Kategorie
z życia

Fabryka Pomysłów, czyli co robiłem przez ostatni weekend

Witajcie,
Nieczęsto zamieszczam coś w tej kategorii, bo też nie codziennie dzieje się u mnie coś wymagającego szczególnych adnotacji, ale ostatnio coś takiego moim zdaniem miało miejsce. Otóż w zeszłym tygodniu, od piątku do niedzieli, byłem na szkoleniu Fabryka pomysłów, od którego tytuł wziął niniejszy wpis. Teraz napiszę coś więcej o samym szkoleniu. Było to szkolenie z zakresu tworzenia i realizacji projektów dedykowanych społecznościom lokalnym. Wiadomość o nim dostaliśmy razem z moją przyjaciółką z organizacji w której działamy. Wydarzenie miało miejsce pod Warszawą. Stwierdziłem, że wezmę udział w rekrutacji. Uznałem, że zawsze to okazja, żeby wziąć udział w ciekawej inicjatywie, podnieść swoje kompetencje w zakresie koordynowania projektów, co ostatnio robię coraz częściej, po prostu wyrwać się z domu i poznać nowych, inspirujących ludzi. Zaproszenie do uczestnictwa w inicjatywie było tym bardziej kuszące, że wszystkie koszty związane z wyżywieniem i zakwaterowaniem pokrywała Narodowa Agencja Korpusu Solidarności odpowiedzialna za organizację eventu.
Przyznam szczerze, że gdy wypełniałem ankietę zgłoszeniową, miałem małe nadzieje na pozytywne rozpatrzenie. Od razu włączyła mi się funkcja samokrytyki. Uważałem, że na pewno moje pomysły na projekty są słabe, ja mam na koncie za mało zrealizowanych inicjatyw społecznych, a na dodatek w momencie wypełniania zgłoszenia zapomniałem uwzględnić połowy rzeczy. Czekało mnie jednak pozytywne zaskoczenie. Zakwalifikowałem się. Samo szkolenie było zasadniczo prowadzone przez trzy trenerki, a właściwie dwie i tą babeczkę, z którą pisaliśmy w sprawie zgłoszeń. Jeśli chodzi o samo tematykę spotkania, to było ono poświęcone przede wszystkim metodzie realizacji projektów nazywanej Design Thinking. Nie wdając się w szczegóły, jest to metoda projektowa, której podstawowe założenie można streścić w haśle odbiorcy w centrum uwagi. Chodzi o to, aby każdy projekt był poprzedzony uważnym rozpoznaniem potrzeb naszej społeczności i diagnozą ich problemów. Potem tworzy się wyzwanie projektowe i realizuje się projekt w dobranej grupie inicjatywnej. Oczywiście w samym projekcie też jest wiele faz, które są konieczne, żeby działanie w ogóle miało szansę powodzenia. Na ich temat nie będę się jednak tu rozpisywał, bo nie o to chodzi w tym wpisie. Co dał mi ten wyjazd? Wypływające z niego korzyści można podzielić na dwie duże grupy, a mianowicie profity związane ze zwiększeniem kompetencji w działaniach prospołecznych i te towarzyskie. Do grupy pierwszej mogę zaliczyć na początek na pewno samo doświadczenie, jakim był udział w podobnym wydarzeniu. Był to mój pierwszy raz w takiej inicjatywie, w związku z czym całokształt stanowił nowość i pouczający epizod. W zeszłym tygodniu po raz pierwszy zetknąłem się także z metodą Design Thinking. Wcześniej słyszałem o niej pobieżnie, ale teraz, kiedy wiem już o niej trochę więcej, będę mógł wykorzystywać ją w praktyce moich działań społecznych. Dowiedziałem się sporo na temat zarządzania projektami od strony formalnej. Nie ukrywam, że było to dla mnie istotne. Przed szkoleniem miałem niewielką wiedzę w tym zakresie i bardzo liczyłem, że podczas spotkania kwestie te zostaną nam przybliżone. Nie zawiodłem się. I chociaż informacji było zbyt dużo, by wszystko szczegółowo zapamiętać i tak teraz czuję się bardziej przygotowany do wszystkich okołoprojektowych formalizmów, tym bardziej, że prezentacje wykorzystywane przez trenerki w czasie szkolenia zostały nam na szczęście przesłane. Lećmy dalej. Kolejnym profitem jest zaproszenie do internetowego kursu poświęconego realizacji projektów. Po ukończeniu tego kursu będzie możliwe złożenie wniosku o dofinansowanie przez Narodową Agencję, ale także UE własnego projektu społecznego. Wszystko kończy się również certyfikatem, który zawsze się przyda na przykład przy ewentualnym szukaniu pracy. Poza tym wszystkim szkolenie Fabryka Pomysłów dało mi możliwość skonfrontowania swoich wizji projektów lokalnych z opinią oraz wizjami innych osób z poza mojego ścisłego środowiska. Mogłem także sam posłuchać, w jaki sposób działają inni młodzi ludzie z całej Polski, bo o czym jeszcze nie wspomniałem, szkolenie było adresowane do ludzi między osiemnastym, a trzydziestym rokiem życia.
No dobrze. Teraz może przejdę do drugiej grupy profitów , czyli do co najmniej tak samo dla mnie istotnych profitów towarzyskich i ogólnie atmosfery wyjazdu.
Tutaj trzeba od razu powiedzieć, że było wspaniale i jeżeli chodzi o trenerki, i jeżeli chodzi o samych uczestników. To, co bardzo podobało mi się w samym sposobie prowadzenia szkolenia, to podejście trenerek. Z jednej strony były zdyscyplinowane i trzymały się ram czasowych, a z drugiej podchodziły do nas bardzo ciepło, traktując nas po partnersku i bez zbędnego dystansu. Jeszcze ważniejsze jednak było nastawienie uczestników. W spotkaniu wzięli udział bardzo fajni ludzie, pełni pasji, pomysłów i dobrej energii. Mimo, że każdy był inny, na innym etapie życia, edukacji, po różnych kierunkach i z różnymi doświadczeniami, bardzo szybko się zintegrowaliśmy i mogliśmy spędzać bardzo miło czas. Wszystkie wieczory schodziły nam wspólnie, a niektórzy siedzieli do naprawdę późnych godzin nocnych, nie przejmując się tym, że rano trzeba wcześnie wstać. Tematy na które się rozmawiało były tak różne, jak w różnych kierunkach byli wykształceni ludzie. Teraz nie pamiętam wszystkich, ale na pewno było parę osób po kognitywistyce, jedna dziewczyna po socjologii i filozofii, kilka osób z ostatniej klasy liceum, ktoś po botanice, ktoś po ekonomii, ktoś po medycynie. Rozmawialiśmy oczywiście również na tematy niezwiązane ściśle z edukacją, a bardziej z naszymi doświadczeniami życiowymi. No i był jeszcze jeden świetny element naszej integracji. Okazało się mianowicie, że mieliśmy w swoim gronie zawodowego mistrza RPG (gier wyobraźni). Część z nas, w tym ja, skorzystała z takiej okazji i wzięła udział w profesjonalnej sesji RPG. Kto wie, ten wie, ile zabawy może dostarczyć taka sesja, jeżeli jest dobrze przeprowadzona. Co się tam naśmialiśmy, to nasze. Graliśmy również w karty. Dobrze, że przezornie wziąłem własne, obrailowane. Rzeczą, której nie mogę nie podkreślić i która była dla mnie bardzo ważna, było to, że w tamtym towarzystwie nikt nie zwracał uwagi na moją niepełnosprawność. To znaczy, oczywiście, jeśli potrzebowałem w czymś pomocy, zawsze ją otrzymałem, ale w codziennej komunikacji czułem się jak każdy pełnosprawny członek grupy. Dziękuję za to. Podobne odczucia miała z tego, co wiem jedna uczestniczka, która dla odmiany była nie słysząca.

Witajcie,
Nieczęsto zamieszczam coś w tej kategorii, bo też nie codziennie dzieje się u mnie coś wymagającego szczególnych adnotacji, ale ostatnio coś takiego moim zdaniem miało miejsce. Otóż w zeszłym tygodniu, od piątku do niedzieli, byłem na szkoleniu Fabryka pomysłów, od którego tytuł wziął niniejszy wpis. Teraz napiszę coś więcej o samym szkoleniu. Było to szkolenie z zakresu tworzenia i realizacji projektów dedykowanych społecznościom lokalnym. Wiadomość o nim dostaliśmy razem z moją przyjaciółką z organizacji w której działamy. Wydarzenie miało miejsce pod Warszawą. Stwierdziłem, że wezmę udział w rekrutacji. Uznałem, że zawsze to okazja, żeby wziąć udział w ciekawej inicjatywie, podnieść swoje kompetencje w zakresie koordynowania projektów, co ostatnio robię coraz częściej, po prostu wyrwać się z domu i poznać nowych, inspirujących ludzi. Zaproszenie do uczestnictwa w inicjatywie było tym bardziej kuszące, że wszystkie koszty związane z wyżywieniem i zakwaterowaniem pokrywała Narodowa Agencja Korpusu Solidarności odpowiedzialna za organizację eventu.
Przyznam szczerze, że gdy wypełniałem ankietę zgłoszeniową, miałem małe nadzieje na pozytywne rozpatrzenie. Od razu włączyła mi się funkcja samokrytyki. Uważałem, że na pewno moje pomysły na projekty są słabe, ja mam na koncie za mało zrealizowanych inicjatyw społecznych, a na dodatek w momencie wypełniania zgłoszenia zapomniałem uwzględnić połowy rzeczy. Czekało mnie jednak pozytywne zaskoczenie. Zakwalifikowałem się. Samo szkolenie było zasadniczo prowadzone przez trzy trenerki, a właściwie dwie i tą babeczkę, z którą pisaliśmy w sprawie zgłoszeń. Jeśli chodzi o samo tematykę spotkania, to było ono poświęcone przede wszystkim metodzie realizacji projektów nazywanej Design Thinking. Nie wdając się w szczegóły, jest to metoda projektowa, której podstawowe założenie można streścić w haśle odbiorcy w centrum uwagi. Chodzi o to, aby każdy projekt był poprzedzony uważnym rozpoznaniem potrzeb naszej społeczności i diagnozą ich problemów. Potem tworzy się wyzwanie projektowe i realizuje się projekt w dobranej grupie inicjatywnej. Oczywiście w samym projekcie też jest wiele faz, które są konieczne, żeby działanie w ogóle miało szansę powodzenia. Na ich temat nie będę się jednak tu rozpisywał, bo nie o to chodzi w tym wpisie. Co dał mi ten wyjazd? Wypływające z niego korzyści można podzielić na dwie duże grupy, a mianowicie profity związane ze zwiększeniem kompetencji w działaniach prospołecznych i te towarzyskie. Do grupy pierwszej mogę zaliczyć na początek na pewno samo doświadczenie, jakim był udział w podobnym wydarzeniu. Był to mój pierwszy raz w takiej inicjatywie, w związku z czym całokształt stanowił nowość i pouczający epizod. W zeszłym tygodniu po raz pierwszy zetknąłem się także z metodą Design Thinking. Wcześniej słyszałem o niej pobieżnie, ale teraz, kiedy wiem już o niej trochę więcej, będę mógł wykorzystywać ją w praktyce moich działań społecznych. Dowiedziałem się sporo na temat zarządzania projektami od strony formalnej. Nie ukrywam, że było to dla mnie istotne. Przed szkoleniem miałem niewielką wiedzę w tym zakresie i bardzo liczyłem, że podczas spotkania kwestie te zostaną nam przybliżone. Nie zawiodłem się. I chociaż informacji było zbyt dużo, by wszystko szczegółowo zapamiętać i tak teraz czuję się bardziej przygotowany do wszystkich okołoprojektowych formalizmów, tym bardziej, że prezentacje wykorzystywane przez trenerki w czasie szkolenia zostały nam na szczęście przesłane. Lećmy dalej. Kolejnym profitem jest zaproszenie do internetowego kursu poświęconego realizacji projektów. Po ukończeniu tego kursu będzie możliwe złożenie wniosku o dofinansowanie przez Narodową Agencję, ale także UE własnego projektu społecznego. Wszystko kończy się również certyfikatem, który zawsze się przyda na przykład przy ewentualnym szukaniu pracy. Poza tym wszystkim szkolenie Fabryka Pomysłów dało mi możliwość skonfrontowania swoich wizji projektów lokalnych z opinią oraz wizjami innych osób z poza mojego ścisłego środowiska. Mogłem także sam posłuchać, w jaki sposób działają inni młodzi ludzie z całej Polski, bo o czym jeszcze nie wspomniałem, szkolenie było adresowane do ludzi między osiemnastym, a trzydziestym rokiem życia.
No dobrze. Teraz może przejdę do drugiej grupy profitów , czyli do co najmniej tak samo dla mnie istotnych profitów towarzyskich i ogólnie atmosfery wyjazdu.
Tutaj trzeba od razu powiedzieć, że było wspaniale i jeżeli chodzi o trenerki, i jeżeli chodzi o samych uczestników. To, co bardzo podobało mi się w samym sposobie prowadzenia szkolenia, to podejście trenerek. Z jednej strony były zdyscyplinowane i trzymały się ram czasowych, a z drugiej podchodziły do nas bardzo ciepło, traktując nas po partnersku i bez zbędnego dystansu. Jeszcze ważniejsze jednak było nastawienie uczestników. W spotkaniu wzięli udział bardzo fajni ludzie, pełni pasji, pomysłów i dobrej energii. Mimo, że każdy był inny, na innym etapie życia, edukacji, po różnych kierunkach i z różnymi doświadczeniami, bardzo szybko się zintegrowaliśmy i mogliśmy spędzać bardzo miło czas. Wszystkie wieczory schodziły nam wspólnie, a niektórzy siedzieli do naprawdę późnych godzin nocnych, nie przejmując się tym, że rano trzeba wcześnie wstać. Tematy na które się rozmawiało były tak różne, jak w różnych kierunkach byli wykształceni ludzie. Teraz nie pamiętam wszystkich, ale na pewno było parę osób po kognitywistyce, jedna dziewczyna po socjologii i filozofii, kilka osób z ostatniej klasy liceum, ktoś po botanice, ktoś po ekonomii, ktoś po medycynie. Rozmawialiśmy oczywiście również na tematy niezwiązane ściśle z edukacją, a bardziej z naszymi doświadczeniami życiowymi. No i był jeszcze jeden świetny element naszej integracji. Okazało się mianowicie, że mieliśmy w swoim gronie zawodowego mistrza RPG (gier wyobraźni). Część z nas, w tym ja, skorzystała z takiej okazji i wzięła udział w profesjonalnej sesji RPG. Kto wie, ten wie, ile zabawy może dostarczyć taka sesja, jeżeli jest dobrze przeprowadzona. Co się tam naśmialiśmy, to nasze. Graliśmy również w karty. Dobrze, że przezornie wziąłem własne, obrailowane. Rzeczą, której nie mogę nie podkreślić i która była dla mnie bardzo ważna, było to, że w tamtym towarzystwie nikt nie zwracał uwagi na moją niepełnosprawność. To znaczy, oczywiście, jeśli potrzebowałem w czymś pomocy, zawsze ją otrzymałem, ale w codziennej komunikacji czułem się jak każdy pełnosprawny członek grupy. Dziękuję za to. Podobne odczucia miała z tego, co wiem jedna uczestniczka, która dla odmiany była nie słysząca.
Na pewno nie czuliśmy się wykluczeni, co było tym ważniejsze, że bardzo duża część zajęć w trakcie samego szkolenia również była oparta na ścisłej interakcji i współpracy grupowej, co przyśpieszało tylko integrację.
Teraz chciałbym przejść do następnej części mojego podsumowania, która wpisuje się po części w atmosferę wyjazdu, niemniej jednak uważam, że zasługuje na jakieś wyróżnienie.
Nadmieniłem już, że oprócz mnie, z naszej organizacji informację o projekcie dostała również moja przyjaciółka Janka. Pojechaliśmy na szkolenie razem. To było super. Po pierwsze dlatego, że po prostu było raźniej. Zawsze znacznie fajniej podróżować w towarzystwie, zwłaszcza, jeśli z kimś się dobrze dogaduje, a dodatkowo towarzyszka podróży ma tyle pozytywnej energii. Po drugie jednak była dla mnie dużym wsparciem i podczas drogi, i na miejscu, a nie oszukujmy się, zaufany przewodnik, zwłaszcza w przypadku nieco dalszych wycieczek jest bardzo ważny. Ponownie dziękuję, tym razem Jance za to, że podczas tego wyjazdu mogłem na nią liczyć, co było szczególnie ważne w czasie podróży i na początku szkolenia, kiedy jeszcze nie znałem nikogo z towarzystwa.
Nie widziała przeszkód, w czym akurat jesteśmy podobni, choć na szczęście w jej przypadku to niewidzenie ma charakter bardziej metaforyczny, niż w moim. 😀
Zbliżając się do końca tego wpisu, wspomnę może jeszcze o tym, co ewentualnie oceniałem, nie tyle negatywnie, ale w każdym razie nie 10 na 10. Są to drobne rzeczy. Z organizacji szkolenia, na przyszłość, co zresztą napisałem w ankiecie ewaluacyjnej, dałbym uczestnikom więcej przestrzeni do rozmowy o własnych pomysłach projektowych na forum ogólnym, a nie tylko mniejszych grup. W moim odczuciu było tego jednak minimalnie za mało. Z innych rzeczy, już bardziej pozaorganizacyjnych, nie podobała mi się zbytnio infrastruktura hotelu. To znaczy, niestety stosunek szerokich, pustych przestrzeni do ilości stałych punktów odniesienia zdecydowanie niesprzyjający niewidomym, co utrudniało w znacznym stopniu samodzielną orientację w terenie. Z jeszcze innych rzeczy, część zadań była słabo wykonalna bez wzroku, ale tu muszę przyznać, że to akurat moja wina. Wypełniając ankietę zgłoszeniową, nie wspomniałem, że jestem osobą niewidomą. Nie chciałem, żeby to zaważyło na mojej kandydaturze, czy to na plus, czy na minus. Może był to błąd, bo same trenerki mówiły, że gdyby wiedziały, dostosowałyby bardziej pewne elementy szkolenia. Ostatecznie jednak niedostosowania nie były tak wielkie, by wykluczyć mnie z poszczególnych aktywności, dzięki wsparciu innych uczestników.
Może nawet sprzyjało to jeszcze bardziej mojej integracji z resztą grupy.
Cóż. Na tym chyba zakończę ten przydługi wpis, choć mógłbym go kontynuować jeszcze przez kolejne strony. Mógłbym rozpisywać się o tym, jak fajnym, integrującym pomysłem było losowe dobieranie nas w zespoły do poszczególnych zadań, albo o tym, jak dobre było jedzenie, ale nie będę tego robił.
W każdym razie powyższe wydarzenie na pewno zostanie na długo w mojej pamięci, na co dowodem niech będzie smutek ogarniający chyba wszystkich w momencie pożegnania. Jeszcze raz dziękuję wszystkim, z którymi spędziłem ten niezapomniany czas, jeśli jakimś przypadkiem przeczytają ten tasiemcowaty wywód. Gratuluję wszystkim, którzy dotrwali do końca i do następnego wpisu.

2 odpowiedzi na “Fabryka Pomysłów, czyli co robiłem przez ostatni weekend”

Czemu przydługi wpis? Mnie się zdaje, że normalny. DObrze, że miałeś takie doświadczenie, takie wyjazdy zawsze są potrzebne, a jak są miłe, to już w ogóle.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink