Kategorie
z życia

Uważaj, bo tu chłopczyk chce przejść, czyli o wspominanym przeze mnie wielokrotnie problemie rozgraniczania niepełnosprawności fizycznej i intelektualnej.

Witajcie,
Dzisiejszy wpis będzie krótki, jak na mnie bardzo krótki, ale stwierdziłem, że tutaj to napiszę.
Po raz kolejny uderzyło mnie ostatnio to, że niektórzy ludzie nadal mają problem z rozgraniczaniem niepełnosprawności fizycznych i intelektualnych, mimo, że niepełnosprawni ruchowo, niewidomi, czy niesłyszący coraz częściej wychodzą w dzisiejszej dobie z domów, aktywnie się udzielają, normalnie się uczą, pracują i społeczeństwo powinno do tego przywyknąć. Ogólnie na własnym przykładzie mogę stwierdzić, że tak raczej jest, lecz zdarzają się wyjątki od tej reguły.
Jakkolwiek wśród moich znajomych, przyjaciół, wykładowców itd. jestem traktowany całkowicie normalnie, czasami irytuje mnie to, że osoby, które całkowicie mnie nie znają, są skłonne do wyciągania pochopnych, bezpodstawnych wniosków. Dowodem tego była sytuacja z ostatniego poniedziałku.
Ja nawet rozumiem, że jeśli idę z kimś pod rękę bez laski i jeszcze utykam, niektórzy mogą dedukować, że może sam się nie poruszam, bo coś ze mną nie tak intelektualnie, albo to jakaś niepełnosprawność sprzężona. Pokrętna dedukcja, ale niech będzie.

Witajcie,
Dzisiejszy wpis będzie krótki, jak na mnie bardzo krótki, ale stwierdziłem, że tutaj to napiszę.
Po raz kolejny uderzyło mnie ostatnio to, że niektórzy ludzie nadal mają problem z rozgraniczaniem niepełnosprawności fizycznych i intelektualnych, mimo, że niepełnosprawni ruchowo, niewidomi, czy niesłyszący coraz częściej wychodzą w dzisiejszej dobie z domów, aktywnie się udzielają, normalnie się uczą, pracują i społeczeństwo powinno do tego przywyknąć. Ogólnie na własnym przykładzie mogę stwierdzić, że tak raczej jest, lecz zdarzają się wyjątki od tej reguły.
Jakkolwiek wśród moich znajomych, przyjaciół, wykładowców itd. jestem traktowany całkowicie normalnie, czasami irytuje mnie to, że osoby, które całkowicie mnie nie znają, są skłonne do wyciągania pochopnych, bezpodstawnych wniosków. Dowodem tego była sytuacja z ostatniego poniedziałku.
Ja nawet rozumiem, że jeśli idę z kimś pod rękę bez laski i jeszcze utykam, niektórzy mogą dedukować, że może sam się nie poruszam, bo coś ze mną nie tak intelektualnie, albo to jakaś niepełnosprawność sprzężona. Pokrętna dedukcja, ale niech będzie.
Żeby zapobiec takim domysłom, zawsze, nawet jeśli idę z przewodnikiem, noszę krótką białą laskę sygnalizacyjną. Jak widać, to także czasem nie wystarcza.
Wybraliśmy się z mamą na Hel. Ogólnie wyjazd uważam za udany. Spotkaliśmy się tam z moim wujkiem, który przyjechał na Wybrzeże z Warszawy, odwiedziliśmy wystawę paleontologiczną, którą zawsze odwiedzam, też dlatego, że człowiek, który ją prowadzi jest bardzo miły i inteligentny, i zawsze z nim ciekawie porozmawiam, tym bardziej, że oprócz paleontologii, interesuje się też filozofią.
Byliśmy również w Juracie pochodzić starymi ścieżkami, bo jeździłem tam przez wiele lat na wczasy z dziadkami i mam duży sentyment do tego miejsca.
No ale wracając do głównego tematu wpisu. Jesteśmy sobie na tym Helu w jakiejś knajpie, szukamy stolika i nagle jakiś mijany przez nas facet mówi pod moim adresem, chyba do dziecka: uważaj, bo tu chłopczyk chce przejść.
Cóż. Człowiek się uczy całe życie. Nie wiedziałem, że nadal jestem chłopczykiem. Już otwierałem usta, żeby powiedzieć temu facetowi, że ten chłopczyk za chwilę będzie miał 22 lata i studiuje, a dodatkowo całkiem nieźle słyszy, ale ugryzłem się w język. W sumie, skoro jestem chłopczykiem, to w dodatku z gigantyzmem. Jakoś nieczęsto spotykam zdrowych chłopczyków mających po metr 80 wzrostu. Może tamten pan częściej takich spotykał. 😀
W każdym razie, może to rodzaj przewrażliwienia, ale ja bardzo nie lubię, jak ktoś używa nadmiernie zdrobnień pod moim adresem, zwłaszcza, jeśli ten ktoś mnie w ogóle nie zna. Od razu myślę, że nie traktuje mnie poważnie.
To tyle, jeśli chodzi o dzisiejsze refleksje wieczorową porą.
Dobranoc i do następnego wpisu.

29 odpowiedzi na “Uważaj, bo tu chłopczyk chce przejść, czyli o wspominanym przeze mnie wielokrotnie problemie rozgraniczania niepełnosprawności fizycznej i intelektualnej.”

Znam to. Może nie z autopsji, ale o ludziach niewidomych tak czasem mówią co mnie też denerwuje. O kimś czytałem „Dziewczynka”, albo w ogóle zdrabnianie imion czy mówienie na Ty.

Ale to chyba tak jest. Ostatnio szłam do sklepu i spotkałam jakichś budowlańców, którzy mówili, że idzie mała dziewczynka. Kurcze, jestem dorosłą kobietą, ale ludzi nie zmienisz chyba.

Fajnie to ujołeś z tym gigantyzmem. Ale mówienie, chłopiec o mężczyźnie faktycznie może drażnić. Oczywiście w stosunku do kobiet też może drażnić.

Weź… mnie… nie… denerwuj! To jest powód, dla którego mam coraz większą ochotę wyprowadzić się z obecnego miejsca zamieszkania. Tu prawie dla nikogo nie jestem dorosła, a już na pewno nie jestem kobietą. Mówić też nie potrafię i prawdopodobnie nie słyszę. Jest jeszcze druga, niemniej urocza opcja. Normalnie włączam się dajmy na to do rozmowy z kimś. W takiej sytuacji często traktuje się mnie jak takie przemądrzałe dziecko, na zasadzie: „No patrz, jakie to nądre”.
Słowo daję, przestaję to wytrzymywać i coraz bardziej żałuję, że nie da się mojej niepełnosprawności po prostu ukryć. Bo to niestety na poczucie własnej wartości wpływa.

Elanor. Rozumiem, o czym mówisz. Ja na szczęście nie spotykam się w takim natężeniu z opisywanymi przez ciebie zachowaniami, ale wiem, o co Ci chodzi. Na moje poczucie własnej wartości aż takiego wpływu podobne reakcje nie mają. Bardziej mnie irytują.
Matius. Tak. To drażni, chociaż wiadomo, że najczęściej ludzie, którzy mówią takie rzeczy, nie mają złych intencji. Ich reakcje wynikają z jakichś durnych, wpojonych im stereotypów, ale powinni wyciągać wnioski z tego, co realnie widzą. Jeśli dajmy na to, nawet przelotnie, w autobusie na przykład, bo w autobusie też miałem kiedyś podobną sytuację z całkowicie nieznanym mi człowiekiem, ktoś słyszy, bo siedział zaraz za nami, że normalnie, logicznie się wysławiam, mówienie o mnie, jak bym był opóźniony, jest nie na miejscu. No ale w sumie to w naszym interesie leży przekonanie społeczeństwa, jacy jesteśmy naprawdę, bo nikt za nas tego nie zrobi.

To ostatnie zdanie, to jest akurat święta prawda. Tylko czasem człowiek już naprawdę ma dość.
Odnośnie wpływania na poczucie własnej wartości, to jest akurat zupełnie niezależne ode mnie. Jak ktoś od lat, nawet tak delikatnie, lecz konsekfentnie podkopuje, podkopuje i podkopuje, to choćby najmocniejsza konstrukcja w końcu musi się zawalić. Zmęczenie materiału. Po prostu.

Pewnie ja nie spotykałem się z czymś takim w odpowiednim natężeniu. Co do ostatniego zdania poprzedniego mojego komentarza, tak jeszcze sobie pomyślałem, że oczywiście w naszym interesie jest edukowanie reszty społeczeństwa, co do naszych realnych możliwości, ale gorzej, jeśli poszczególnejednostki w tym społeczeństwie są na taką edukację wyjątkowo odporne.

Kurczę, co w ludziach siedzi, to ja nie mam pojęcia. Bo tu chłopczyk chce przejść. Niee no, masakra, ja nawet nie wiem, czy się śmiać czy co.

Tak. Ja też uwielbiam, jak w sytuacji, w której idę z przewodnikiem, osoby trzecie mówią coś niby do mnie, żebym na przykład coś zrobił, dajmy na to przesunął się gdzieś, ale i tak zwracają się w tym celu do towarzyszącego mi widzącego, zupełnie tak, jakby zrozumienie tego komunikatu przekraczało moje możliwości intelektualne.

Już sama nie wiem, co jest lepsze: wyprowadzać ludzi z błędu, czy po prostu przemilczeć daną sytuację, bo tak naprawdę, to w duchu i tak pozostaną przy swoim.

Co prawda, to prawda. Bardzo trudno jest przekonać kogoś do zmiany poglądów, nawet przy użyciu racjonalnych argumentów.

Zauważyliście też taką kwestję, że jak np. idziecie ze swoim rodzicem gdzieś, czy koleżanką, czy kim innym, osoba, która was spotka, zwraca się z zapytaniem o ciebie, do kogoś innego anie do was? Czemu on nie widzi? Jak do tego doszło? Dlaczego ten ktoś nie może zapytać o to ciebie, tylko twojego przewodnika?

Owszem Elanor jeśli ktoś podkopuje i podkopuje to i każda budowla zacznie wkońcu się chwiać. Co zdania Amluloceta z pokazywaniem to się zgadzam. Bo przez stereotypy jesteśmy w pewnym rodzaju szuflatkowani, a to my mósimy wyjść z tej szufladki. Jednocześnie mieć na uwadze, że czasem się nie dal i w takim przypadku nie warto prubować głową muru niszczyć, lecz sbudować most.

Bo sobie człowiek tylko ten łeb rozwali i tyle z tego będzie. Można ewentualnie zacząć wyłupywać w murze dziurę młotkiem geologicznym.
Sorry, „Skazanych na Shawshang” wczoraj sobie obejrzałam, ttak porządnie, z audiodeskrypcją. Ale wiecie co, czasem naprawdę to mi się z tym kojarzy, z takim powolnym wybijaniem w murze dziury, z nadzieją, że kiedyś będzie na tyle duża, żeby się przez nią przecisnąć.

Tak jeszcze teraz przyszło mi do głowy, ale to tyczy się jedynie osób mających również niepełnosprawność ruchową, jak na przykład ja, że odruchowe zakładanie u takich ludzi odrazu niepełnosprawności intelektualnej ma może jakiś związek ze skojarzeniem z porażeniem muzgowym? Głupia analogia, bo dysfunkcje ruchowe mogą wynikać z setki innych przyczyn, ale może coś jest na rzeczy.

Wiesz co, może tak być. Tyle, że porażenie mózgowe to też niekoniecznie niepełnosprawność intelektualna.

To akurat wiem z doświadczenia, bo mam nawet koleżankę, która ma porażenie, a mimo to jest bardzo aktywna społecznie, pracuje i ukończyła studia. Tak naprawdę widać to porażenie chyba tylko po jej wymowie i po tym, że ma problemy z chodzeniem, bo rozmawia też bardzo logicznie. Wszystko oczywiście zależy od stopnia porażenia. No ale durni ludzie mogą to sobie różnie wyobrażać. Skoro stereotypizują niewidomych, to czemu nie ludzi z porażeniem? Smutne, ale prawdziwe.

Ogólnie przypomniałmi się jeszcze jeden typ sytuacji z udziałem niepełnosprawnych, który mnie denerwuje, mianowicie gdy ludzie odruchowo udzielają pomocy, bez względu na to, czy adresat jej potrzebuje, czy nie. Oczywiście nie chcę powiedzieć, że pomoc wogóle nie ma być udzielana, ale zawsze powinna być poprzedzona pytaniem, czy jest potrzebna.
W przeciwnym razie można wbrew woli odebrać niepełnosprawnemu samodzielniość. Już pomijam fakt, że nie jest to zwyczajnie sytuacja komfortowa, kiedy ktoś chwyta bez słowa osobę niewidomą za rękę i chce ją gdzieś prowadzić. Myślę, że osoba widząca też nie czułaby się dobrze w takim wypadku.
No i jeszcze kwestia tego, że my przecież, jak się poruszamy, mamy ściśle określone punkty orientacyjne i jak nagle ktoś nam je niechcący zakłóci, to też może być różnie.
No i jeszcze jedno bardzo lubię. Na szczęście nie zdarza to mi się jakoś nadmiernie często. Chodzi tu o przypadek, kiedy z kimś rozmawiam, a ten ktoś na chwilę się oddala i o tym nie informuje. Może tu wyjść sytuacja komiczna, w której mówię do pustego krzesła, zwłaszcza, jeżeli dookoła jest głośno i nie słychać oddalających się kroków. Wtedy to naprawdę mogę wyglądać, jak niepełnosprawny intelektualnie, pogrążony w konwersacji z krzesłem. 😀

Ambulocecie, powiem tak, ja tego typu zdrobnienia zwyczajnie ignoruję, wydaje mi się, że sytuację, którą opowiedziałeś we wpisie odczytałabym bardziej jako to, że ten rodzic, czy ktokolwiek to był, użył określenia chłopczyk, bo zwracał się do dziecka, a nie dlatego, że odebrał Ciebie jako osobę z niepełnosprawnością intelektualną. Nie zmienia to jednak faktu, że ja też nie znoszę pomagania mi na siłę, ponieważ wiem, kiedy naprawdę potrzebuję pomocy, a kiedy poradzę sobie bez niej. Co innego, jeśli bardzo się gdzieś spieszę, wtedy przyjmują taką pomoc, nawet jeśli znam drogę, chociaż to akurat staram się ograniczać, żeby zwyczajnie nie zapomnieć tras, którymi chodzę, bo mam coś takiego, że kiedy idę z kimś, to jednak mniej zastanawiam się nad tym, co mijam, zresztą biorę pod uwagę, że pomagająca mi przypadkowo osoba może iść trochę inną trasą niż tą, którą znam ja. Jeśli jednak ktoś pyta o coś mojego rozmówcę zamiast mnie, to staram się zwracać mu uwagę, ponieważ to akurat irytuje mnie bardzo.

Co do zdrobnień, może rzeczywiście akurat w tym przypadku nie miało to takiego wydźwięku, jak mi się wydawało, chociaż osobiście wątpię. Poza tym podobne sytuacje zdarzały mi się wcześniej również bez udziału osób trzecich w wieku dziecięcym. Spotkałem się z tym nawet na studiach, gdzie pani w dziekanacie też mówiła do mnie Kubusiu.

no ja też miałam tak, że jak szłam z siostrzenicą to ludzie myśleli że idzie jakiś potwór i uciekali, a raz stałam przy jakiejś ścianie w budynku nagle jakiś facio mówi ej ty przesuń się! no myślałam, że zwariuję chciałam coś mu odpowiedzieć typu spadaj pan ale powstrzymałam się

Ja ostatnio, jak zapytałem o połączenie autobusowe z jednym przystankiem, usłyszałem, a to ty jedziesz na pogotowie?
Pomijamfakt, że pogotowie raczej by przyjechało w razie czego po mnie, ale poza wszystkim, skąd wniosek, że jadę na pogotowie, skoro ten sam przystanek znajduje się również blisko teatru, muzeum i generalnie w centrum miasta?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink