Witajcie,
Dziś krótki wpis, bo czasu też nie mam jakoś bardzo dużo.
Tym razem postanowiłem odświeżyć kategorię, którą uzupełniam relatywnie rzadko. A zatem cóż to za tytułowy mały, osobisty sukces? Jak niektórzy z czytelników tego bloga wiedzą, od jakiegoś miesiąca ćwiczę w ramach usamodzielniania się drogę z domu do jednego z naszych osiedlowych sklepów. Było szkolenie z gotowania. We własnym zakresie zacząłem też doskonalić się w innych czynnościach życia codziennego, jak na przykład zmywanie, utrudnione dodatkowo ze względu na niedowład prawej ręki. Skoro z powyższymi jakoś sobie radzę, przyszedł czas na orientację w terenie. Punkt kulminacyjny miał miejsce w ostatni poniedziałek. Wtedy to, wobec braku cytryn, bez których herbaty zasadniczo nie uznaję, stwierdziłem, że pójdę je nabyć drogą kupna i zrobię to całkowicie sam, skoro po miesięcznym ćwiczeniu trasę do sklepu miałem już dobrze opanowaną. Moja wycieczka trwała około dwudziestu minut i zakończyła się pełnym powodzeniem. Cytryny zostały zakupione, a ja wróciłem z nimi cało do domu. Oczywiście spokojnie można założyć, że mama podczas tych dwudziestu minut mojej nieobecności,, cytując Dawida, liczyła każdą sekundę, piętrząc wizję przejeżdżających mnie samochodów. Mogę jednak zaświadczyć wam z pierwszej ręki, że nie przejechał mnie ani jeden, czego najlepszym dowodem jest ten wpis. Tym czasem okres kolejnych stanów przedzawałowych członków mojej rodziny zbliża się wielkimi krokami wraz z przyznanym mi już oficjalnie kursem orientacji w przestrzeni, który rozpocznie się prawdopodobnie na przełomie września i października. Z tą datą ruszam w towarzystwie swojej laski, niestety mimo szczerych chęci na razie tylko tej białej, na miasto i będę się uczył przemieszczania się po centrum Gdyni. Jeśli więc gdzieś w okolicach końca roku usłyszycie, że ruch na ulicach, znów cytując Dawida, miasta morza i szkła uległ gwałtownemu zmniejszeniu, bo ludzie boją się spotkania z zanudzającym wszystkich paleontologiczno- filozoficznym maniakiem, który na dodatek raz nie widzi przeszkód, by za moment widzieć wszystko w czarnych barwach, to będziecie wiedzieli, o kim mowa.
Na tym zakończę ten wpis, mając nadzieję, że jego forma skłoni do uśmiechu.
Do następnego wpisu
Mój mały, osobisty sukces
Witajcie,
Dziś krótki wpis, bo czasu też nie mam jakoś bardzo dużo.
Tym razem postanowiłem odświeżyć kategorię, którą uzupełniam relatywnie rzadko. A zatem cóż to za tytułowy mały, osobisty sukces? Jak niektórzy z czytelników tego bloga wiedzą, od jakiegoś miesiąca ćwiczę w ramach usamodzielniania się drogę z domu do jednego z naszych osiedlowych sklepów. Było szkolenie z gotowania. We własnym zakresie zacząłem też doskonalić się w innych czynnościach życia codziennego, jak na przykład zmywanie, utrudnione dodatkowo ze względu na niedowład prawej ręki. Skoro z powyższymi jakoś sobie radzę, przyszedł czas na orientację w terenie. Punkt kulminacyjny miał miejsce w ostatni poniedziałek. Wtedy to, wobec braku cytryn, bez których herbaty zasadniczo nie uznaję, stwierdziłem, że pójdę je nabyć drogą kupna i zrobię to całkowicie sam, skoro po miesięcznym ćwiczeniu trasę do sklepu miałem już dobrze opanowaną. Moja wycieczka trwała około dwudziestu minut i zakończyła się pełnym powodzeniem. Cytryny zostały zakupione, a ja wróciłem z nimi cało do domu. Oczywiście spokojnie można założyć, że mama podczas tych dwudziestu minut mojej nieobecności,, cytując Dawida, liczyła każdą sekundę, piętrząc wizję przejeżdżających mnie samochodów. Mogę jednak zaświadczyć wam z pierwszej ręki, że nie przejechał mnie ani jeden, czego najlepszym dowodem jest ten wpis. Tym czasem okres kolejnych stanów przedzawałowych członków mojej rodziny zbliża się wielkimi krokami wraz z przyznanym mi już oficjalnie kursem orientacji w przestrzeni, który rozpocznie się prawdopodobnie na przełomie września i października. Z tą datą ruszam w towarzystwie swojej laski, niestety mimo szczerych chęci na razie tylko tej białej, na miasto i będę się uczył przemieszczania się po centrum Gdyni. Jeśli więc gdzieś w okolicach końca roku usłyszycie, że ruch na ulicach, znów cytując Dawida, miasta morza i szkła uległ gwałtownemu zmniejszeniu, bo ludzie boją się spotkania z zanudzającym wszystkich paleontologiczno- filozoficznym maniakiem, który na dodatek raz nie widzi przeszkód, by za moment widzieć wszystko w czarnych barwach, to będziecie wiedzieli, o kim mowa.
Na tym zakończę ten wpis, mając nadzieję, że jego forma skłoni do uśmiechu.
Do następnego wpisu
8 odpowiedzi na “Mój mały, osobisty sukces”
Bardzo dobrze, e się usamodzielniaż.
Brawo, Jakubie! Tylko tak dalej, a przyjdzie dzień, że i mnie samodzielnie odwiedzisz.
Dziękuję. Co do wizyty, myślę, że jest taka szansa.
Brawo, również nie uznaję czarnej herbaty bez cytryny, więc mamy coś wspólnego.
No widzisz. 🙂 Ja od biedy wypiję, ale jak mam wybór, to wolę zdecydowanie z cytryną.
Super! Pamiętam, jak jeszcze będąc w Krakowie, dotarłam sama do pasmanterii. Ale się wtedy cieszyłam. Jak człowiek sam coś zrobi, to się od razu lepiej czuje.
Tak. To prawda. Ja pamiętam, że ta wycieczka mnie uskrzydliła do końca dnia, a dodatkowo byłem też z siebie zadowolony, bo w tym samym dniu wreszcie doszedłem do tego, jak ustawiać dzwonki z poza listy na iphonie. Ta instrukcja Dawida, o której między innymi była mowa w naszym pijackim nagraniu, okazała się niepełna. Potem próbował mi to tłumaczyć ktoś widzący, ale wiadomo, on to robił przy wykorzystaniu myszki, choć trochę mi pomógł. W każdym razie stwierdziłem, że spróbuję to sam ogarnąć klawiszowo, no i ostatecznie się udało.
Zapraszam do podzielenia się tą historią na grupie: Ja ci to zrobię, ty sobie odpocznij.