Kategorie
Filozofia

„Mieć wielu przyjaciół, to nie mieć żadnego”, czyli kilka słów o Arystotelesie i jego rozumieniu przyjaźni.

Witajcie,
Dzisiejszy wpis znowu będzie krótszy. Wszechobecny upał sprawia, że na rozpisywanie się nie mam siły.
Postanowiłem jednak, że skoro wczoraj mieliśmy światowy dzień przyjaźni, przybliżę wam w miarę swoich skromnych możliwości filozoficzną refleksję, jaką nad zjawiskiem przyjaźni przeprowadził Arystoteles.
Wiadomo, że sam Arystoteles wielkim filozofem był. Ostatecznie nie jest przypadkiem, że o Sokratesie, Platonie i Arystotelesie słyszał gdzieś praktycznie każdy, nawet jeśli nie każdy był na tyle stuknięty, żeby iść na filozofię. 😀
O samym Arystotelesie można pisać całe tomy. Klasycznie przyjmuje się, że jego myśl jest jednym z najważniejszych filarów całej filozofii. Kiedyś usłyszałem, że próbować streścić Arystotelesa, to trochę tak, jakby streszczać encyklopedię. Rzeczywiście. W kręgu jego zainteresowań leżała logika, metafizyka rozumiana jako nauka o bycie i pierwszych przyczynach, etyka, pedagogika rozumiana jako nauka o wychowaniu, polityka pojmowana również szeroko, bo jako nauka o państwie i jego możliwych ustrojach, a także przyrodoznawstwo. Widać zatem, że jego zainteresowania były rozleglejsze, niż sama filozofia, przynajmniej rozumiana w potoczny, często redukcjonistyczny i przez to krzywdzący sposób. Dzieje się tak dlatego, że o czym często zapominamy, w starożytności filozofia miała znacznie bardziej kompleksowy charakter. Opisywała całościowo świat i to z niej wyłoniły się z czasem wszystkie inne nauki, stopniowo uzyskując autonomię. Tak, czy inaczej, Arystotelesa uznaje się za twórcę pierwszego w starożytności, przynajmniej tej zachodniej, tak rozbudowanego ośrodka badawczego. Jego liceum, tak, wiem. Nienawistna nazwa, zwłaszcza w połowie wakacji i w przypadku niektórych świeżo po maturze, miało pokaźną bibliotekę, a z jego murów wychodzili ludzie o trochę innym sposobie myślenia, niż do tej pory. Nie bez powodu przeciwstawia się sobie Platona i Arystotelesa. Poprzedzający Arystotelesa Platon był idealistą i nie chodzi mi tu o nastawienie życiowe, a tezy filozoficzne. Dzieląc rzeczywistość na sferę materialną i sferę idei, dowodził, że bazując na doświadczeniu zmysłowym, nie jesteśmy w stanie poznać dogłębnie otaczającego nas świata, a ponieważ na zmysły jesteśmy skazani, mamy poważne ograniczenia poznawcze.
Dla odróżnienia Arystoteles był realistą. Uważał, że świat jest taki, jakim go postrzegamy i chociaż też w jego filozofii mamy Pierwszego Nieporuszonego Poruszyciela, w którym interpretatorzy dopatrują się pierwowzoru chrześcijańskiego Boga, to jednak podstawą badań Arystotelesa było doświadczenie zmysłowe. Oczywiście gdy dzisiaj patrzymy na dokonania Arystotelesa, wiele jego tez, zwłaszcza z zakresu przyrodoznawstwa i logiki, okazuje się błędnymi. Mogą również budzić sprzeciw poglądy Stagiryty na temat niewolnictwa. Nie można jednak zapominać o jego zasługach. To on wprowadził do nauk na szerszą skal ę rozumowanie dedukcyjne i był twórcą wyróżnianej do dzisiaj klasycznej koncepcji nauki. Uważał, że wiedza naukowa może mieć charakter autoteliczny, czyli jest celem sama dla siebie. Oznacza to poprostu, że dla Arystotelesa możemy zdobywać wiedzę dla samej wiedzy, ponieważ z natury cechuje nas ciekawość. Wiedza zatem nie musi mieć zastosowania praktycznego, żeby być dla nas interesującą. Nie oznacza to jednak, że filozof całkowicie gardził praktycznością, co znajduje swój wyraz w stosowanym przez niego podziale nauk na teoretyczne, praktyczne i wytwórcze. Wśród zasług Arystotelesa dla nauk można wymienić również to, że dowodził on kulistości ziemi, na przykład na podstawie kształtu widnokręgu. Bardzo znaczące okazały się także rozważania moralne Arystotelesa. Jego etyka cnót z pewnymi przekształceniami dała początek całej tradycji myślenia o moralności, która do dziś ma wielu zwolenników. O samej etyce cnót nie będę tutaj pisał, bo już coś o niej napisałem we wpisie poświęconym etyce i nie chcę się powtarzać. Jest ona jednak dobrym punktem wyjścia do interesującego nas tematu przyjaźni.
Na potrzeby tego wpisu można przyjąć, że wzorcowa przyjaźń jest relacją, w której przyjaciele troszczą się o siebie ze względu na samych siebie. Zaraz. Stop. Co on bredzi? Tłumacząc z polskiego na nasze, chcemy dobra dla naszego przyjaciela, ponieważ cenimy go jako osobę, a nie z powodu korzyści, na przykład materialnych, jakie przyjaźń z nim może nam dać. Zasadniczo Arystoteles wyróżnia trzy stopnie przyjaźni, a mianowicie przyjaźń hedonistyczną, utylitarystyczną i trzeci, najwyższy poziom, który możemy nazwać przyjaźnią altruistyczną, chociaż sam Arystoteles tej nazwy raczej nie używał. Przyjaźń hedonistyczna to taka relacja, gdzie podstawą jest przyjemność czerpana z obcowania z kimś. Spotykamy się z przyjacielem, spędzamy z nim czas, ponieważ daje nam to przyjemne doznania. Jest to najniższy, najbardziej egoistyczny model przyjaźni. Druga w kolejności jest przyjaźń utylitarystyczna. Ona też wynika z egoizmu i interesowności, ale w bardziej wyrafinowanej postaci. Relacja ta opiera się na pożytku. X jest moim przyjacielem, ponieważ jest to użyteczne, już nie tylko na poziomie przyjemności, lecz także na przykład z powodu koneksji, jakie X ma z wpływowymi osobistościami. Znajomość z nim może więc w jakiś realny sposób poprawić moją pozycję.
Ostatni typ przyjaźni wyróżniany przez Arystotelesa to ten, który dla uproszczenia nazwałem przyjaźnią altruistyczną. Tu relacja opiera Się na tym, że przyjaciele cenią siebie, jako osoby. Są dla siebie ważni, ze względu na cechy charakteru, a mówiąc językiem Arystotelesa, cnoty. Zdaniem filozofa przyjaciele mają wspólne cnoty i w związku z tym przyjaźń jest w zasadzie relacją przechodnią. Przyjaciel mojego przyjaciela jest moim przyjacielem, bo z konieczności posiada te same cnoty. Tutaj oczywiście można wskazać na pewną naiwność Arystotelesa. Nie wziął on bowiem pod uwagę, że przecież nawet przy założeniu, że ludzie posiadają takie same najważniejsze cnoty, nie zabijają, nie kradną, nie oszukują, to przecież istnieje wiele pomniejszych cech charakteru i upodobań, które sprawiają, że przy uznaniu tych samych fundamentalnych wartości, grupa ludzi może się wewnętrznie bardzo różnić. Powiem więcej. Arystoteles chyba nie wziął pod uwagę, że to właśnie te obiektywnie mało znaczące cechy i upodobania, w dużej mierze decydują o nawiązaniu się przyjaźni. Nie mówię, że zawsze, ale w wielu przypadkach chyba tak. Oczywiście nie będę zadawał się ze złodziejem, oszustem, czy przestępcą. Podstawowe cnoty moralne są tutaj bardzo ważne, ale umówmy się, takie cnoty są wspólne dla miliardów ludzi na świecie, którzy gdyby ich zetknąć w jednym miejscu i czasie, najpewniej nie zostali by wszyscy przyjaciółmi, właśnie z powodu różnych indywidualnych upodobań. Dzielenie tych podstawowych cnót jest więc warunkiem koniecznym, lecz nie wystarczającym do zawiązania się przyjaźni. Dlatego uważam, że wspólnota najważniejszych cnót, nie musi warunkować, że przyjaciel mojego przyjaciela jest moim przyjacielem. Z drugiej strony wcale nie jestem pewien, czy przyjaciele muszą być do siebie tak bardzo podobni, nawet pod kątem pewnych cnót, jak życzyłby sobie tego Arystoteles. Ostatecznie przecież w kimś może nas pociągać jakaś cecha, której sami nie posiadamy. Ta cecha może nam się podobać i to będzie punktem wspólnym między przyjaciółmi, ale przecież nie musimy jej mieć, na przykład z powodu jakiejś słabości charakteru.
Jeszcze jedną ciekawą kwestią u Arystotelesa jest samo rozgraniczenie na trzy wymienione wyżej typy przyjaźni. Czy rzeczywiście w praktyce da się je tak rozgraniczyć. Wydaje mi się, że na przykład nie da się siłą rzeczy rozdzielić definitywnie przyjaźni hedonistycznej i altruistycznej. Jeśli kogoś cenimy, siłą rzeczy czerpiemy przyjemność z przebywania z nim. W drugą stronę z kolei jest oczywiste, że przyjaźń oparta wyłącznie na przyjemności i niezawierająca żadnej dawki altruizmu, rozpadłaby się przy pierwszym kryzysie któregoś z przyjaciół, bo ten drugi nie uważałby, że istotą przyjaźni jest wytrwanie u boku przyjaciela także w chwilach ciężkich. A przecież to jest prawdziwą miarą przyjaźni. Weźmy jeszcze na warsztat przyjaźń utylitarystyczną. Ona również nie kłóci się moim zdaniem z altruistyczną, bo przecież pożytek, który wynosimy z przyjaźni nie musi mieć charakteru materialnego. Możemy na przykład wynosić z przyjaźni jakieś profity osobowościowe, po prostu stawać się lepszym człowiekiem. Wniosek? Myślę, że ani przyjaźń utylitarystyczna, ani hedonistyczna nie kłóci się z altruistyczną, przynajmniej radykalnie. Należy jednak pamiętać, że jeśli przyjaźń ma być prawdziwa i trwała, czynnik altruistyczny musi zawsze w niej być. Jeśli relacja zostanie oparta tylko na wymiernym pożytku, albo tylko na przyjemności i na niczym więcej, rozsypie się jak domek z kart przy pierwszym poważniejszym kryzysie. Być może właśnie tą zależność miał na myśli Arystoteles, mówiąc, że przyjaźń hedonistyczna i utylitarystyczna może ewoluować do altruistycznej.
Na koniec tego wpisu, który wcale nie okazał się taki krótki, chciałbym jeszcze zastanowić się moment nad cytatem zawartym w tytule wpisu.
Cytat.
"Mieć wielu przyjaciół, to nie mieć żadnego."
Koniec cytatu.
Osobiście dostrzegam w tych słowach pewną mądrość, nawet dużą mądrość, choć nie zgadzam się z nimi bezkrytycznie. Może się przecież zdarzyć, że ktoś będzie myślał, że ma wielu przyjaciół i większość z nich może się okazać pseudo przyjaciółmi. Nie wyklucza to jednak, że zdarzy się wśród tych wielu przynajmniej jeden, szczery przyjaciel.
Mogę się mimo to zgodzić ze słowami myśliciela o tyle, że jak wszyscy wiemy, przyjaciół nie ma się wielu. Przyjaciel to ktoś, do kogo mamy ogromne zaufanie, bardzo dobrze się z nim znamy i czujemy, wspieramy się z nim w trudnych momentach. Słowem przyjaciel to dla nas ktoś wyjątkowy. Możemy mieć kilka wyjątkowych osób wokół siebie, jeżeli mamy szczęście, ale jeśli ktoś szafuje słowem przyjaźń i nazywa przyjaciółmi wszystkich, których jakkolwiek zna, czy ma w znajomych na FB, to moim zdaniem czas się zastanowić, czy naprawdę rozumie sens słowa przyjaźń. Przyjaciel to ktoś wyjątkowy i chociaż kilka osób może być dla nas wyjątkowych na swój sposób, jeśli ktoś twierdzi, że wszyscy są dla niego wyjątkowi pod kątem relacji emocjonalnych, pytanie, czy w rzeczywistości, ktokolwiek dla niego taki jest.
Na tym chciałbym zakończyć to przynudzanie.
Zapraszam do dyskusji i do następnego wpisu.

Kategorie
z życia

Uważaj, bo tu chłopczyk chce przejść, czyli o wspominanym przeze mnie wielokrotnie problemie rozgraniczania niepełnosprawności fizycznej i intelektualnej.

Witajcie,
Dzisiejszy wpis będzie krótki, jak na mnie bardzo krótki, ale stwierdziłem, że tutaj to napiszę.
Po raz kolejny uderzyło mnie ostatnio to, że niektórzy ludzie nadal mają problem z rozgraniczaniem niepełnosprawności fizycznych i intelektualnych, mimo, że niepełnosprawni ruchowo, niewidomi, czy niesłyszący coraz częściej wychodzą w dzisiejszej dobie z domów, aktywnie się udzielają, normalnie się uczą, pracują i społeczeństwo powinno do tego przywyknąć. Ogólnie na własnym przykładzie mogę stwierdzić, że tak raczej jest, lecz zdarzają się wyjątki od tej reguły.
Jakkolwiek wśród moich znajomych, przyjaciół, wykładowców itd. jestem traktowany całkowicie normalnie, czasami irytuje mnie to, że osoby, które całkowicie mnie nie znają, są skłonne do wyciągania pochopnych, bezpodstawnych wniosków. Dowodem tego była sytuacja z ostatniego poniedziałku.
Ja nawet rozumiem, że jeśli idę z kimś pod rękę bez laski i jeszcze utykam, niektórzy mogą dedukować, że może sam się nie poruszam, bo coś ze mną nie tak intelektualnie, albo to jakaś niepełnosprawność sprzężona. Pokrętna dedukcja, ale niech będzie.
Żeby zapobiec takim domysłom, zawsze, nawet jeśli idę z przewodnikiem, noszę krótką białą laskę sygnalizacyjną. Jak widać, to także czasem nie wystarcza.
Wybraliśmy się z mamą na Hel. Ogólnie wyjazd uważam za udany. Spotkaliśmy się tam z moim wujkiem, który przyjechał na Wybrzeże z Warszawy, odwiedziliśmy wystawę paleontologiczną, którą zawsze odwiedzam, też dlatego, że człowiek, który ją prowadzi jest bardzo miły i inteligentny, i zawsze z nim ciekawie porozmawiam, tym bardziej, że oprócz paleontologii, interesuje się też filozofią.
Byliśmy również w Juracie pochodzić starymi ścieżkami, bo jeździłem tam przez wiele lat na wczasy z dziadkami i mam duży sentyment do tego miejsca.
No ale wracając do głównego tematu wpisu. Jesteśmy sobie na tym Helu w jakiejś knajpie, szukamy stolika i nagle jakiś mijany przez nas facet mówi pod moim adresem, chyba do dziecka: uważaj, bo tu chłopczyk chce przejść.
Cóż. Człowiek się uczy całe życie. Nie wiedziałem, że nadal jestem chłopczykiem. Już otwierałem usta, żeby powiedzieć temu facetowi, że ten chłopczyk za chwilę będzie miał 22 lata i studiuje, a dodatkowo całkiem nieźle słyszy, ale ugryzłem się w język. W sumie, skoro jestem chłopczykiem, to w dodatku z gigantyzmem. Jakoś nieczęsto spotykam zdrowych chłopczyków mających po metr 80 wzrostu. Może tamten pan częściej takich spotykał. 😀
W każdym razie, może to rodzaj przewrażliwienia, ale ja bardzo nie lubię, jak ktoś używa nadmiernie zdrobnień pod moim adresem, zwłaszcza, jeśli ten ktoś mnie w ogóle nie zna. Od razu myślę, że nie traktuje mnie poważnie.
To tyle, jeśli chodzi o dzisiejsze refleksje wieczorową porą.
Dobranoc i do następnego wpisu.

EltenLink