hagrid i Lupin bezwątpienia są postaciami, których życiorysy pokazują dobitnie, z jakimi problemami mierzą się ludzie uważani przez otoczenie za innych.
Wskazują również, jak należy walczyć ze stereotypami, nie ulegając im.
Nawet oni jednak najprawdopodobniej nie znaleźliby w sobie tyle siły, gdyby nie przyjaciele, osoby, które nigdy w nich nie zwątpiły.
Taką osobą mogącą stanowić przykład kogoś ewidentnie nie oceniającego po pozorach był w cyklu chociażby Dumbledore.
Zaufał on zarówno Hagridowi, jak i Lupinowi, udzielając im azylu i dając im szansę.
A tego właśnie potrzebuje moim zdaniem każdy, kto padł ofiarą stereotypu. Potrzebuje mianowicie sygnału, że są jeszcze ludzie, którzy wierzą w niego mimo fałszywych, nieprzychylnych opinii.
Właśnie ta wiara daje ofiarom dyskryminacji siłę niezbędną do walki o samych siebie. Bez niej zaś dyskryminowani mogą popaść w rezygnację i uznać, że skoro wszyscy chcą w nich widzieć odmieńców, to poco starać się zmieniać ten wizerunek.
Postacią, która idealnie pokazuje, jak olbrzymie znaczenie w walce ze swoimi słabościami, wadami, czy po prostu stereotypami na swój temat ma akceptacja ze strony otoczenia, jest skrzat domowy o imieniu Stworek.
Na temat jego postawy można powiedzieć wiele. Na pewno nie był jednoznacznym bohaterem.
Sam wykazywał oznaki rasizmu i to od momentu, w którym go poznajemy. Uznaje tylko czarodziejów czystej krwi, jednocześnie nazywając mugoli, a także postaci takie jak Lupin i Tonks szumowinami i odmieńcami, brukającymi swoją obecnością dom jego panów.
Mimo to nie można powiedzieć o Stworku, że jest jednoznacznie zły.
Jest on przede wszystkim nieszczęśliwy i zmanipulowany, a także samotny.
Trwa w przeświadczeniu, że jego życie jest warte jedynie o tyle, o ile wykonuje wszelkie rozkazy swoich panów, nawet te, które sprawiają mu ból.
Dzięki długotrwałym manipulacjom, rodzina Blacków utrwaliła w nim też przekonanie, iż wszyscy, którzy nie są czystej krwi i ogólnie nie odpowiadają pewnemu wzorcowi czarodzieja powinni zostać zmieszani z błotem.
Wszystko to sprawiło, że gdy Syriusz Black wrócił do rodzinnego domu, jako pan stworka, skrzat poczuł się bardzo samotny.
Syriusz nienawidzący swojej rodziny za brak tolerancji i to, jak zawsze go traktowali, lekceważył Stworka, a może nawet się go brzydził, ze względu na poglądy, które temu drugiemu wtłoczono.
Nie okazywał mu żadnego ciepła, traktując go jedynie jak niechcianego sługę.
Dlatego też bardzo trudno oceniać ogólną postawę stworka w stosunku do Syriusza, a już tym bardziej wyciągać wnioski o ogólnym nastawieniu Stworka do życia.
Ostatecznie okazało się bowiem, że gdy Harry okazał wreszcie skrzatowi trochę uczucia i zaufania, ten zmienił się diametralnie. Zaczął odnosić się z szacunkiem nawet do Hermiony, którą wcześniej pogardzał, a w bitwie o Hogwart sam poprowadził swoich pobratymców do walki przeciw Voldemortowi i śmierciorzercom, którym dawniej był gotów służyć.
Cała jego przemiana była zaś spowodowana tym, że znów poczuł się potrzebny i traktowany po ludzku.
Dlatego też myślę, że najlepszym podsumowaniem opisu Stworka są słowa, jakie Rowling wkłada w usta Dumbledorea w "Zakonie feniksa".
"Obojętność i lekceważenie często wyrządzają więcej krzywd, niż jawna niechęć.
Jak widać z powyższych analiz, Rowling dużo miejsca w swoich dziełach poświęca uprzedzeniom społecznym.
Żeby natomiast ujrzeć życiowość jej przemyśleń w tym zakresie, wystarczy jedynie podstawić sobie w miejsce czarodziejów, mugoli, wilkołaków, skrzatów domowych, centaurów, czy olbrzymów, grupy dyskryminowane w realnych społeczeństwach, takie jak choćby osoby z różnymi niepełnosprawnościami, wyróżniające się z powodu odmiennego światopoglądu, orientacji seksualnej, czy koloru skóry.
Na tym chyba zakończę swoje rozważania na temat problematyki inności i stereotypu w Harrym Potterze.
Oczywiście dyskusję na ten temat można by było ciągnąć jeszcze długo, rozpatrując na przykład uprzedzenia z jakimi spotykali się Zgredek i Firenco.
I bez tego jednak wpis ten zrobił się ciut przydługi.
Zapraszam zatem do dzielenia się swoimi uwagami.
Do następnego wpisu.

Kategorie
Refleksje literackie

Zwierciadło Aineingarp

Witajcie,
Pierwszy wpis w tej kategorii postanowiłem poświęcić twórczości J K Rowling, w której bezwątpienia odnaleźć można wiele inspiracji do przemyśleń.
Konkretnie rozważania w tym wpisie, jak wskazuje na to tytuł, zamierzam poświęcić motywowi zwierciadła Aineingarp znanego wszystkim fanom serii z powieści "Harry Potter i kamień filozoficzny.
Zaczynajmy zatem analizę.
Cytat.
– To dziwne, jak niewidzialność popsuła ci wzrok – rzekł Dumbledore, a Harry poczuł ulgę, bo zobaczył, że profesor się uśmiecha. – Tak więc i ty – dodał, zsuwając się ze stolika i siadając na podłodze obok Harry'ego – jak setki innych przed tobą, odkryłeś rozkosze Zwierciadła Ain Eingarp.
– Nie wiedziałem, że ono tak się nazywa, panie profesorze.
– Ale chyba już wiesz, co ono potrafi?
– No… pokazuje mi moją rodzinę…
– I twojego przyjaciela Rona jako prymusa.
– Skąd pan wie.
– Nie muszę mieć płaszcza, żeby stać się niewidzialnym – powiedział łagodnie Dumbledore. – No dobrze, ale czy już wiesz, co pokazuje nam wszystkim Zwierciadło Ain Eingarp?
Harry potrząsnął głową.
– Zaraz ci to wyjaśnię. Tylko najszczęśliwszy człowiek na świecie mógłby używać Zwierciadła Ain Eingarp jak zwykłego lustra, to znaczy, że mógłby patrzeć w nie i widzieć swoje normalne odbicie. Teraz już rozumiesz?
Harry pomyślał, a potem powiedział powoli:
– Ono pokazuje nam to, czego pragniemy… czego każdy z nas pragnie…
– Tak i nie – odpowiedział spokojnie Dumbledore. – Pokazuje nam ni mniej, ni więcej, tylko najgłębsze, najbardziej utęsknione pragnienie naszego serca. Ty, który nigdy nie znałeś swojej rodziny, widzisz ją całą, stojącą wokół ciebie. Ronald Weasley, który zawsze był w cieniu swoich braci, widzi tylko siebie, ale jako najlepszego z nich wszystkich. To lustro nie dostarcza nam jednak ani wiedzy, ani prawdy. Ludzie tracą przed nim czas, oczarowani tym, co widzą, albo nawet wpadają w szaleństwo, nie wiedząc, czy to, co widzą w zwierciadle, jest prawdziwe lub choćby możliwe.
– Jutro Zwierciadło Ain Eingarp zostanie przeniesione, Harry, a ja proszę cię, żebyś już go nie szukał. Jeśli kiedykolwiek na nie się natkniesz, zostałeś ostrzeżony. Pamiętaj: naprawdę niczego nie daje pogrążanie się w marzeniach i zapominanie o życiu.
"Harry Potter i kamień filozoficzny".
Powyższy tekst jest moim zdaniem pełen sformułowań mogących stanowić pretekst do refleksji.
Sam motyw zwierciadła, które pokazuje pragnienia jest, uważam, motywem psychologicznym, bo któż z nas czasem nie przegląda się w swoich pragnieniach, fantazjując o tym, jak to by było, gdyby stały się one prawdą.
Psychologia ta sięga jednak znacznie głębiej, kiedy rozważymy ją w kontekście samej książki.
Na początku trzeba zauważyć, że sama nazwa zwierciadła Aineingarp nie jest zwykłą, wymyśloną przypadkowo nazwą. Jest to anagram, gdyż czytany od tyłu, daje słowo pragnienia.
Do przemyśleń mimo to skłoniła mnie sama rozmowa przytoczona w powyższym cytacie.
Dumbledore wyjaśnia w niej Harremu całą naturę pragnień i dlatego właśnie tak bardzo polubiłem ten motyw.
Sugestywna jest odpowiedź profesora na pytanie tytułowego bohatera, czy zwierciadło pragnień pokazuje nam to czego każdy z nas pragnie?
Zagadkowe słowa, jakie wypowiada Dumbledore bezpośrednio po tym pytaniu, mogą wskazywać na dwoistą, skomplikowaną naturę samych pragnień.
Z jednej strony bowiem myśl o tym, co utraciliśmy, albo czego nie możemy osiągnąć, sprawia nam ból i skutkuje poczuciem niesprawiedliwości, ponieważ wiemy, że prawdopodobnie nigdy nie zaspokoimy tych pragnień.
Z drugiej natomiast podświadomie dążymy do tego, za czym tęsknimy, by chociaż w myślach przywołać upragniony stan rzeczy.
Bardzo trudno jest zatem powiedzieć, czy marzenia i pragnienia, których nigdy nie urzeczywistnimy są czymś złym, czy dobrym.
I tutaj właśnie mamy kolejne wskazanie Dumbledorea.
Twierdzi on, że o pragnieniach nie do zrealizowania należy zapomnieć, bo przez nie zapominamy o realnym życiu.
Możemy
też ulec silnemu złudzeniu i nie mieć pewności, czy nasze pragnienia mają choćby najmniejszą szansę na
urzeczywistnienie, co z kolei może skutkować rozstrojem emocjonalnym.

Czy ma rację. Sądzę, że w przypadku Harrego po części tak, gdyż nie chce, aby tytułowy bohater wyniszczył sam siebie poprzez tęsknotę za nieosiągalnym. Nie chce również, by żył w niepotrzebnej iluzji, że bieg pewnych wydarzeń można odwrócić.
Jest to moim zdaniem słuszna postawa o tyle, że istotnie nie możemy całe życie oglądać się na przeszłość,
zwłaszcza jeżeli była ona nieszczęśliwa, jeśli nie chcemy doprowadzić się do psychicznej autodestrukcji. Uważam też jednak, że jeśli tylko nasze pragnienia i tęsknoty nie zdominują nas całkowicie, pewne marzenia należy mieć, bo one nadają sens naszemu życiu.
Musimy również sami zrozumieć, które z naszych pragnień są rzeczywiście nierealne.
Bardzo ciekawe do interpretacji jest również zdanie dotyczące tego, że jedynie najszczęśliwszy człowiek, patrząc w zwierciadło pragnień, ujrzy w nim prawdziwego siebie. Jest to interesujące o tyle, iż możemy stwierdzić, że nie ma takiego człowieka, ponieważ każdy ma swoje smutki i kompleksy, co pokazano również w powieści.
Interesującą ironią jest to, że Harry, czarodziej, mający wiele zdolności, którymi nie dysponują zwykli ludzie, mimo wszystkich swoich zdolności, widzi w lustrze pragnień to, czego już nigdy w Realu nie zazna. Widzi swoją
Rodzinę, którą brutalnie mu odebrano, za którą tęskni, chociaż jej nie pamięta i której nie ma szansy odzyskać.
Takie są moje refleksje po przeczytaniu dwunastego rozdziału kamienia filozoficznego, choć oczywiście na podstawie zacytowanego fragmentu można by było snuć nie kończące się rozważania.
Zapraszam do dyskusji.

Kategorie
Refleksje literackie

Co w tej kategorii

Witajcie,
Zgodnie z tytułem, w tej kategorii, będę się dzielił swoimi przemyśleniami na temat literatury. Zapraszam
do czytania

EltenLink