Kategorie
Refleksje literackie

Motyw miłości w książkach o Harrym Potterze

Witajcie,
Zgodnie z tytułem wpisu, dzisiejsze rozważania chcę poświęcić motywowi miłości w twórczości J K Rowling.
Myślę, że jak na razie będzie to mój ostatni wpis dotyczący tej autorki. Później w swoich refleksjach będę chciał zająć się dziełami innych pisarzy, jednak ponieważ problem miłości w powieściach o Harrym Potterze jest moim zdaniem jednym z ciekawszych zagadnień poruszanych w cyklu, postanowiłem poświęcić mu nieco uwagi.
Przejdźmy zatem do analizy.
Jak wiedzą wszyscy fani serii, miłość stanowi ważny element życia bohaterów sagi.

Witajcie,
Zgodnie z tytułem wpisu, dzisiejsze rozważania chcę poświęcić motywowi miłości w twórczości J K Rowling.
Myślę, że jak na razie będzie to mój ostatni wpis dotyczący tej autorki. Później w swoich refleksjach będę chciał zająć się dziełami innych pisarzy, jednak ponieważ problem miłości w powieściach o Harrym Potterze jest moim zdaniem jednym z ciekawszych zagadnień poruszanych w cyklu, postanowiłem poświęcić mu nieco uwagi.
Przejdźmy zatem do analizy.
Jak wiedzą wszyscy fani serii, miłość stanowi ważny element życia bohaterów sagi.
Przejawia się praktycznie w każdym tomie i to w różnych formach.
Możemy zatem mówić o stanach zakochania łączących poszczególne postaci.
Takich par połączonych przez zauroczenie, możemy wymieniać wiele, a między nimi Rona i Lawender, Ginny i Dina, Harrego i Ho, a także wiele innych.
Nie takie oblicze miłości będzie jednak tematem moich dzisiejszych rozważań.
Zastanowię się za to nad bardziej filozoficznymi i psychologicznymi aspektami tego uczucia w jego najautentyczniejszej, bezwarunkowej postaci.
Swoją analizę zacznę od rozpatrzenia sytuacji samego Harrego Pottera.
W życiu tego bohatera miłość odgrywała niezwykle ważną rolę już od samego początku.
Gdy był niemowlęciem, ocaliła go od pewnej śmierci, kiedy matczyne uczucie Lily kazało jej zasłonić syna własnym ciałem przed morderczym urokiem Voldemorta. Chociaż miała wybór, mogła przecież ratować siebie, zostawiając dziecko na pastwę mordercy, wolała raczej poświęcić życie, niż patrzeć, jak szaleniec bez skrupułów morduje małego Harrego.
Już sam akt tak wielkiego poświęcenia mógłby być przedmiotem bardzo głębokich analiz psychologicznych.
Można by było na przykład zastanowić się, jak wielka musi być miłość matki do dziecka i jak silną wolą musi się ta matka wykazać, by w podobnych okolicznościach podjąć podobną decyzję.
Dużą odwagą musiał wykazać się również ojciec Harrego, który był gotów powstrzymać Voldemorta i nawet przy tym zginąć, żeby dać czas do ucieczki swojej żonie i synkowi.
Równie ciekawym, jeśli nawet nie ciekawszym tematem do rozważań, jest jednakże to, jak ten akt heroizmu kochających rodziców wpłynął na całe dalsze życie Harrego Pottera i jak uczucie, którym darzyli go Lily i James, przetrwało w nim mimo ich śmierci, dając mu siłę do mierzenia się z rozlicznymi przeciwnościami.
Namacalny przykład potęgi miłości przedstawionej w cyklu Rowling, mamy już na końcu książki "Harry Potter i kamień filozoficzny", gdy tytułowy bohater staje po raz drugi twarzą w twarz z tym, który pozbawił go możliwości zaznania w dzieciństwie rodzinnego ciepła.
Okazało się jednak, że Voldemort, który w tym przypadku do zabicia swojego śmiertelnego wroga usiłował wykorzystać opętanego nauczyciela Hogwartu profesora Quirrella i tym razem nie zdołał uśmiercić tytułowego bohatera.
Z jakiegoś powodu Quirrell nie mógł nawet dotknąć Harrego.
Dlaczego?
Na to pytanie najlepiej odpowie następujący cytat.
– Ale dlaczego Quirrell nie mógł mnie dotknąć?
– Twoja matka oddała za ciebie życie. Jedyną rzeczą, której Voldemort nie potrafi zrozumieć, jest miłość. Nie wiedział, że tak wielka miłość pozostawia wieczny ślad. Nie bliznę, nie znak widzialny… Jeśli ktoś kocha nas aż tak bardzo, to nawet jak odejdzie na zawsze, jego miłość będzie nas zawsze chronić. Ta miłość jest w twojej skórze. Quirrell, pełen nienawiści, żądzy i ambicji, dzielący ciało i duszę z Voldemortem, nie mógł ciebie dotknąć właśnie dlatego. Mękę sprawiało mu samo dotknięcie kogoś naznaczonego czymś tak dobrym.
"Harry Potter i kamień filozoficzny".
Przytoczony fragment jest bezwątpienia tekstem skłaniającym do refleksji.
Wskazuje jeszcze raz na to, że prawdziwa, bezinteresowna miłość potrafi przezwyciężyć samą śmierć i nieubłagany upływ czasu. W mojej opinii powyższy cytat jest głęboko symboliczny. Pokazuje nam moim zdaniem w sposób metaforyczny, że do człowieka dobrego nie mają przystępu złe, wyzute z uczucia emocje. I nie chodzi tutaj bynajmniej tylko o fizyczną tarczę przeciw niebezpieczeństwom okrutnego świata. Tak pojmowaną ochronę zapewnianą przez miłość kochającemu trudno byłoby sobie wyobrazić w realnym życiu.
Chodzi jednak tutaj o coś znacznie głębszego, o to, że jeśli ktoś potrafi kochać, wie co to znaczy wsparcie bliskich i ma odpowiedni system wartości, po pierwsze nigdy nie da uwieść się zgubnym rządzom i pokusom, prowadzącym go do upadku moralnego, a po drugie będzie znacznie silniejszy, ponieważ w otoczeniu życzliwych osób, nigdy nie będzie sam ze swoimi problemami.
Ten zaś, kto nie zna miłości od tej strony będzie podatny na demoralizację i nigdy nie zrozumie potęgi prawdziwego uczucia. Może oczywiście żyć w złudnym poczuciu, że właśnie wyzbycie się uczuć jest jego siłą, ponieważ przez to, że nie jest do nikogo przywiązany, nikt nie może go zranić wyrządzając krzywdę bliskim mu osobom.
W rzeczywistości jednak nigdy nie będzie szczęśliwy, skazany na wieczną samotność, która przecież nie leży w ludzkiej naturze.
Możemy zatem stwierdzić, iż Rowling w swoich dziełach podkreśla rolę miłości, jako swoistego strażnika wartości moralnych, a ktoś kto nie potrafi kochać, zatraca swoje człowieczeństwo.
Właśnie takim kimś, samotnym i ślepym na uczucia był Voldemort.
Nigdy nie zrozumiał potęgi miłości, a uczucie to jest najważniejsze na drodze do godnego i szczęśliwego życia.
Podkreśla to jeszcze bardziej następujący cytat.
– W Departamencie Tajemnic – przerwał mu Dumbledore – jest zawsze zamknięta sala. Kryje w sobie siłę, która jest zarazem wspanialsza i straszniejsza od śmierci, od ludzkiej inteligencji, od sił przyrody. Jest ona również być może najbardziej tajemniczym obiektem badań w całym departamencie. Tę właśnie moc ty posiadasz w wielkiej obfitości, a Voldemort nie ma jej wcale. To ta siła zaprowadziła cię tej nocy do Syriusza. To ona nie pozwoliła Voldemortowi opętać cię całkowicie, bo nie mógł znieść przebywania w ciele tak pełnym mocy, której on nie cierpi. W ostatecznym rozrachunku nie liczyło się już to, że nie potrafisz zamknąć przed nim swej świadomości. Nie oklumencja cię ocaliła, ale twoje serce.
"Harry Potter i zakon feniksa"
W cytacie tym, mamy jeszcze raz podkreśloną myśl, którą najłatwiej podsumować pewnym zdaniem, jakie kiedyś przeczytałem w jednej z publikacji poświęconych filozofii.
Największą bronią człowieka dobrego, jest jego dobroć.
Kolejnym zagadnieniem powiązanym z miłością, którym zajmuje się w swojej sadze Rowling, jest kwestia siły wewnętrznej, jaką czerpiemy już nie tylko od otaczających nas bliskich, ale też z samego myślenia o tych kochanych przez nas osobach, które już odeszły z tego świata.
Fragment cytatu, w którym Rowling pisze o tym, że "jeśli ktoś kocha nas aż tak bardzo, to nawet, jak odejdzie na zawsze, jego miłość będzie nas zawsze chronić, może wskazywać na fakt, iż samo wspomnienie osoby, która była nam droga, a którą utraciliśmy, jest w stanie zmobilizować nas do określonych działań.
Doskonały przykład takiej mobilizującej roli przechowywania w pamięci bliskich nam osób zmarłych, tego jak by się w danej sytuacji zachowali i czego by od nas oczekiwali, mamy choćby w trzeciej części przygód Harrego Pottera, gdy tytułowemu bohaterowi znajdującemu się wówczas w sytuacji krytycznej, wydaje się, że dostrzega własnego nieżyjącego ojca, który przybył, aby pomóc synowi.
Tak naprawdę, Harry zobaczył samego siebie po drugiej stronie jeziora, nad którym obecnie przebywał, jednak właśnie to, iż przez chwilę uwierzył, że patrzy na swojego rodzica,, jest bardzo psychologicznym nawiązaniem.
Całą głębię przemyśleń zawartą w tym motywie oddaje cytat.
– Znałem dobrze twojego ojca, Harry, tu, w Hogwarcie, i później – powiedział łagodnie. – On by też ocalił Petera Pettigrew. Jestem tego pewny.
Harry spojrzał na niego. Dumbledore nie będzie się śmiał, pomyślał. Może mu to powiedzieć…
– Zeszłej nocy… myślałem, że to mój tata wyczarował mojego patronusa. To znaczy… kiedy zobaczyłem samego siebie za jeziorem… pomyślałem, że to on.
– Nietrudno było się pomylić. Pewnie dość już się tego nasłuchałeś, ale ty naprawdę jesteś niezwykle podobny do Jamesa. Z wyjątkiem oczu… te masz po matce.
Harry pokręcił głową.
– Byłem głupi, myśląc, że to on – mruknął. – Przecież wiedziałem, że nie żyje.
– Myślisz, że umarli, których kochaliśmy, naprawdę nas opuszczają? Myślisz, że nie przypominamy sobie ich najdokładniej w momentach wielkiego zagrożenia? Twój ojciec żyje w tobie, Harry, i ujawnia się najwyraźniej, kiedy go potrzebujesz.
"Harry Potter i więzień Azkabanu".
W cytacie tym mamy wyraźną sugestię, że bliscy nam zmarli, nigdy tak naprawdę nie odchodzą, lecz żyją w naszych wspomnieniach tak długo, jak długo o nich pamiętamy.
Często też ich cechy przejawiają się w naszym sposobie bycia.
Widzimy zatem, że miłość to wspaniałe uczucie, mogące dostarczyć nam wielu radości
I siły wewnętrznej. Często jednak może być również źródłem cierpienia, o czym także pisze Rowling w swoich dziełach.
Możemy cierpieć przez miłość na przykład wtedy, gdy utracimy kogoś nam bliskiego i odczuwamy po jego stracie ogromny ból.
Coś takiego odczuł właśnie Harry Potter, gdy zginął jego ojciec chrzestny Syriusz Black. Jako, że Syriusz był bardzo ważny dla tytułowego bohatera, stanowił bowiem drugą po rodzicach osobę, z którą Harry czuł się bardzo związany, jego śmierć była dla Harrego ogromnym ciosem. Oto opuściła go osoba, w której upatrywał namiastki utraconej rodziny i która być może najlepiej ze wszystkich, znała Lily i Jamesa.
Co gorsza Harry miał świadomość, iż gdyby nie on, Syriusz mógłby żyć, ponieważ jeśli Voldemortowi nie udałoby się zwabić Harrego do ministerstwa, również i Black nie przyszedłby tam, żeby ratować z opresji chrześniaka.
Rozterki Harrego najlepiej pokazuje cytat.
Zaczął krążyć po tym spokojnym, pięknym gabinecie, oddychając szybko i starając się nie myśleć. Ale nie mógł nie myśleć… Nie było od tego ucieczki…
To jego wina, że Syriusz zginął, to wszystko jego wina. Och, dlaczego był tak głupi, by dać się Voldemortowi wciągnąć w pułapkę, dlaczego był tak święcie przekonany, że to, co widział we śnie, było rzeczywistością, dlaczego był głuchy na słowa Hermiony, na możliwość, że Voldemort wykorzystuje jego namiętną skłonność do odgrywania roli bohatera…
To było nie do zniesienia, nie mógł o tym myśleć, nie mógł tego wytrzymać… Gdzieś w głębi jego świadomości ziała okropna pustka, o której chciał zapomnieć, ciemna otchłań, w której zniknął Syriusz. Nie chciał być sam na sam z tą bezbrzeżną, cichą otchłanią, nie mógł tego znieść…
Harry Potter i zakon feniksa.
W cytacie tym widzimy ten ogrom cierpienia, jaki odczuwa się zawsze po utracie kogoś bliskiego. Widzimy, że Harrego dręczy to poczucie winy, o którym już wcześniej napisałem.
Jest pogrążony w rozstroju emocjonalnym, jaki towarzyszył by każdemu w takiej sytuacji.
Z jednej strony, jak sam twierdzi nie chce zostawać sam na sam ze swoimi uczuciami. Z drugiej natomiast nie chce nikogo widzieć, pogrążony w żałobie.
Motyw ten zawarty w książkach o młodym czarodzieju pokazuje jeszcze raz życiowość całego cyklu i jego głęboką psychologię.
Tak bowiem chyba rzeczywiście jest, że gdy odchodzi ktoś nam drogi, z jednej strony czujemy się przytłoczeni nadmiarem smutku, bólu i poczucia straty.
Jednocześnie jednak często czujemy, że choć samotne borykanie się z tymi emocjami nie jest łatwe, czasami właśnie samotności w takich momentach potrzebujemy, aby przemyśleć pewne rzeczy i na spokojnie sobie je w głowie poukładać.
Dlatego prawdziwe wydają się słowa hiszpańskiego pisarza Carlosa Ruisa Zafóna, który pisał, że "Samotność jest czasem drogą, która pozwala osiągnąć wewnętrzny spokój".
To, że Harry znajduje się w opisanej przeze mnie wyżej sytuacji emocjonalnej ilustruje jeszcze dobitniej cytat.
– Nie musisz się wstydzić tego, co teraz czujesz, Harry – rozległ się głos Dumbledore'a. – Przeciwnie… to, że odczuwasz taki ból, jest twoją największą siłą.
Harry poczuł, jak biały płomień gniewu liże mu wnętrzności, jak wybucha w owej straszliwej pustce, napełniając go pragnieniem sprawienia bólu Dumbledore'owi za ten jego spokój i za te puste słowa.
– Moją największą siłą, tak? – powtórzył rozdygotany, wciąż wpatrując się w stadion quidditcha, ale już go nie dostrzegając. – Pan nie ma pojęcia… Nie wie pan…
– Czego nie wiem? – zapytał spokojnie Dumbledore.
Tego już było za wiele. Harry odwrócił się do niego, trzęsąc się ze złości.
– Nie chcę rozmawiać o tym, co czuję, rozumie pan?
– Harry, takie cierpienie dowodzi, że wciąż jesteś człowiekiem! Taki ból jest częścią człowieczeństwa…
– A WIĘC… JA… NIE… CHCĘ… BYĆ… CZŁOWIEKIEM! – ryknął Harry.
Harry Potter i zakon feniksa.
W cytacie tym odnajdujemy bezpośredni dowód na to, że Harry pragnie samotności.
Mamy też jednak w nim poruszone inne, głęboko psychologiczne zagadnienie.
Możemy mianowicie zastanowić się nad słowami Dumbledorea mówiącego, że cierpienie w sytuacji Harrego, świadczy o jego człowieczeństwie.
Jest to zdanie o tyle interesujące, że przeczy naszym podstawowym intuicjom. Wielu ludzi bowiem uważa, że cierpienie jest czymś złym, ale czy na pewno?
Wydaje się, że nie zawsze, ponieważ wszystko zależy od kontekstu. Moim zdaniem cierpienie nie jest samo w sobie ani dobre, ani złe, a jego ocena moralna zależy od wywołujących je przyczyn.
W sytuacji, w której znajduje się Harry, cierpienie rzeczywiście jest czysto ludzkim odruchem. Nie możemy bowiem wyobrazić sobie zdrowego psychicznie człowieka, który po śmierci ukochanej osoby, nie odczuwa dojmującego smutku.
Smutek taki dowodzi tylko, że istotnie darzyliśmy miłością utraconą osobę i jest czymś naturalnym.
I to właśnie chciała najprawdopodobniej przekazać Rowling ustami Dumbledorea, podkreślając jednocześnie jeszcze raz związek miłości z istotą tego, co nazywamy człowieczeństwem.
Jeszcze jedną postacią w cyklu Rowling, która odczuła na własnej skórze to, iż miłość może być przyczyną cierpienia, był Severus Snape.
Jego cierpienie było tym większe, że miało co najmniej dwa powody.
Po pierwsze Snapeowi z pewnością doskwierały wielki żal i zraniona duma. Żal, ponieważ Lily Evans, którą obdarzył uczuciem, najwyraźniej nie odwzajemniała jego miłości, widząc w nim jedynie przyjaciela.
Zraniona duma, gdyż kobieta będąca obiektem jego westchnień wyszła ostatecznie za największego szkolnego wroga Snapea, który wielokrotnie go poniżał.
Już samo to na pewno wystarczyło, by Snape czuł się potwornie, lecz najgorsze miało dopiero nadejść. Straszliwy cios spadł na niego, gdy dowiedział się, że Lily została zamordowana. Była to tym potworniejsza wiadomość, że Severus czuł się winny śmierci ukochanej, ponieważ to on nieopatrznie przekazał Voldemortowi informacje, które ściągnęły niebezpieczeństwo na całą rodzinę Potterów.
Snape bardzo żałował swego postępku i był gotów zrobić wszystko, byle tylko ocalić swoją dawną miłość.
Najlepiej dowodzi tego następujący cytat z rozmowy Snapea z Dumbledoreem.
– A więc, Severusie, co Lord Voldemort chce mi przekazać? – Nie… nic… ja sam tu przyszedłem! Snape zacierał nerwowo ręce. Wyglądał jak obłąkany z poplątanymi, czarnymi włosami rozwiewającymi się wokół jego twarzy. – Ja… ja chciałem ostrzec… nie, chciałem prosić… Dumbledore machnął krótko różdżką. Choć wokół nich wiatr nadal unosił liście i targał gałęziami, w miejscu, gdzie stali, zrobiło się cicho. – O co mógłby mnie prosić śmierciożerca? – To… proroctwo… przepowiednia… Trelawney… – Ach, tak… Co zdradziłeś Lordowi Voldemortowi? – Wszystko… wszystko, co podsłuchałem! Właśnie dlatego… z tego powodu… on myśli, że chodzi o Lily Evans! – Przepowiednia nie odnosi się do kobiety – powiedział Dumbledore. – Mówi o chłopcu narodzonym pod koniec lipca… – Wiesz, co mam na myśli! On uważa, że chodzi o jej syna, zamierza ją dopaść… pozabijać wszystkich… – Jeśli ona tak wiele dla ciebie znaczy, to Lord Voldemort na pewno ją oszczędzi, nieprawdaż? Nie możesz go poprosić o łaskę dla matki, w zamian za jej syna? – Prosiłem go… błagałem… – Budzisz we mnie odrazę – rzekł Dumbledore, a Harry jeszcze nigdy nie słyszał takiej pogardy w jego głosie. Snape jakby skurczył się w sobie. – A więc nie obchodzi cię, że umrą jej mąż i synek? Oni mogą umrzeć, jeśli tylko ty dostaniesz to, czego chcesz, tak? Snape milczał przez chwilę, patrząc na niego, a potem wychrypiał: – Więc ukryj ich gdzieś. Ukryj ją… Ich wszystkich. W jakimś… bezpiecznym miejscu. Błagam. – A co mi dasz w zamian, Severusie? – W zamian? – Snape wytrzeszczył oczy na Dumbledore'a, a Harry spodziewał się, że zaprotestuje, ale po długiej chwili powiedział: – Wszystko.
Harry Potter i insygnia śmierci.
Przytoczony wyżej fragment doskonale oddaje tragedię Snapea.
Żeby uratować Lily, był zdolny nie tylko przezwyciężyć w sobie odrazę do Jamesa i zaakceptować fakt, iż jeśli Dumbledore zgodzi się mu pomóc, ukryje całą rodzinę Potterów, co oznaczało również, że Lily najprawdopodobniej nigdy nie odwzajemni uczuć Snapea, mając u boku męża.
Severus musiał jednak przede wszystkim zmierzyć się z własnymi lękami. Zdawał sobie sprawę, że jako śmierciożerca, a zatem sługa Voldemorta, nie jest mile widziany przez Dumbledorea.
Poza tym ryzykował życie, które na pewno by stracił, gdyby tylko Voldemort dowiedział się, iż Snape zawarł układ z Dumbledoreem.
Na koniec był gotów upokorzyć się najpierw przed Voldemortem, błagając go o litość, choć wiedział, jaki ten ma stosunek do miłości. Potem zaś przed Dumbledoreem, który nim pogardzał ze względu na jego przeszłość.
Sugestywne jest też stwierdzenie Snapea, że zrobi wszystko dla Dumbledorea, jeśli tylko ten ocali Lily.
Ogrom jego bólu i żalu do Dumbledorea, kiedy okazało się, że Voldemort mimo wszystko dopadł i uśmiercił wielką miłość Severusa oddaje cytat.
– Myślałem… że… że ją… ochronisz… – Ona i James zaufali złej osobie. Podobnie jak ty, Severusie. Czyś nie uwierzył, że Lord Voldemort ją oszczędzi? Snape miał płytki oddech. – Jej synek przeżył – powiedział Dumbledore. Głowa Snape'a drgnęła gwałtownie, jakby opędzał się od złośliwej muchy. – Jej synek żyje. Ma jej oczy, dokładnie takie same. Na pewno pamiętasz kształt i kolor oczu Lily Evans, co? – PRZESTAŃ! Ona odeszła… umarła… – Masz wyrzuty sumienia, Severusie? – Chciałbym… chciałbym umrzeć… – A co by dała twoja śmierć? – zapytał chłodno Dumbledore. – Jeśli kochałeś Lily Evans, jeśli naprawdę ją kochałeś, to powinieneś wiedzieć, co zrobić. Snape wyglądał na tak oszołomionego bólem, że słowa Dumbledore'a jakby do niego nie docierały. – Co… co masz na myśli? – Wiesz, w jaki sposób i dlaczego zginęła. Zrób wszystko, by nie umarła na próżno. Pomóż mi ochronić syna Lily. – On już nie potrzebuje ochrony. Czarny Pan odszedł… – …i na pewno wróci, a wówczas Harry Potter znajdzie się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Przez dłuższy czas milczeli. Snape powoli odzyskiwał panowanie nad sobą, uspokajał oddech. W końcu powiedział: – No dobrze. Dobrze. Ale nikomu o tym nie powiesz, Dumbledore! To musi pozostać między nami! Przysięgnij! Nie mogę znieść… zwłaszcza że to syn Pottera… Daj mi słowo! – Dać ci słowo, że nigdy nie ujawnię tego, co w tobie najlepsze? – westchnął Dumbledore, patrząc z góry na wykrzywioną bólem twarz Snape'a. – Jeśli nalegasz…
Harry Potter i insygnia śmierci.
W cytacie tym widzimy jeszcze raz, że Snape, nawet po śmierci Lily, jest w stanie zrobić wiele ze względu na jej pamięć.
Ostatecznie podjął się ochrony Harrego, właśnie przez miłość do jego matki, choć wymagało to od niego bardzo silnej woli, gdyż w młodym Potterze widział odbicie znienawidzonego Jamesa.
Nie chciał wszakże, by ktoś dowiedział się, iż zobowiązał się chronić syna Pottera, gdyż uważał to za upokorzenie, podczas gdy Dumbledore widział w tym poświęcenie i dowód miłości, jak najbardziej godny podziwu.
Tak, czy inaczej, miłość okazała się w Severusie Snapie silniejsza od nienawiści i utrzymała się do końca jego życia.
Dowodzi tego następujący cytat opisujący reakcję snapea na informację, że Harry Potter ostatecznie musi zginąć z ręki Voldemorta.
Snape patrzył na niego z przerażeniem. – Chroniłeś go, utrzymywałeś tak długo przy życiu tylko po to, by umarł we właściwym momencie? – To cię tak szokuje, Severusie? A ilu ludzi umarło na twoich oczach? – Ostatnio tylko ci, których nie byłem w stanie ocalić – odparł Snape, wstając. – Wykorzystałeś mnie. – To znaczy? – Szpiegowałem dla ciebie, kłamałem dla ciebie, narażałem dla ciebie życie, a wszystko to robiłem, by zapewnić bezpieczeństwo synowi Lily. A teraz mówisz mi, że hodowałeś go jak prosiaka na rzeź… – To bardzo wzruszające, Severusie – powiedział z powagą Dumbledore. – A więc w końcu dojrzałeś do tego, by przejmować się losem tego chłopca? – Jego losem? – wykrzyknął Snape. – Expecto patronum! Z końca jego różdżki wystrzeliła srebrna łania. Wylądowała na podłodze, przebiegła przez pokój i wyskoczyła przez okno. Dumbledore patrzył, aż jej srebrna poświata zniknęła w ciemności, a potem odwrócił się do Snape'a. Oczy miał pełne łez. – Przez te wszystkie lata?… – Zawsze.
Harry Potter i insygnia śmierci.
W zacytowanym fragmencie widzimy, że Snape czuje się oszukany. Do tej pory wierzył, że jego działania, zmierzające do zapewnienia bezpieczeństwa Harremu mają jakiś sens, a teraz stracił tę wiarę.
Symboliczne tutaj są także moim zdaniem słowa Snapea, że ostatnio na jego oczach umarli tylko ci, których nie był w stanie ocalić.
Mówiąc to, mógł mieć na myśli Lily.
Ostatecznym dowodem na to, że wciąż kochał matkę Harrego, jest kształt jego patronusa, jako, że patronus był ucieleśnieniem tego, co napełniało największym szczęściem tego, kto go wyczarował.
Sugestywne, że patronusem Snapea była łania, taka sama, jaką potrafiła przyzwać Lily Evans.
Kończąc ten wpis, chciałbym poczynić jeszcze jedną refleksję.
Postać Snapea jest jeszcze jednym dowodem na to, że Rowling widziała w miłości ostoję człowieczeństwa.
W ciągu całego bowiem życia Severusa Snapea, jego postawę kształtowały dwie siły: miłość i nienawiść.
Wydaje się, że gdyby nie Lily i to, co się z nią stało, Snape mógłby nigdy nie stanąć do walki przeciw Voldemortowi. To właśnie uczucie do matki Harrego przemogło w nim życiowe frustracje i choć stało się powodem jego cierpienia, stanowiło też źródło swoistej stabilizacji dla jego psychiki, które pomogło mu zachować człowieczeństwo.
Na tym chciałbym zakończyć swoją analizę motywu miłości w książkach o Harrym Potterze, mimo, że na pewno nie zawarłem tu wszystkiego, co zasługiwało na głębsze rozważania.
Zapraszam jednak do komentowania.
Do następnego wpisu.

Zmodyfikowany

28 odpowiedzi na “Motyw miłości w książkach o Harrym Potterze”

Wow. Chyba polubię Snape’a. Jakoś nigdy go nie lubiłam. Szkoda, że jeszcze nie wspomniałeś o ostatniej
scenie, jak Snape już umierał i kazał Harry’emu najpierw spojrzeć w jego oczy, a potem zabrać te wspomnienia.
Przecież wcale nie musiał tego robić, prawda? Nie musiał dawać mu tych wspomnień, a mimo to je mu dał.
Wydaje mi się, że tam też jest jednak jakiś motyw miłości, no bo jednak… Harry to był syn Lily. Chyba
Severus się przekonał, że on nie był jednak taki zły, za jakiego go uważał przez tyle lat. Tak myślę.
Ale nie wiem.

Szczerze mówiąc, jakoś zapomniałem o tej scenie we wrzeszczącej chacie. Rzeczywiście, jak by się tak
nad nią zastanowić, można dopatrzyć się w niej jakiegoś symbolizmu. Nigdy tak o tej scenie nie myślałem,
a szczególnie o tym momencie, kiedy Harry miał spojrzeć w oczy Snapeowi. W każdym razie, ja też kiedyś
Snapea nie znosiłem, ale do czasu, kiedy dowiedziałem się, po jakiej stronie naprawdę stoi. Oczywiście
nie ma co go idealizować. Miał swoje wady, ale napewno nie można oceniać go tylko negatywnie. Ostatecznie
stanął po stronie Dumbledorea, chociaż ten nie zawsze dobrze go traktował, wbrew temu, co sądził Harry.
W każdym razie Snape to, jak już chyba napisałem, bohater tragiczny, którego można analizować bardzo
głęboko. Pewnie wielu polonistów zbulwersowałaby ta wypowiedź, ale uważam, że więcej w nim tragizmu,
niż na przykład w takim Magbecie.

No, muszę Ci powiedzieć, że co prawda, to prawda. Ja tam na przykład Makbeta nie lubię i uważam, że te
niektóre lektury, to mogliby wycofać.

Świetny wpis. Jakoś nigdy aż tyle o tym nie myślałam. Co do Dumbledore’a, bardzo go lubię, chociaż nie
jest postacią idealną, ale sądzę, że w „Zakonie Fenixa” mógł sobie darować to zdanie o cierpieniu i człowieczeństwie.
Ja też byłabym wściekła, gdyby ktoś mi filozofował w momencie, kiedy jestem zupełnie zrozpaczona…

Fakt, że człowiek, który cierpi świerzo po stracie bliskiej osoby, raczej nie prowadzi filozoficznych
rozważań i trudno jest mu przyjąć chłodne argumenty. Rzeczywiście nie ma co się dziwić, bo łatwo jest
mówić komuś, kim nie targają silne emocje. No, ale gdyby Dumbledore nie filozofował, nie byłby Dumbledoreem
i pewnie wtedy nie lubiłbym tak bardzo tej postaci.
Z drugiej strony, Dumbledore akurat wiedział, co to znaczy, obwiniać się za śmierć kogoś bliskiego. Swoją
drogą, ostatnio doszedłem do dwóch wniosków na temat Dumbledorea. Po pierwsze, co właściwie jest związane
z tematyką wpisu, stwierdziłem, że już wiem, czemu Dumbledore ostatecznie zaufał na tyle Snapeowi, żeby
to jemu zlecić czuwanie nad Harrym i jego misją. Jakby nie patrzeć, Albus zawsze uważał, że największą
siłą jest miłość i zgodnie z tym założeniem powierzył opiekę nad Harrym człowiekowi, który kochał jego
matkę. Po drugie, i to może się odnosić do twojej uwagi o tym, że Dumbledore nie był idealny, ciekawy
jest wątek prawdziwych odczuć Dumbledorea względem Harrego. Na pewno Harry nie był mu obojętny, ale nie
mogę oprzeć się wrażeniu, że Albus w pewnym sensie go instrumentalizował. Cytując Snapea, trzymał Harrego
przy życiu, żeby umarł we właściwym momencie. Nie krytykuję tutaj aż tak bardzo Dumbledorea, bo śmierć
Harrego była niezbędna do pokonania Voldemorta. Zastanawiam się jednak, czy Dumbledore kiedykolwiek naprawdę
porzucił ideęę z czasów znajomości z Grindelwaldem, czyli dla wspólnego dobra.

No cóż, ja też Snape’a nie lubiłem, ale mam szacunek do tego człowieka za to, że mimo wszystko Harry’ego
chronił czego się w sumie nie spodziewałem.

Tak. I fajnie była ta ochrona pokazana, w tym sensie, że była na tyle suptelna, żeby nie ułatwić czytelnikowi
oceny Snapea, praktycznie do samego końca. Dopóki Harry nie zobaczył wspomnień Severusa, wszystkie
poczynania Snapea można było jakoś pogodzić z jego obrazem, jako śmierciorzercy i oddanego sługi Voldemorta, a jednocześnie kiedy
już prawda wyszła na jaw, wszystko zaczynało się układać w całkiem nową logiczną całość.

Scena we wrzeszczącej chacie wedłóg mnie pokazuje jego potrzebę bycia jednak zauważonym jako on, a nie
okrutny śmierciożerca, chciał ostatni raz spojrzeć w oczy, które pamiętał jako oczy Lily.

O kurcze, bardzo się wczytałam w ten wpis. Widzisz twój i moje o Belli mogą być dopełnieniem i analizą
wszystkich postaci, które zasługują na uwagę. Bardzo podobała mi się analiza postaci Sewerusa. Była taka
głęboka i psychologiczna. On na prawdę musiał darzyć ogromną miłością Lily, skoro aż tak się dla niej
poświęcił. Poza miłością i nienawiścią cechowała go też ogromna odwaga. Gdyby jej nie posiadał, nie dał
by rady zrobić tego wszystkiego, czego się podjął. Harry’ego cierpienie jest takie, ludzkie. To trywialne
co napisałam, ale każdy, kto bardzo kochał bliską osobę, a potem ją stracił, odczuwa dojmującyżal, ból
i smutek. Poza tym, myślę, że każda matka tak jak Lily, oddała by życie za swoje dziecko. No dobrze,
prawie każda, 90 procent matek, ponieważ to wynika z instynktu macieżyńskiego, ktury w kobietach posiadających
dzieci i kochających je, się szeroko rozwinął. Oczywiście nie mówię tu o kobietach, które rodzą niechciane
dzieci, bo to już inny wątek. Wrócę też do Voldemorta. On nie był w stanie nigdy pokochać, nikogo, ponieważ
był poczęty nie z miłością tylko przy zażyciu amortencji. Taki ktoś, zrodzony z amortencji, nie może
kochać. Jednak wydaje mi się, że porządanie może czuć. Przecież nie każdy mężczyzna posiada kobietę z
miłością i porządaniem, ale też z samym porządaniem, bez miłości. Taka jest męska fizjologia. Ona jest
bardziej rozwinięta, niż damska. Matko, co tu wypisuję, no nic, prawdziwe rzeczy, samą prawdę. Szalona
była miłość Snape’a, bo wieczna. Obsesyjna była miłość Bellatriks, też wieczna. Także ten aspekt wiecznej
miłości mają oboje wspólny. Nienawiści też. Ciekawe, może jeszcze mi się coś przypomni i dopiszę, ale
wpis piękny, stylistyka na wybitny. Stawiam duże „W” za całość.

Dziękuję za tą ocenę i ogólnie tak obszerny komentarz. Z tym poczęciem Voldemorta przez zażycie amortencji,
muszę przyznać, że tego nie pamiętałem, ale to wiele wyjaśnia, no i moim zdaniem ważne jest też to, że
Voldemort nigdy w życiu miłości nie zaznał. Nikt go nie kochał, kiedy się rozwijał i tej miłości oraz
wzorców najbardziej potrzebował. Nie bronię go tutaj, bo jako lord był zły do szpiku kości, ale był też
postacią, która świetnie pokazuje, jak środowisko może wpłynąć na rozwój dorastającego w nim młodego
człowieka. Kiedyś napiszę o Voldemorcie osobny wpis, a prawdopodobnie będzie to analiza porównawcza Voldemorta
i Dumbledorea. Wbrew pozorom mieli dużo wspólnego, dzieciństwo i jednego, i drugiego było bardzo trudne,
ale na pewnym etapie dokonali innych wyborów.

Jeszcze co do postaci, które w H P zasługują na uwagę, we wpisie dotyczącym dyskryminacji w seri skupiam
się między innymi na Lupinie, troszkę na Hagridzie, Troszkę na stworku, na tym, co ich wszystkich utrzymało
ostatecznie na włóaściwej drodze życiowej. Piszę też tam o relacjach między czarodziejami, a mugolami,
która nie była łatwa moim zdaniem z przyczyn wynikających z działań obu stron.
Wracając jeszcze na chwilę do Snapea. Kiedyś Dawid zwrócił mi uwagę na coś, co też jest bardzo ciekawe
w tej postaci i daje do myślenia, jeśli już się ją zna. Mówię o samej etymologii nazwiska Snape. Okazuje
się, że to słowo z angielskiego, przynajmniej według słowników, tłumaczone jest jako bezsilny gniew.
Bardzo to moim zdaniem sugestywne.

Tyle, że Dumbledore miał rodzinę, która go kochała, Aberforta i siostrę. To trochę co innego, a Voldemortem
nigdy żadna rodzina się nie zainteresowała. Nigdy, nikt się o niego nie zatroszczył, nie odwiedził w
sierocincu, nikt go nie chciał zaadoptować. Po prostu, nikt nigdy się o niego nie ubiegał. Siał jedynie
postrach w śród swoich ruwieśników. Myślę, że większość z ludzi obrała by taką wygodną umiejętność siania
strachu, ponieważ w jakiś tam sposób w tym sierocińcu przetrwać musiał. Im bardziej był niezależny, tym
większy miał pewnie szacunek u dzieciaków i wiedział, że sobie może zawsze poradzić. To głupie, ale pewnie
potrzebował akceptacji i tego, aby komuś zaimponować. Chciał się czuć potrzebny, a to, że robił to w
taki sposób to cóż, jego wybór. Dlaczego taką śmierciożerską hołotę wziął sobie za zwolennników? To znaczy,
może inaczej, ludzie, którymi otaczał się w szkole, Lestrange, Dołohow, to byli ludzie, którymi łatwo
było kierować. Sam Dumbledore wspominał o tym w szóstej części. Tom miał haryzmę, więc bez problemu mógł
to czynić. Nie wiem, ale porównałabym Voldemorta do naszych historycznych dyktatorów. Sporo miał wspólnego
z Hitlerem, tyle, że Riddle był ambitny, a Hitler nie bardzo. Teraz jakoś mi to do głowy przyszło. Co
o tym sądzisz? Tak, ten bezsilny gniew przy tłumaczeniu nazwiska Snape jest bardzo trafny. Wszędzie gdzieś
są dyskryminowane osoby. W świecie czarodziejów: wilkołaki, półolbrzymy, skrzaty domowe, centaury.Sam
zgredek starał się być wolny, mówił o tym. Hermiona też jakby nie było, odwaliła kawał dobrej roboty,
zakładając WESZ. No, a w świecie mugoli dyskryminowani są niepełnosprawni, ludzie wyróżniający się kolorem
skóry, przekonaniami i tak dalej. Także dyskryminacja to rozgałęziony temat

No dokładnie o tym, co pisałaś o dyskryminacji jest ten mój wpis. Co do porównania Voldemorta z Hitlerem,
zgadzam się. Wydaje mi się, że Rovling mogła świadomie wprowadzić pewne analogie. W ogóle jak weźmiemy
wielkich dyktatorów z historii i porównamy ich z Riddleem, bardzo wiele się zgadza: charyzma, utrzymywanie
autorytetu za pomocą strachu. Z tym, że Voldemort był taki ambitny trochę bym polemizował. Powiem tak.
Ambitny był na pewno Riddle. Miał nieprzeciętną inteligencję i zdolności. Voldemort już taki nie był.
Szaleństwo i strach o swoją pozycję odebrały mu większość zdolności. Uważam, że Tom Riddle był całkowicie
inną osobą, niż Voldemort. Riddle to zagubiony, samotny i zamknięty w sobie chłopiec z sierocińca. Voldemort
to morderca zaślepiony furią, który potrafi już znacznie mniej, niż kiedyś i największą jego ochroną
są horkruksy. Innymi słowy zmiana imienia w przypadku Toma jest moim zdaniem bardzo symboliczna, bo pociąga za sobą całkowitą przemianę osobowości, albo raczej jest jej wyrazem. Widać to nawet w etymologii imion. Riddle z angielskiego to zagadka, tajemnica. Voldemort to z francuskiego lot śmierci.
Voldemort wydawał się potężny, bo roztaczał wokół siebie lęk, który paraliżował jego ofiary.
Tak naprawdę jednak jako czarodziej był moim zdaniem dość słaby. Dlatego właśnie Dumbledore był jedyną
osobą, której bał się Voldemort, bo znał faktyczny poziom umiejętności prezentowany przez Riddlea i co
najważniejsze sam się go nie bał.
Jednocześnie, co ciekawe, Dumbledore był chyba jedyną osobą, która w głębi duszy współczuła Riddleowi, może
dlatego, że Albus wiedział, jak nikt inny, jak trudno jest nie poddać się życiowym frustracjom i jak
to jest istotne. Nawiązując do Twojego spostrzeżenia, że Dumbledore miał łatwiej od Riddlea, bo miał
kochającą rodzinę. To trudne zagadnienie. Miał na pewno łatwiej od Toma, bo jak piszesz, nie był całkowicie
osamotniony, ale nie miał też aż tak kolorowo. Jego ojciec był oskarżony o znęcanie się nad mugolami,
matka przede wszystkim dbała o swoje dobre imię, ukrywając przed światem córkę z problemami, brat, z którym na swój sposób się kochali, miał
jednak całkowicie inne, przynajmniej początkowo, podejście do świata.
Może nawet Dumbledore trochę nim
pogardzał, oczywiście na początku. Możliwe, że do pewnego momentu pogardzał całą swoją rodziną, zamknięty w świecie własnych idei i w książkach.
No, a później ten wypadek z Ariadną i fakt, że tak naprawdę nikt do końca nie wiedział, kto ją zabił. Dumbledore obwiniał się przecież o to w jakimś stopniu przez całe życie, a całkiem możliwe, że w głębi duszy obwiniał go częściowo także Aberfort.
Zmierzam do tego, że Dumbledoreowi też nie było lekko, a i wzorce od środowiska, w którym dorastał miał różne.
Trochę to podobne do Riddlea, który też był utalentowanym, ambitnym indywidualistą z problemami rodzinnymi.
Osobiście myślę, że tym co łączyło Dumbledorea i Riddlea, było wyjście z rodzin z problemami i bunt przeciwko pewnym faktom z życia tych rodzin. Rzecz w tym, że Voldemort przekuł ten bunt w agresję i chęć zemsty, a Dumbledore stwierdził, że nigdy nie będzie taki, jak jego ojciec i oczywiście wyciągnął odpowiednie wnioski z popełnionych przez siebie błędów. Całkiem możliwe, że gdyby nie tragiczne skutki tych błędów, Dumbledore by się nigdy nie opamiętał.

Jeszcze nawiązując do motywów Voldemorta, którymi się kierował, kreując swój wizerunek jako tyrana, wydaje
mi się, że przynajmniej na początku, na etapie sierocińca, możliwość zastraszania rówieśników, dawała
mu poczucie, że coś od niego zależy, że ma kontrolę nad swoim życiem. Chciałbym też wrócić na chwilę
do wątku dyskryminacji. Pisałaś o centaurach, jako o jednej z grup dyskryminowanych. Szczerze mówiąc,
akurat centaury w tej serii od pewnego czasu mnie zastanawiają. W pewnym sensie to szczególna grupa dyskryminowanych,
bo z jednej strony ma za złe czarodziejom, że się ją wyklucza, a z drugiej sama dąży do odrębności. Tak
naprawdę większości centaurów nigdy nie zależało na szczególnej integracji. Chciały jedynie, żeby nie
ingerowano w ich sprawy i same też nie mieszały się specjalnie do problemów ludzi, jeżeli tylko ich interesy
przypadkowo nie zbiegały się z ludzkimi.
W zasadzie powiedziałbym, że
nawet pogardzały ludźmi, podkreślając na każdym kroku swoją niezależność. Widać to dobrze po tym, jak
wyrzekły się Firenca, kiedy przyjął posadę w Hogwarcie.

Bardzo wszystko dobrze ująłeś w swoich komentarzach. Dobrze zauważyłeś, że ta odrębność Toma od Voldemorta,
nie jest przypadkowa. W swoim komentarzu jakoś tego zapomniałam uwzględnić. No, a centaury stanowią
zagadkę. Tak na prawdę to chyba rzeczywiście chcą żyć we własnym stadzie i nie mieszać się w sprawy czarodziejów.
Swoją drogą, zkądś ta postawa do czarodziejów też musiała się wziąć. Myślę, że czarodzieje zrobili im
dużo przykrości. A co sądzisz o goblinach? Jakoś ich nie lubię.

Ja też jakoś za nimi nie przepadam. Miały swoje powody, żeby nie darzyć ludzi sympatią, ale z drugiej
strony trochę słabe było to, że z gruntu odnosiły się wrogo do każdego człowieka, wszędzie szukając tylko
sposobności, żeby go wywieść w pole.
Co do odrębności Toma od Voldemorta, bardzo fajnie oddaje ją utwór, który Dawid przetłumaczył na swoim
blogu. Piosenka nosi tytuł Ode to Voldemort i świetnie moim zdaniem oddaje Riddlea, a przy okazji też
spojrzenie Dumbledorea na Voldemorta.

Czytałam obydwa wpisy i jestem pod wielkim wrażeniem. Sama bym tego lepiej nie ujęła. Od jakiegoś czasu zastanawiam się też nad postacią samego Harry’ego. Wiadomo, nie ma człowieka na wskroś złego czy dobrego. Większość ludzi, w tym do nie dawna ja, uznaje Harry’ego za ignoranta i też w pewnym stopniu człowieka, który dyskryminuje innych. Bo przyjrzyjmy się temu, jak traktuje choćby swoich kolegów poza Ronem i Hermioną. Praktycznie ich nie zauważa. No i do tego dochodzą te jego wybuchy gniewu. Tak sobie myślę, że może wpływ na to wszystko miało to, jak Harry był traktowany w dzieciństwie przez Dursleyów. Zastraszany odpowiadał atakiem na atak, co w późniejszych latach mogło stać się jego odruchową bronią. Wiem wiem, nie miał aż tak tragicznie, jak to wykreowała Rowling, bo jednak dach nad głową miał, jedzenie miał, chociaż mało, ale lepsze to niż nic. Ważniejsza jest tu jednak psychika i to, co wyniósł z tego domu. Traktował innych tak, jak sam był traktowany. Z perspektywy czasu, to mi nawet żal tej postaci. Był traktowany na dwa skrajne sposoby. Był albo trzymany zdala od informacji, których pragnął, a z drugiej strony traktowano go jak niesworne, kilkuletnie dziecko, rzucając teksty typu siedź w domu, nie używaj żadnych czarów. Ja też byłabym chyba zła, gdyby ktoś mi napisał no wiesz, dzieje się bardzo dużo, ale nie możemy ci nic powiedzieć. Wolałabym chyba nie uzyskać żadnej odpowiedzi, zamiast podsycenia głodu informacji. Myślę że to na tyle, bo i tak wyszło to trochę przydługie.

Harry to ciekawy przypadek. Twój, jak twierdzisz, przydługi komentarz czyta się bardzo dobrze. Dużo w nim racji. Co do mnie, bardzo chętnie przeanalizowałbym szerzej jeszcze postać Dumbledorea. Już całkiem sporo o nim napisałem w różnych miejscach, ale może kiedyś to wszystko zbiorę w jednej analizie.

Ooo Dumbledore to też ciekawa postać. Niby dobry człowiek, chciał dobrze dla wszystkich, ale nie zawsze to wychodziło. No i przeszłość jego i Grindelvalda budzi dość spore kontrowersje. W ogóle ciekawy jest jeszcze pod względem psychologicznym motyw samej straty w tym całym cyklu, bo wiele postaci straciło coś lub kogoś i na każdą z nich ta strata wpłynęła w mniejszym lub większym stopniu. Można powiedzieć, że ta strata ich poniekąd ukształtowała na tych kim byli w późniejszym czasie. Moim zdaniem mega ciekawy wątek do przeanalizowania.

To prawda. A co do Dumbledorea, oczywiście. Jest bardziej postacią dobrą, niż złą, ale czasami lubił się ludźmi bawić i wciągać ich w swoje gierki, nie patrząc na ich odczucia.

Ano niestety tak. I znowu aż się prosi o przytoczenie przykład Harry’ego. Dumbledore trzymał go pod kloszem, nawet unikał, jak twierdził, dla dobra Harry’ego, żeby na końcu pozostawić go z brzemieniem przepowiedni, świadomością morderstwa i tego, że to on musi teraz iść ścieżką, którą nie do końca zdążył mu Dumbledore nakreślić. Tak samo Snape. Można powiedzieć, też narzędzie w rękach Dumbledore’a. Chociaż najstraszniejsza z tych wszystkich konsekwencji jest śmierć Ariany. Jednak masz rację, Dumbledore nie jest złą postacią, tak samo jak złą postacią nie jest też Harry czy nawet Snape, choć ten ostatni wywołuje chyba najbardziej sprzeczne uczucia. Wszystkie te postacie jednak kogoś utraciły i to jest wspólny mianownik w tym wszystkim.

Dla Snapea mam dużo zrozumienia. Biedny człowiek, który kilka razy wpadł we własne sieci, a potem już nie bardzo mógł się z tego wszystkiego wyplątać. No i jednak pozostał lojalny Dumbledoreowi. Generalnie kiedyś zastanawiałem się nad jeszcze innym aspektem związanym z tą postacią. Dla wielu fakt, że Snape zabił Dumbledorea na jego własne życzenie, rozgrzesza całkowicie Severusa. Pytanie jednak, czy powinno się kogoś zabijać nawet na jego prośbę. Inna rzecz, że Dumbledore i tak by zginął, a w grę jeszce wchodził Malfoj, ale ciekawi mnie, czy gdyby sytuacja była inna, to Snape też by się zgodził na morderstwo. Wiemy, że wykłócał się o to z Albusem, więc sprawa nieoczywista.

Ano właśnie. I tu pojawia się inne pytanie. Czy Snape to morderca, czy raczej bohater, patrząc na to co zrobił. Bardzo barwna postać, bo tu niekiedy na wskroś nie sprawiedliwy, traktujący jednych lepiej niż innych, ale jednak lojalny Dumbledore’owi i do końca kochający Lily, która jednak zamiast niego, wybrała jego najgorszego wroga, co mogło pozostawić głęboką zadrę w sercu Snape’a. Mścił się na ludziach, którzy tak naprawdę zawinili mu tylko samym istnieniem za to, co utracił bez powrotnie, żyjąc jeszcze z poczuciem winy, że sam do tego doprowadził

Tak właśnie. Osobiście nie uważałbym go ani za mordercę, ani za bohatera. Myślę, że mimo wszystkich skrajnych uczuć, które żywił w stosunku do Dumbledorea, jednak mógłby odmówić wykonania tej ostatniej przysługi, gdyby sytuacja była inna. Już więcej w nim cech z tego bohatera, biorąc pod uwagę, na co się narażał. Tylko znowu on robił wiele rzeczy z prywatnych pobudek emocjonalnych, a nie altruistycznie dla innych. Pracował dla Dumbledorea, bo przez to mógł pomścić Lily. Chronił Harrego też ze względu na nią i po części pewnie na przysięgę złożoną Dumbledoreowi. Dalej jednak robił to wszystko, żeby rozgrzeszyć się we własnych oczach. Właśnie ze względu na ten egocentryzm, choć pewnie nie stuprocentowy, mam opory przed uznaniem go za bohatera, choć tu pytanie, co definiuje bohatera, motywy, faktyczne uczynki, a może jedno i drugie? Generalnie zapraszam Cię do przeczytania mojego wpisu na tym blogu zatytułowanego W szponach samotności. To poetycka analiza postawy Snapea. Ciekawe, co o niej powiesz.

Przeczytam na pewno. Osobiście dla mnie Snape jest czymś pośrednim między bohaterem a mordercą. Jako osoby nie dażę go sympatią, ale doceniam motywy jakimi się kierował. Chociaż masz też rację. Wiele rzeczy robił po to, by rozgrzeszyć siebie przed samym sobą. To było trochę takie egoistyczne z jego strony. No ale, tak jak napisałam już wcześniej, żadna z postaci w hp nie jest czarno-biała, a o tych, które mogłyby takie być, jest zbyt mało (patrz Lily). Postać przedstawiona tylko przez wspomnienia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink