Kategorie
Paleontologia

Wielkie wymierania

Witajcie,
Dawno już nie pisałem nic do tej kategorii.
Dzisiejszy wpis chciałbym poświęcić omówieniu zjawiska, które jest niezwykle istotne z perspektywy całej historii życia na ziemi, czyli zgodnie z tytułem zjawiska wielkich wymierań.
Zacznijmy od odpowiedzi na pytanie, co nazywamy wielkim wymieraniem.
Wielkie wymieranie to takie, w którego wyniku w stosunkowo krótkim czasie wyginęło co najmniej 75 procent organizmów żyjących na ziemi w danym okresie.
Wielu naukowców sądzi i chyba trudno się z nimi nie zgodzić, że to właśnie wielkie wymierania przyczyniły się do postępu ewolucji na różnych etapach jej rozwoju, gdyż wymarcie jednych grup organizmów, dawało szansę innym grupom.
Szacuje się, że w wyniku wymierań, do dnia dzisiejszego, wyginęło około 99 procent organizmów żyjących kiedykolwiek na naszej planecie, ale po kolei.
Do tej pory na ziemi miało miejsce pięć wielkich wymierań.
Pierwsze z nich miało miejsce około 440 milionów lat temu podczas ery paleozoicznej pod koniec okresu geologicznego nazwanego ordowikiem.
Wymarło wtedy ponad 80 procent ówczesnych organizmów. Najprawdopodobniej przyczyną masowej zagłady był w tym wypadku rozbłysk Gamma, czyli bardzo silne promieniowanie Gamma wyzwolone najprawdopodobniej przez wybuch gwiazdy rodzaju Supernowa.
O szczegóły dotyczące supernowych możecie pytać Dawida.
W każdym razie dawka promieniowania wyzwolona w rozbłysku gamma około 440 milionów lat temu była na tyle szkodliwa, że doprowadziła do katastrofalnych zmian w atmosferze ziemi i unicestwiła większość ziemskiego życia.
Następnym w kolejności wielkim wymieraniem było wymieranie dewońskie, które nastąpiło około 375 milionów lat temu.
Uważa się, że tym, co zapoczątkowało łańcuch zgubnych dla ówczesnego życia zmian w środowisku była erupcja super wulkanu.
Jak można się domyślać po samej nazwie, super wulkany mają o wiele potężniejsze eksplozje, niż zwykłe wulkany.
Powstają tam, gdzie pod ziemią utworzyły się ogromne zbiorniki wypełnione magmą, tak zwane komory magmowe.
Takie komory mogą mieć nawet kilkanaście tysięcy kilometrów sześciennych objętości, więc nie trudno sobie wyobrazić, do czego może doprowadzić gwałtowny wylew takiej ilości magmy.
Dzisiaj super wulkany też stanowią zagrożenie, z którym należy się liczyć. Jeden z nich znajduje się na przykład pod parkiem narodowym Jellystone, a wyliczenia naukowców wskazują, że może wybuchnąć praktycznie w każdej chwili.
Kolejne wielkie wymieranie to tak zwane wymieranie permskie kończące erę paleozoiczną. Miało ono miejsce około 250 milionów lat temu. Było to największe wymieranie w dziejach ziemi. Szacuje się, że wymarło wtedy do 95 procent organizmów zamieszkujących ówcześnie naszą planetę.
Podobnie, jak w przypadku wymierania dewońskiego, tak i w permie przyczyną kataklizmu były najpewniej gigantyczne erupcje wulkaniczne na terenie dzisiejszej Syberii.
Dowody na to, że takie erupcje miały miejsce odkrył w dziewiętnastym wieku jeden z polskich geologów zesłany na Syberię za udział w powstaniu styczniowym.
Odkrył on pola zastygłej lawy, które jak później ustalono, powstały 250 milionów lat temu.
Ktoś mógłby zapytać, skąd wniosek, że jakiś wybuch wulkanu, choćby i ogromny, był w stanie spowodować masowe wymieranie.
Musimy tylko pamiętać, że sam wybuch, to dopiero początek. Każda z wielkich katastrof naturalnych charakteryzuje się zawsze pewną reakcją łańcuchową. W przypadku wulkanizmu prawdziwym zagrożeniem, większym nawet niż sama erupcja, jest wydzielenie do atmosfery toksycznych gazów zatruwających środowisko.
Poza tym erupcje permskie były naprawdę gigantyczne. Grubość pokryw lawowych pozwoliła naukowcom obliczyć, że wypływ lawy mógł trwać bez przerwy nawet przez milion lat.
No i dochodziły jeszcze do tego upadki meteorytów, po których dzisiaj pozostały kratery.
Niektórzy naukowcy uważają nawet, że erupcje syberyjskie były bezpośrednio powiązane z meteorytami, które spadając na ziemię pobudziły ją do aktywności sejsmicznej, co przyśpieszyło tylko kataklizm syberyjski.
W każdym razie przy tym wymieraniu widzimy tą zależność, którą podkreśliłem na początku tego wpisu. Wymieranie permskie sprawiło, że wyginęło bardzo dużo organizmów, ale z drugiej strony umożliwiło przez to nieskrępowany rozwój grupy gadów, która stała się symbolem ery mezozoicznej dinozaurów.
Kolejnym wymieraniem, o którym chciałbym tylko wspomnieć w tym wpisie jest wymieranie triasowe.
Miało ono miejsce około 200 milionów lat temu i prawdopodobnie również było spowodowane wzmożonym wulkanizmem.
No i wreszcie ostatnie z wielkich wymierań, które chociaż nie największe, najbardziej chyba oddziałuje na ludzką wyobraźnię.
Mowa o wymieraniu kredowym, które nastąpiło około 65 milionów lat temu, unicestwiając dinozaury, ale też wielkie gady morskie i latające, a także wiele innych grup organizmów.
Naukowcy nie są pewni, co tak naprawdę spowodowało tą zagładę, a hipotez jest wiele.
Jedna z nich mówi o ponownym rozbłysku gamma, jednak nie jest ona popularna. Inna wskazuje ponownie na wulkanizm.
Ta druga teoria wydaje się o tyle uzasadniona, że rzeczywiście odkryto gigantyczne pola zastygłej dawno lawy na wyżynie Dekan.
Datowanie tych utworów wulkanicznych wskazuje, że powstały one na przełomie mezozoiku i kenozoiku, czyli właśnie wtedy, kiedy miało miejsce wymieranie kredowe.
Naukowcy nie są jednak pewni, czy erupcje dekańskie były bezpośrednią przyczyną wymierania.
Jest oczywiście jeszcze jedna hipoteza związana z tą zagładą, chyba najbardziej rozpowszechniona, czyli teoria impaktu mówiąca o tym, że w ziemię 65 milionów lat temu uderzyła wielka asteroida.
Obecnie większość paleontologów jest zgodna co do tego, że właśnie asteroida stała się bezpośrednią przyczyną kataklizmu kredowego.
Istnieją bowiem liczne przesłanki wskazujące na to, że meteoryt rzeczywiście uderzył i że mógł spowodować wielkie spustoszenie.
Bezpośrednim dowodem na sam upadek asteroidy jest wielki krater uderzeniowy znajdujący się w zatoce meksykańskiej, nieopodal półwyspu Jukatan, częściowo zachodzący na sam półwysep.
W obwodzie krater ten ma 240 kilometrów, a jego średnica wynosi 150 kilometrów.
Kolejnym dowodem na uderzenie meteorytu jest odkrycie tak zwanego kwarcu szokowego w pobliżu Jukatanu w warstwie osadów pochodzącej z końca okresu kredy. Jest to specjalna odmiana kwarcu powstająca tylko przy udziale ekstremalnie wysokich temperatur i wysokiego ciśnienia, a takie warunki zapewne panowały na Jukatanie po upadku asteroidy.
Dowodem mogącym pośrednio wskazywać na rolę asteroidy w wymieraniu kredowym jest też warstwa geologiczna oddzielająca osady mezozoiczne od kenozoicznych nazywana granicą KT, czyli granicą kreda trzeciorzęd.
Warstwa ta jest dość cienka. Poniżej tej warstwy odnajduje się szczątki różnych zwierząt mezozoicznych, a powyżej tej warstwy tych szczątków niema już wcale.
Niewielka grubość warstwy KT może sugerować, że wymieranie było gwałtowne, spowodowane przez jakieś nagłe wydarzenie.
Poza tym w warstwie KT odkryto dużą ilość irydu, pierwiastka, który na ziemi występuje sporadycznie, ale dużo jest go w innych ciałach niebieskich, na przykład w meteorytach. Wniosek?
Pod koniec kredy w ziemię uderzyło jakieś inne ciało niebieskie zawierające iryd.
Jest to tym bardziej prawdopodobne, że zawartość irydu w warstwie KT i średnica krateru w zatoce meksykańskiej zgodnie wskazuje, że ciało, które uderzyło w kredzie w naszą planetę miało około dziesięciu kilometrów średnicy.
Dla porównania już asteroida o trzykilometrowej średnicy byłaby w stanie spowodować katastrofę na skalę globalną, gdyby uderzyła w powierzchnię ziemi.
Uderzenie obiektu ponad trzy razy większego musiało wywołać prawdziwy chaos. Nieszczęśliwe było samo miejsce uderzenia, gdyż pod półwyspem Jukatan znajdują się duże złoża anhydrytu i wapienia. O ile minerały te nie są groźne dla środowiska w normalnych warunkach, o tyle pod wpływem wysokich temperatur i ciśnienia wydzielają dwutlenek węgla oraz tlenek siarki, który po reakcji z parą wodną daje kwaśne deszcze, toksyczne chociażby dla roślin.
Poza tym musimy pamiętać, że asteroida uderzyła częściowo w zatokę, a to oznacza, że wzburzyła wodę, powodując megatsunami. Do tego doszły pożary lasów, zmożony wulkanizm i trzęsienia ziemi, zakrycie słońca przez chmury pyłów, które uniemożliwiły choćby fotosyntezę roślin, odcinając je od światła, zatruta atmosfera, aa także zwyczajny głód i pragnienie dziesiątkujące organizmy, zwłaszcza wielkie gady, których potrzeb nie zaspakajały kurczące się gwałtownie zasoby.
Problem stanowił również chów wsobny, czyli kopulacja spokrewnionych osobników, które nie mogły już w pewnym momencie znaleźć w ginących populacjach nie spokrewnionych ze sobą partnerów do rozrodu.
W efekcie nie było koniecznego zróżnicowania genów, co sprawiało, że kolejne pokolenia organizmów były obarczone wadami genetycznymi.
Do tego wszystkiego doszły zmiany klimatu.
Podsumowując, nie wiadomo na pewno, co spowodowało wymieranie kredowe, być może był to upadek asteroidy, który uruchomił reakcję łańcuchową, a może wulkany na Dekanie, a najprawdopodobniej i jedno i drugie.
Można również powiedzieć, że chociaż wymieranie kredowe na pewno było ogromną katastrofą, stosunkowo dużo organizmów, bo około 25 procent przetrwało ten kataklizm.
Przeżyły przede wszystkim stworzenia morskie, dla których woda stanowiła naturalną ochronę przed zgubnym wpływem tego, co działo się z resztą środowiska, a także stworzenia mało wymagające, na przykład owady, grzyby i tym podobne. Przetrwały też krokodyle, oraz ptaki i ssaki, które dopiero po wyginięciu dinozaurów mogły się w pełni rozwinąć. Gdyby jednak rozwinęły się wcześniej, najprawdopodobniej podzieliłyby los wielkich gadów.
Inna sprawa, że niektórzy naukowcy uważają, iż w pewnym sensie dinozaury przetrwały, a w każdym razie ich geny, bo jak wskazują najnowsze badania ptaki mogły wyewoluować bezpośrednio z dinozaurów, ale o tym opowiem już w innym wpisie.
Mam nadzieję, że was nie zanudziłem. :
Zapraszam do komentowania i zadawania pytań.
Do następnego wpisu

Kategorie
Moja twórczość

Muzeum

Witajcie,
Ten wiersz napisałem dzisiaj. Zawiera on moje refleksje dotyczące wizyt w muzeach historii naturalnej.
Chętnie przeczytam wasze opinie na jego temat
Muzeum
Gdy wchodzę do muzeum historii naturalnej, czuję ciężar czasu, co mija nieubłaganie.
Czuję te miliardy lat, które upłynęły, odkąd pierwsze stworzenia, na naszej planecie stanęły.
Dotykając skamielin, myślę, iż to niesamowite, że łączy nas pokrewieństwo z niewielkim trylobitem.
Podziwiam niespotykane, zaskakujące faktury, rozmaite kształty oraz rozliczne struktury.
Z pomocą dotyku czytam z nich, jak z otwartej księgi, w której zapisana jest historia ziemi.
A gdy tak wszystko oglądam i analizuję, na moment się w codziennym biegu zatrzymuję. Nachodzi mnie bowiem refleksja bardzo smutna, że ludzkość jest dla naszej planety okrutna.
To co natura stworzyła w ciągu tysięcy mileniów, człowiek gotów zniszczyć w jednym oka mgnieniu.
Jeśli zatem ktoś pyta, po co nam jest teraz, wiedza o dawno minionych okresach i erach.
Odpowiedź znajdzie szybko. Nie musi się głowić. Wystarczy że się chwilę nad tym zastanowi.
Odpowiedź ta jest nie tylko taka, że to historia, którą powinniśmy zachować i poznać.
Jeśli ewolucja czegoś nas nauczyła, to tego byśmy dbali o wszystko, co przyroda stworzyła.
To co przez miliardy lat tworzyła z mozołem, powinniśmy wszyscy ochraniać po społem.
Dalej nie wiemy, czy jesteśmy sami we wszechświecie. Być może nie znajdziemy azylu na żadnej innej planecie.
Jeśli więc pozwolimy zniszczyć ziemię komuś, możemy już nie znaleźć następnego domu.

Kategorie
Moja twórczość

Co w tej kategorii

Witajcie,
Właściwie tą kategorię zakładam pod wpływem impulsu. Nie wiem, jak często będę tu coś wrzucał. W każdym
razie, jak sama nazwa wskazuje, będą się tu pojawiać utwory mojego autorstwa, czasem wiersze, a czasem
inne formy literackie. A zatem, do następnego wpisu

Kategorie
Refleksje literackie

Motyw miłości w książkach o Harrym Potterze

Witajcie,
Zgodnie z tytułem wpisu, dzisiejsze rozważania chcę poświęcić motywowi miłości w twórczości J K Rowling.
Myślę, że jak na razie będzie to mój ostatni wpis dotyczący tej autorki. Później w swoich refleksjach będę chciał zająć się dziełami innych pisarzy, jednak ponieważ problem miłości w powieściach o Harrym Potterze jest moim zdaniem jednym z ciekawszych zagadnień poruszanych w cyklu, postanowiłem poświęcić mu nieco uwagi.
Przejdźmy zatem do analizy.
Jak wiedzą wszyscy fani serii, miłość stanowi ważny element życia bohaterów sagi.
Przejawia się praktycznie w każdym tomie i to w różnych formach.
Możemy zatem mówić o stanach zakochania łączących poszczególne postaci.
Takich par połączonych przez zauroczenie, możemy wymieniać wiele, a między nimi Rona i Lawender, Ginny i Dina, Harrego i Ho, a także wiele innych.
Nie takie oblicze miłości będzie jednak tematem moich dzisiejszych rozważań.
Zastanowię się za to nad bardziej filozoficznymi i psychologicznymi aspektami tego uczucia w jego najautentyczniejszej, bezwarunkowej postaci.
Swoją analizę zacznę od rozpatrzenia sytuacji samego Harrego Pottera.
W życiu tego bohatera miłość odgrywała niezwykle ważną rolę już od samego początku.
Gdy był niemowlęciem, ocaliła go od pewnej śmierci, kiedy matczyne uczucie Lily kazało jej zasłonić syna własnym ciałem przed morderczym urokiem Voldemorta. Chociaż miała wybór, mogła przecież ratować siebie, zostawiając dziecko na pastwę mordercy, wolała raczej poświęcić życie, niż patrzeć, jak szaleniec bez skrupułów morduje małego Harrego.
Już sam akt tak wielkiego poświęcenia mógłby być przedmiotem bardzo głębokich analiz psychologicznych.
Można by było na przykład zastanowić się, jak wielka musi być miłość matki do dziecka i jak silną wolą musi się ta matka wykazać, by w podobnych okolicznościach podjąć podobną decyzję.
Dużą odwagą musiał wykazać się również ojciec Harrego, który był gotów powstrzymać Voldemorta i nawet przy tym zginąć, żeby dać czas do ucieczki swojej żonie i synkowi.
Równie ciekawym, jeśli nawet nie ciekawszym tematem do rozważań, jest jednakże to, jak ten akt heroizmu kochających rodziców wpłynął na całe dalsze życie Harrego Pottera i jak uczucie, którym darzyli go Lily i James, przetrwało w nim mimo ich śmierci, dając mu siłę do mierzenia się z rozlicznymi przeciwnościami.
Namacalny przykład potęgi miłości przedstawionej w cyklu Rowling, mamy już na końcu książki "Harry Potter i kamień filozoficzny", gdy tytułowy bohater staje po raz drugi twarzą w twarz z tym, który pozbawił go możliwości zaznania w dzieciństwie rodzinnego ciepła.
Okazało się jednak, że Voldemort, który w tym przypadku do zabicia swojego śmiertelnego wroga usiłował wykorzystać opętanego nauczyciela Hogwartu profesora Quirrella i tym razem nie zdołał uśmiercić tytułowego bohatera.
Z jakiegoś powodu Quirrell nie mógł nawet dotknąć Harrego.
Dlaczego?
Na to pytanie najlepiej odpowie następujący cytat.
– Ale dlaczego Quirrell nie mógł mnie dotknąć?
– Twoja matka oddała za ciebie życie. Jedyną rzeczą, której Voldemort nie potrafi zrozumieć, jest miłość. Nie wiedział, że tak wielka miłość pozostawia wieczny ślad. Nie bliznę, nie znak widzialny… Jeśli ktoś kocha nas aż tak bardzo, to nawet jak odejdzie na zawsze, jego miłość będzie nas zawsze chronić. Ta miłość jest w twojej skórze. Quirrell, pełen nienawiści, żądzy i ambicji, dzielący ciało i duszę z Voldemortem, nie mógł ciebie dotknąć właśnie dlatego. Mękę sprawiało mu samo dotknięcie kogoś naznaczonego czymś tak dobrym.
"Harry Potter i kamień filozoficzny".
Przytoczony fragment jest bezwątpienia tekstem skłaniającym do refleksji.
Wskazuje jeszcze raz na to, że prawdziwa, bezinteresowna miłość potrafi przezwyciężyć samą śmierć i nieubłagany upływ czasu. W mojej opinii powyższy cytat jest głęboko symboliczny. Pokazuje nam moim zdaniem w sposób metaforyczny, że do człowieka dobrego nie mają przystępu złe, wyzute z uczucia emocje. I nie chodzi tutaj bynajmniej tylko o fizyczną tarczę przeciw niebezpieczeństwom okrutnego świata. Tak pojmowaną ochronę zapewnianą przez miłość kochającemu trudno byłoby sobie wyobrazić w realnym życiu.
Chodzi jednak tutaj o coś znacznie głębszego, o to, że jeśli ktoś potrafi kochać, wie co to znaczy wsparcie bliskich i ma odpowiedni system wartości, po pierwsze nigdy nie da uwieść się zgubnym rządzom i pokusom, prowadzącym go do upadku moralnego, a po drugie będzie znacznie silniejszy, ponieważ w otoczeniu życzliwych osób, nigdy nie będzie sam ze swoimi problemami.
Ten zaś, kto nie zna miłości od tej strony będzie podatny na demoralizację i nigdy nie zrozumie potęgi prawdziwego uczucia. Może oczywiście żyć w złudnym poczuciu, że właśnie wyzbycie się uczuć jest jego siłą, ponieważ przez to, że nie jest do nikogo przywiązany, nikt nie może go zranić wyrządzając krzywdę bliskim mu osobom.
W rzeczywistości jednak nigdy nie będzie szczęśliwy, skazany na wieczną samotność, która przecież nie leży w ludzkiej naturze.
Możemy zatem stwierdzić, iż Rowling w swoich dziełach podkreśla rolę miłości, jako swoistego strażnika wartości moralnych, a ktoś kto nie potrafi kochać, zatraca swoje człowieczeństwo.
Właśnie takim kimś, samotnym i ślepym na uczucia był Voldemort.
Nigdy nie zrozumiał potęgi miłości, a uczucie to jest najważniejsze na drodze do godnego i szczęśliwego życia.
Podkreśla to jeszcze bardziej następujący cytat.
– W Departamencie Tajemnic – przerwał mu Dumbledore – jest zawsze zamknięta sala. Kryje w sobie siłę, która jest zarazem wspanialsza i straszniejsza od śmierci, od ludzkiej inteligencji, od sił przyrody. Jest ona również być może najbardziej tajemniczym obiektem badań w całym departamencie. Tę właśnie moc ty posiadasz w wielkiej obfitości, a Voldemort nie ma jej wcale. To ta siła zaprowadziła cię tej nocy do Syriusza. To ona nie pozwoliła Voldemortowi opętać cię całkowicie, bo nie mógł znieść przebywania w ciele tak pełnym mocy, której on nie cierpi. W ostatecznym rozrachunku nie liczyło się już to, że nie potrafisz zamknąć przed nim swej świadomości. Nie oklumencja cię ocaliła, ale twoje serce.
"Harry Potter i zakon feniksa"
W cytacie tym, mamy jeszcze raz podkreśloną myśl, którą najłatwiej podsumować pewnym zdaniem, jakie kiedyś przeczytałem w jednej z publikacji poświęconych filozofii.
Największą bronią człowieka dobrego, jest jego dobroć.
Kolejnym zagadnieniem powiązanym z miłością, którym zajmuje się w swojej sadze Rowling, jest kwestia siły wewnętrznej, jaką czerpiemy już nie tylko od otaczających nas bliskich, ale też z samego myślenia o tych kochanych przez nas osobach, które już odeszły z tego świata.
Fragment cytatu, w którym Rowling pisze o tym, że "jeśli ktoś kocha nas aż tak bardzo, to nawet, jak odejdzie na zawsze, jego miłość będzie nas zawsze chronić, może wskazywać na fakt, iż samo wspomnienie osoby, która była nam droga, a którą utraciliśmy, jest w stanie zmobilizować nas do określonych działań.
Doskonały przykład takiej mobilizującej roli przechowywania w pamięci bliskich nam osób zmarłych, tego jak by się w danej sytuacji zachowali i czego by od nas oczekiwali, mamy choćby w trzeciej części przygód Harrego Pottera, gdy tytułowemu bohaterowi znajdującemu się wówczas w sytuacji krytycznej, wydaje się, że dostrzega własnego nieżyjącego ojca, który przybył, aby pomóc synowi.
Tak naprawdę, Harry zobaczył samego siebie po drugiej stronie jeziora, nad którym obecnie przebywał, jednak właśnie to, iż przez chwilę uwierzył, że patrzy na swojego rodzica,, jest bardzo psychologicznym nawiązaniem.
Całą głębię przemyśleń zawartą w tym motywie oddaje cytat.
– Znałem dobrze twojego ojca, Harry, tu, w Hogwarcie, i później – powiedział łagodnie. – On by też ocalił Petera Pettigrew. Jestem tego pewny.
Harry spojrzał na niego. Dumbledore nie będzie się śmiał, pomyślał. Może mu to powiedzieć…
– Zeszłej nocy… myślałem, że to mój tata wyczarował mojego patronusa. To znaczy… kiedy zobaczyłem samego siebie za jeziorem… pomyślałem, że to on.
– Nietrudno było się pomylić. Pewnie dość już się tego nasłuchałeś, ale ty naprawdę jesteś niezwykle podobny do Jamesa. Z wyjątkiem oczu… te masz po matce.
Harry pokręcił głową.
– Byłem głupi, myśląc, że to on – mruknął. – Przecież wiedziałem, że nie żyje.
– Myślisz, że umarli, których kochaliśmy, naprawdę nas opuszczają? Myślisz, że nie przypominamy sobie ich najdokładniej w momentach wielkiego zagrożenia? Twój ojciec żyje w tobie, Harry, i ujawnia się najwyraźniej, kiedy go potrzebujesz.
"Harry Potter i więzień Azkabanu".
W cytacie tym mamy wyraźną sugestię, że bliscy nam zmarli, nigdy tak naprawdę nie odchodzą, lecz żyją w naszych wspomnieniach tak długo, jak długo o nich pamiętamy.
Często też ich cechy przejawiają się w naszym sposobie bycia.
Widzimy zatem, że miłość to wspaniałe uczucie, mogące dostarczyć nam wielu radości
I siły wewnętrznej. Często jednak może być również źródłem cierpienia, o czym także pisze Rowling w swoich dziełach.
Możemy cierpieć przez miłość na przykład wtedy, gdy utracimy kogoś nam bliskiego i odczuwamy po jego stracie ogromny ból.
Coś takiego odczuł właśnie Harry Potter, gdy zginął jego ojciec chrzestny Syriusz Black. Jako, że Syriusz był bardzo ważny dla tytułowego bohatera, stanowił bowiem drugą po rodzicach osobę, z którą Harry czuł się bardzo związany, jego śmierć była dla Harrego ogromnym ciosem. Oto opuściła go osoba, w której upatrywał namiastki utraconej rodziny i która być może najlepiej ze wszystkich, znała Lily i Jamesa.
Co gorsza Harry miał świadomość, iż gdyby nie on, Syriusz mógłby żyć, ponieważ jeśli Voldemortowi nie udałoby się zwabić Harrego do ministerstwa, również i Black nie przyszedłby tam, żeby ratować z opresji chrześniaka.
Rozterki Harrego najlepiej pokazuje cytat.
Zaczął krążyć po tym spokojnym, pięknym gabinecie, oddychając szybko i starając się nie myśleć. Ale nie mógł nie myśleć… Nie było od tego ucieczki…
To jego wina, że Syriusz zginął, to wszystko jego wina. Och, dlaczego był tak głupi, by dać się Voldemortowi wciągnąć w pułapkę, dlaczego był tak święcie przekonany, że to, co widział we śnie, było rzeczywistością, dlaczego był głuchy na słowa Hermiony, na możliwość, że Voldemort wykorzystuje jego namiętną skłonność do odgrywania roli bohatera…
To było nie do zniesienia, nie mógł o tym myśleć, nie mógł tego wytrzymać… Gdzieś w głębi jego świadomości ziała okropna pustka, o której chciał zapomnieć, ciemna otchłań, w której zniknął Syriusz. Nie chciał być sam na sam z tą bezbrzeżną, cichą otchłanią, nie mógł tego znieść…
Harry Potter i zakon feniksa.
W cytacie tym widzimy ten ogrom cierpienia, jaki odczuwa się zawsze po utracie kogoś bliskiego. Widzimy, że Harrego dręczy to poczucie winy, o którym już wcześniej napisałem.
Jest pogrążony w rozstroju emocjonalnym, jaki towarzyszył by każdemu w takiej sytuacji.
Z jednej strony, jak sam twierdzi nie chce zostawać sam na sam ze swoimi uczuciami. Z drugiej natomiast nie chce nikogo widzieć, pogrążony w żałobie.
Motyw ten zawarty w książkach o młodym czarodzieju pokazuje jeszcze raz życiowość całego cyklu i jego głęboką psychologię.
Tak bowiem chyba rzeczywiście jest, że gdy odchodzi ktoś nam drogi, z jednej strony czujemy się przytłoczeni nadmiarem smutku, bólu i poczucia straty.
Jednocześnie jednak często czujemy, że choć samotne borykanie się z tymi emocjami nie jest łatwe, czasami właśnie samotności w takich momentach potrzebujemy, aby przemyśleć pewne rzeczy i na spokojnie sobie je w głowie poukładać.
Dlatego prawdziwe wydają się słowa hiszpańskiego pisarza Carlosa Ruisa Zafóna, który pisał, że "Samotność jest czasem drogą, która pozwala osiągnąć wewnętrzny spokój".
To, że Harry znajduje się w opisanej przeze mnie wyżej sytuacji emocjonalnej ilustruje jeszcze dobitniej cytat.
– Nie musisz się wstydzić tego, co teraz czujesz, Harry – rozległ się głos Dumbledore'a. – Przeciwnie… to, że odczuwasz taki ból, jest twoją największą siłą.
Harry poczuł, jak biały płomień gniewu liże mu wnętrzności, jak wybucha w owej straszliwej pustce, napełniając go pragnieniem sprawienia bólu Dumbledore'owi za ten jego spokój i za te puste słowa.
– Moją największą siłą, tak? – powtórzył rozdygotany, wciąż wpatrując się w stadion quidditcha, ale już go nie dostrzegając. – Pan nie ma pojęcia… Nie wie pan…
– Czego nie wiem? – zapytał spokojnie Dumbledore.
Tego już było za wiele. Harry odwrócił się do niego, trzęsąc się ze złości.
– Nie chcę rozmawiać o tym, co czuję, rozumie pan?
– Harry, takie cierpienie dowodzi, że wciąż jesteś człowiekiem! Taki ból jest częścią człowieczeństwa…
– A WIĘC… JA… NIE… CHCĘ… BYĆ… CZŁOWIEKIEM! – ryknął Harry.
Harry Potter i zakon feniksa.
W cytacie tym odnajdujemy bezpośredni dowód na to, że Harry pragnie samotności.
Mamy też jednak w nim poruszone inne, głęboko psychologiczne zagadnienie.
Możemy mianowicie zastanowić się nad słowami Dumbledorea mówiącego, że cierpienie w sytuacji Harrego, świadczy o jego człowieczeństwie.
Jest to zdanie o tyle interesujące, że przeczy naszym podstawowym intuicjom. Wielu ludzi bowiem uważa, że cierpienie jest czymś złym, ale czy na pewno?
Wydaje się, że nie zawsze, ponieważ wszystko zależy od kontekstu. Moim zdaniem cierpienie nie jest samo w sobie ani dobre, ani złe, a jego ocena moralna zależy od wywołujących je przyczyn.
W sytuacji, w której znajduje się Harry, cierpienie rzeczywiście jest czysto ludzkim odruchem. Nie możemy bowiem wyobrazić sobie zdrowego psychicznie człowieka, który po śmierci ukochanej osoby, nie odczuwa dojmującego smutku.
Smutek taki dowodzi tylko, że istotnie darzyliśmy miłością utraconą osobę i jest czymś naturalnym.
I to właśnie chciała najprawdopodobniej przekazać Rowling ustami Dumbledorea, podkreślając jednocześnie jeszcze raz związek miłości z istotą tego, co nazywamy człowieczeństwem.
Jeszcze jedną postacią w cyklu Rowling, która odczuła na własnej skórze to, iż miłość może być przyczyną cierpienia, był Severus Snape.
Jego cierpienie było tym większe, że miało co najmniej dwa powody.
Po pierwsze Snapeowi z pewnością doskwierały wielki żal i zraniona duma. Żal, ponieważ Lily Evans, którą obdarzył uczuciem, najwyraźniej nie odwzajemniała jego miłości, widząc w nim jedynie przyjaciela.
Zraniona duma, gdyż kobieta będąca obiektem jego westchnień wyszła ostatecznie za największego szkolnego wroga Snapea, który wielokrotnie go poniżał.
Już samo to na pewno wystarczyło, by Snape czuł się potwornie, lecz najgorsze miało dopiero nadejść. Straszliwy cios spadł na niego, gdy dowiedział się, że Lily została zamordowana. Była to tym potworniejsza wiadomość, że Severus czuł się winny śmierci ukochanej, ponieważ to on nieopatrznie przekazał Voldemortowi informacje, które ściągnęły niebezpieczeństwo na całą rodzinę Potterów.
Snape bardzo żałował swego postępku i był gotów zrobić wszystko, byle tylko ocalić swoją dawną miłość.
Najlepiej dowodzi tego następujący cytat z rozmowy Snapea z Dumbledoreem.
– A więc, Severusie, co Lord Voldemort chce mi przekazać? – Nie… nic… ja sam tu przyszedłem! Snape zacierał nerwowo ręce. Wyglądał jak obłąkany z poplątanymi, czarnymi włosami rozwiewającymi się wokół jego twarzy. – Ja… ja chciałem ostrzec… nie, chciałem prosić… Dumbledore machnął krótko różdżką. Choć wokół nich wiatr nadal unosił liście i targał gałęziami, w miejscu, gdzie stali, zrobiło się cicho. – O co mógłby mnie prosić śmierciożerca? – To… proroctwo… przepowiednia… Trelawney… – Ach, tak… Co zdradziłeś Lordowi Voldemortowi? – Wszystko… wszystko, co podsłuchałem! Właśnie dlatego… z tego powodu… on myśli, że chodzi o Lily Evans! – Przepowiednia nie odnosi się do kobiety – powiedział Dumbledore. – Mówi o chłopcu narodzonym pod koniec lipca… – Wiesz, co mam na myśli! On uważa, że chodzi o jej syna, zamierza ją dopaść… pozabijać wszystkich… – Jeśli ona tak wiele dla ciebie znaczy, to Lord Voldemort na pewno ją oszczędzi, nieprawdaż? Nie możesz go poprosić o łaskę dla matki, w zamian za jej syna? – Prosiłem go… błagałem… – Budzisz we mnie odrazę – rzekł Dumbledore, a Harry jeszcze nigdy nie słyszał takiej pogardy w jego głosie. Snape jakby skurczył się w sobie. – A więc nie obchodzi cię, że umrą jej mąż i synek? Oni mogą umrzeć, jeśli tylko ty dostaniesz to, czego chcesz, tak? Snape milczał przez chwilę, patrząc na niego, a potem wychrypiał: – Więc ukryj ich gdzieś. Ukryj ją… Ich wszystkich. W jakimś… bezpiecznym miejscu. Błagam. – A co mi dasz w zamian, Severusie? – W zamian? – Snape wytrzeszczył oczy na Dumbledore'a, a Harry spodziewał się, że zaprotestuje, ale po długiej chwili powiedział: – Wszystko.
Harry Potter i insygnia śmierci.
Przytoczony wyżej fragment doskonale oddaje tragedię Snapea.
Żeby uratować Lily, był zdolny nie tylko przezwyciężyć w sobie odrazę do Jamesa i zaakceptować fakt, iż jeśli Dumbledore zgodzi się mu pomóc, ukryje całą rodzinę Potterów, co oznaczało również, że Lily najprawdopodobniej nigdy nie odwzajemni uczuć Snapea, mając u boku męża.
Severus musiał jednak przede wszystkim zmierzyć się z własnymi lękami. Zdawał sobie sprawę, że jako śmierciożerca, a zatem sługa Voldemorta, nie jest mile widziany przez Dumbledorea.
Poza tym ryzykował życie, które na pewno by stracił, gdyby tylko Voldemort dowiedział się, iż Snape zawarł układ z Dumbledoreem.
Na koniec był gotów upokorzyć się najpierw przed Voldemortem, błagając go o litość, choć wiedział, jaki ten ma stosunek do miłości. Potem zaś przed Dumbledoreem, który nim pogardzał ze względu na jego przeszłość.
Sugestywne jest też stwierdzenie Snapea, że zrobi wszystko dla Dumbledorea, jeśli tylko ten ocali Lily.
Ogrom jego bólu i żalu do Dumbledorea, kiedy okazało się, że Voldemort mimo wszystko dopadł i uśmiercił wielką miłość Severusa oddaje cytat.
– Myślałem… że… że ją… ochronisz… – Ona i James zaufali złej osobie. Podobnie jak ty, Severusie. Czyś nie uwierzył, że Lord Voldemort ją oszczędzi? Snape miał płytki oddech. – Jej synek przeżył – powiedział Dumbledore. Głowa Snape'a drgnęła gwałtownie, jakby opędzał się od złośliwej muchy. – Jej synek żyje. Ma jej oczy, dokładnie takie same. Na pewno pamiętasz kształt i kolor oczu Lily Evans, co? – PRZESTAŃ! Ona odeszła… umarła… – Masz wyrzuty sumienia, Severusie? – Chciałbym… chciałbym umrzeć… – A co by dała twoja śmierć? – zapytał chłodno Dumbledore. – Jeśli kochałeś Lily Evans, jeśli naprawdę ją kochałeś, to powinieneś wiedzieć, co zrobić. Snape wyglądał na tak oszołomionego bólem, że słowa Dumbledore'a jakby do niego nie docierały. – Co… co masz na myśli? – Wiesz, w jaki sposób i dlaczego zginęła. Zrób wszystko, by nie umarła na próżno. Pomóż mi ochronić syna Lily. – On już nie potrzebuje ochrony. Czarny Pan odszedł… – …i na pewno wróci, a wówczas Harry Potter znajdzie się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Przez dłuższy czas milczeli. Snape powoli odzyskiwał panowanie nad sobą, uspokajał oddech. W końcu powiedział: – No dobrze. Dobrze. Ale nikomu o tym nie powiesz, Dumbledore! To musi pozostać między nami! Przysięgnij! Nie mogę znieść… zwłaszcza że to syn Pottera… Daj mi słowo! – Dać ci słowo, że nigdy nie ujawnię tego, co w tobie najlepsze? – westchnął Dumbledore, patrząc z góry na wykrzywioną bólem twarz Snape'a. – Jeśli nalegasz…
Harry Potter i insygnia śmierci.
W cytacie tym widzimy jeszcze raz, że Snape, nawet po śmierci Lily, jest w stanie zrobić wiele ze względu na jej pamięć.
Ostatecznie podjął się ochrony Harrego, właśnie przez miłość do jego matki, choć wymagało to od niego bardzo silnej woli, gdyż w młodym Potterze widział odbicie znienawidzonego Jamesa.
Nie chciał wszakże, by ktoś dowiedział się, iż zobowiązał się chronić syna Pottera, gdyż uważał to za upokorzenie, podczas gdy Dumbledore widział w tym poświęcenie i dowód miłości, jak najbardziej godny podziwu.
Tak, czy inaczej, miłość okazała się w Severusie Snapie silniejsza od nienawiści i utrzymała się do końca jego życia.
Dowodzi tego następujący cytat opisujący reakcję snapea na informację, że Harry Potter ostatecznie musi zginąć z ręki Voldemorta.
Snape patrzył na niego z przerażeniem. – Chroniłeś go, utrzymywałeś tak długo przy życiu tylko po to, by umarł we właściwym momencie? – To cię tak szokuje, Severusie? A ilu ludzi umarło na twoich oczach? – Ostatnio tylko ci, których nie byłem w stanie ocalić – odparł Snape, wstając. – Wykorzystałeś mnie. – To znaczy? – Szpiegowałem dla ciebie, kłamałem dla ciebie, narażałem dla ciebie życie, a wszystko to robiłem, by zapewnić bezpieczeństwo synowi Lily. A teraz mówisz mi, że hodowałeś go jak prosiaka na rzeź… – To bardzo wzruszające, Severusie – powiedział z powagą Dumbledore. – A więc w końcu dojrzałeś do tego, by przejmować się losem tego chłopca? – Jego losem? – wykrzyknął Snape. – Expecto patronum! Z końca jego różdżki wystrzeliła srebrna łania. Wylądowała na podłodze, przebiegła przez pokój i wyskoczyła przez okno. Dumbledore patrzył, aż jej srebrna poświata zniknęła w ciemności, a potem odwrócił się do Snape'a. Oczy miał pełne łez. – Przez te wszystkie lata?… – Zawsze.
Harry Potter i insygnia śmierci.
W zacytowanym fragmencie widzimy, że Snape czuje się oszukany. Do tej pory wierzył, że jego działania, zmierzające do zapewnienia bezpieczeństwa Harremu mają jakiś sens, a teraz stracił tę wiarę.
Symboliczne tutaj są także moim zdaniem słowa Snapea, że ostatnio na jego oczach umarli tylko ci, których nie był w stanie ocalić.
Mówiąc to, mógł mieć na myśli Lily.
Ostatecznym dowodem na to, że wciąż kochał matkę Harrego, jest kształt jego patronusa, jako, że patronus był ucieleśnieniem tego, co napełniało największym szczęściem tego, kto go wyczarował.
Sugestywne, że patronusem Snapea była łania, taka sama, jaką potrafiła przyzwać Lily Evans.
Kończąc ten wpis, chciałbym poczynić jeszcze jedną refleksję.
Postać Snapea jest jeszcze jednym dowodem na to, że Rowling widziała w miłości ostoję człowieczeństwa.
W ciągu całego bowiem życia Severusa Snapea, jego postawę kształtowały dwie siły: miłość i nienawiść.
Wydaje się, że gdyby nie Lily i to, co się z nią stało, Snape mógłby nigdy nie stanąć do walki przeciw Voldemortowi. To właśnie uczucie do matki Harrego przemogło w nim życiowe frustracje i choć stało się powodem jego cierpienia, stanowiło też źródło swoistej stabilizacji dla jego psychiki, które pomogło mu zachować człowieczeństwo.
Na tym chciałbym zakończyć swoją analizę motywu miłości w książkach o Harrym Potterze, mimo, że na pewno nie zawarłem tu wszystkiego, co zasługiwało na głębsze rozważania.
Zapraszam jednak do komentowania.
Do następnego wpisu.

Zmodyfikowany

Kategorie
Paleontologia

Dowody na ewolucję

Witajcie,
Dość dawno nic nie było w tej kategorii, a zatem dzisiaj postanowiłem to naprawić.
Zgodnie z tytułem, ten wpis chcę poświęcić dowodom, które uwiarygodniają teorię ewolucji.
Zanim jednak przejdę do omówienia tych dowodów, chciałbym sprecyzować, czym naprawdę jest ewolucja.
Ewolucję najprościej możemy zdefiniować, jako zespół szeroko pojętych zmian w organizmach, ich wyglądzie, zachowaniu, trybie życia i ogólnie funkcjonowaniu, które prowadzą do powstania nowego gatunku.
Oczywiście podstawowym mechanizmem ewolucji jest dobór naturalny, o którym napisałem już trochę we wpisie o Darwinie.
O czym już też pisałem, podstawowymi dowodami dla paleontologów, którymi podpierają oni swoje tezy, są skamieniałości. Nazywamy je dowodami bezpośrednimi ewolucji.
Są jednak liczne dowody, które są bardziej subtelne.
Zaliczamy do nich na przykład ogniwa pośrednie, czyli szczątki już nie wszystkich wymarłych organizmów, ale tylko tych, które łączą w sobie cechy dwóch grup organizmów, chociażby gadów i ptaków. Znaleziska takie mogą sugerować, że dobrze nam znane dzisiaj grupy organizmów, w odległej przeszłości mogły wykształcać się z innych, mimo, że współcześnie bardzo się od nich różnią.
Następną grupą dowodów są relikty, to znaczy takie organizmy, które funkcjonują współcześnie, a poza tym nie zmieniły się od milionów lat.
Dzięki takim organizmom naukowcy mogą próbować wnioskować na podstawie obserwacji, jak organizmy prehistoryczne radziły sobie w środowisku naturalnym.
Relikty dostarczają też bezpośrednich dowodów ewolucji. I tak na przykład dziobak, żyjący współcześnie ssak australijski, jest jajorodny, co może wskazywać na to, że ssaki wykształciły się z gadów, które przecież również składają jaja.
Jeszcze jedną grupą dowodów są narządy szczątkowe, czyli takie, które dzisiaj nie służą już do niczego poszczególnym organizmom i powoli zanikają, a kiedyś były im potrzebne ze względu na inny tryb życia.
U człowieka narządem szczątkowym jest choćby kość ogonowa, albo jelito ślepe, potocznie ślepa kiszka. U zwierząt w tym jelicie odbywa się trawienie cukrów złożonych, na przykład celulozy. Człowiek nie trawi już takich związków, lecz sam fakt, że posiada takie jelito, wskazuje na jego związki ewolucyjne z innymi zwierzętami.
Jeszcze inną grupą dowodów ewolucji są dowody z embriologii, czyli takie, które można zaobserwować u organizmów tylko na początku ich życia, kiedy mają jeszcze postać płodu.
Są to na przykład pewne narządy wspólne dla załóżmy ssaków i innych grup, chociażby ryb, które zanikają, albo przekształcają się w inne narządy, zanim organizm przyjdzie na świat.
Jest to kolejny dowód na pokrewieństwo ewolucyjne różnych grup.
Jeszcze jedną grupą dowodów, którą chciałbym omówić w tym wpisie, są analogie i homologie.
Są to podobieństwa między poszczególnymi grupami organizmów dotyczące ich budowy zewnętrznej, albo wewnętrznej.
Analogie odnoszą się do budowy zewnętrznej.
Są to narządy o podobnym wyglądzie ze względu na pełnione funkcje, które jednak nie wskazują na bezpośrednie pokrewieństwo ewolucyjne. Przykładem może być skrzydło ptaka i owada.
Inaczej ma się rzecz z homologiami.
Tutaj wygląd zewnętrzny danych narządów może być zupełnie inny, ale budowa wewnętrzna, na przykład struktura kostna, będzie taka sama i może sugerować pokrewieństwo ewolucyjne.
Przykładem może być bardzo podobna budowa wewnętrzna nogi konia, płetwy wieloryba i skrzydła ptaka.
Jako ostatnią grupę dowodów na ewolucję, chciałbym omówić atawizmy. Atawizm jest bardzo interesującym
zjawiskiem, ponieważ atawizmami nazywamy takie narządy, które w normalnych warunkach nie powinny występować
u danych organizmów, ale czasami jednak się pojawiają w wyniku różnych mutacji genetycznych. Przykładem
wystąpienia atawizmu będą na przykład bardzo rzadkie przypadki ludzi rodzących się ze szczątkowymi ogonami.
Wielu naukowców uważa takie anomalie za niezaprzeczalne dowody przeszłości ewolucyjnej różnych gatunków
i właściwie trudno się z nimi nie zgodzić, bo ostatecznie to, że takie anomalie wogóle się zdarzają wskazuje,
iż informacja genetyczna poszczególnych organizmów nadal zawiera geny warunkujące pojawianie się niektórych
narządów. I chociaż geny te są uśpione, to jednak cały czas obecne.
To chyba tyle ode mnie na temat dowodów ewolucji. Mam nadzieję, że jednak nie jest to aż tak bardzo zagmatwane, choć temat do najprostszych nie należy.
Gdyby były jakieś pytania, z przyjemnością na nie odpowiem.
Do następnego wpisu.

Kategorie
Refleksje literackie

Problem inności, stereotypu i dyskryminacji w książkach o Harrym Potterze

Problem inności, dyskryminacji i rasizmu w cyklu o Harrym Potterze
Witajcie,
Zgodnie z tytułem wpisu, pozostaję nadal w tematyce twórczości J K Rowling, choć jak widać problem, który będę chciał dzisiaj omówić, jest być może bardziej złożony, niż ten poruszony w ostatnim wpisie tej kategorii.
Praktycznie w całym cyklu powieści o Harrym Potterze, pojawiają się postaci, które są dyskryminowane i wyszydzane, tylko ze względu na swoją inność.
Wiele z tych postaci pada ofiarą utartych stereotypów, obiegowych opinii o grupach, z których się wywodzą, przy czym nikt z tych, którzy ich poniżają, czy też nie respektują ich praw, nie patrzy na nie indywidualnie.
Takich bohaterów, nie zawsze przychylnie ocenianych, tylko z powodu ich urodzenia, lub niezależnych od nich przypadłości, można w cyklu Rowling wyliczyć wielu, a wśród nich
chociażby pół olbrzyma, gajowego Hogwartu Rubeusa Hagrida, wilkołaka Remusa Lupina, centaura Firenca, domowego skrzata Zgredka, a także wielu innych.
Swoją analizę chciałbym jednak zacząć od rozpatrzenia sytuacji samego Harrego Pottera. Od Momentu, gdy po zamordowaniu jego rodziców przez Voldemorta trafił do domu wujostwa, o jego życiu można było powiedzieć dużo, ale na [pewno nie to, że było ono wypełnione rodzinnym ciepłem.
Ciotka i wuj Harrego, wiedząc doskonale o jego czarodziejskich korzeniach, od zawsze uważali go za innego, może nawet się go obawiali.
W każdym razie, na każdym kroku dawali mu odczuć, że uważają go za gorszego.
Jego sytuacja stała się jeszcze mniej kolorowa, gdy mimo usilnych starań wujostwa zmierzających do tego, by Harry nigdy nie dowiedział się o swojej przynależności do świata magii, tytułowy bohater trafił do Hogwartu.
Od tego momentu wuj i ciotka traktowali go jeszcze gorzej. Na każdym kroku dawali Harremu do zrozumienia, że powinien być wdzięczny za każdy dzień spędzony pod ich dachem.
Kryli także fakt samego istnienia Harrego przed ludźmi ze swojego otoczenia, jeżeli tylko było to możliwe.
Świadczy o tym między innymi sytuacja opisana w drugim tomie przygód Harrego Pottera, która zaistniała, kiedy wujostwo Harrego przygotowywało się do przyjęcia gości ważnych dla powodzenia biznesu wuja Wernona.
Oto cytat pokazujący, jakie Harry otrzymał polecenie na czas pobytu gości.
– A ty, chłopcze?
Harry wynurzył się spod stołu, starając się za wszelką cenę zachować powagę.
– Ja będę siedział cicho w swoim pokoju i udawał, że mnie nie ma – wyrecytował.
– Tak jest i są ku temu powody – rzekł dobitnie wuj Vernon. – Masonowie nie wiedzą o twoim istnieniu i tak ma pozostać.
Harry Potter i komnata tajemnic.
Z cytatu tego wynika, że wuj i ciotka Harrego wstydzili się go tylko ze względu na jego inność, a jeśli już musieli przyznać się, iż należy do ich rodziny, przedstawiali go jako osobę chorą psychicznie i niezrównoważoną, opieka nad którą wiąże się z wieloma wyrzeczeniami.
Świadczy o tym chociażby następujący cytat.
– Po pierwsze – zagrzmiał wuj Vernon – będziesz się do ciotki Marge odzywał cywilizowanym językiem.
– Dobrze, wuju – powiedział Harry – ale pod warunkiem, że ona będzie się tak samo odzywała do mnie.
– Po drugie – ciągnął wuj Vernon, jakby nie dosłyszał odpowiedzi Harry'ego – Marge nie wie nic o twojej nienormalności, więc nie życzę sobie żadnych… żadnych dziwactw podczas jej pobytu. Masz się zachowywać jak należy, zrozumiano?
– Jeśli tylko ona będzie się tak zachowywać – wycedził Harry przez zaciśnięte zęby.
– Po trzecie – ciągnął wuj Vernon, łypiąc groźnie na Harry'ego swoimi małymi świńskimi oczkami – powiedzieliśmy Marge, że jesteś w Ośrodku Wychowawczym Świętego Brutusa dla Młodocianych Recydywistów.
– Co?! – krzyknął Harry.
– I masz się trzymać tej wersji, jeśli nie chcesz mieć poważnych kłopotów – warknął wuj Vernon.
Harry Potter i więzień Azkabanu.
Z powodu baśniowej otoczki fabuły całego cyklu Rowling, znaczna część ludzi w ogóle nie dostrzeże tego motywu, a jeżeli nawet, nie uzna tego za problem zasługujący na głębszą analizę.
W rzeczywistości jednak motyw ten jest moim zdaniem bardzo istotny społecznie.
Często bowiem stykamy się z sytuacją, w której ktoś uznaje kogoś innego za gorszego, jedynie dlatego, że osoba dyskryminowana ma inne poglądy, albo po prostu, z różnych względów, nie spełnia oczekiwań grupy społecznej, w której przyszło jej żyć, mimo, że realnie nikomu w niczym nie zawiniła.
Bardzo często się zdarza, że osoba taka jest nakłaniana siłą do zmian w swoim zachowaniu, poglądach, czy trybie życia, nawet wtedy, kiedy na przykład z powodu jakiejś choroby, pewne rzeczy są poza jej zasięgiem.
W podobnej sytuacji znajdował się Harry Potter, bo chociaż jego zdolności czarodziejskie nie były nieuleczalnym schorzeniem, a sam Harry mógł teoretycznie wyrzec się ich w każdej chwili, nie chciał zrywać swoich powiązań ze światem magii, z którym się identyfikował. Wuj i ciotka próbowali natomiast za wszelką cenę zmusić go do zerwania tych więzi.
Widzimy zatem, że mugole, przynajmniej niektórzy, uważali czarodziejów za podejrzanych dziwaków, z którymi dla własnego dobra i przez szacunek do swojej opinii w społeczeństwie, nie należy się zadawać, tylko z powodu ich pewnej odmienności.
Należy jednak jeszcze odwrócić tą sytuację i przyjrzeć się stosunkowi, jaki do ludzi pozamagicznych mieli niektórzy czarodzieje.
Oczywiście zdarzali się wśród tych drugich tacy, którzy nie widzieli nic gorszącego w utrzymywaniu bliskich relacji z mugolami, podobnie, jak niektórzy mugole nie stronili od wszelkich przejawów magii.
Często jednakże na kartach powieści Rowling odnajdujemy postaci pokroju Malfojów, których zachowanie względem ludzi nie magicznych jest nacechowane wyraźnymi oznakami rasizmu.
Tak-zwani czarodzieje czystej krwi uznają mugoli za osoby drugiej kategorii, którym powinno się odmówić wszelkich praw.
Uważają, że samo obcowanie z mugolami jest ujmą dla ich godności, nie dostrzegając i nawet nie chcąc dostrzec tego, że na poziomie intelektu i uczuć, wszyscy są rozwinięci niemalże jednakowo, a jeśli nawet nie, to różnice wynikają z indywidualnych predyspozycji, a nie z pochodzenia, obecności magicznych zdolności, czy ich braku.
Idealnie pokazuje to między innymi przykład Hermiony, dla której pochodzenie z rodziny nie magicznej nie stanowi żadnej przeszkody na drodze do samorozwoju.
W całym cyklu powieści przywołani już przeze mnie Malfojowie są jednym z bardziej jaskrawych przykładów pokazujących, iż niektórzy czarodzieje traktują osoby pozamagiczne jak ludzi gorszego sortu.
Świadczy o tym choćby ten cytat z wypowiedzi Lucjusza malfoja.
– Mówią, że macie dużo roboty w ministerstwie. Te wszystkie inspekcje, interwencje, rewizje… Mam nadzieję, że płacą wam za nadgodziny?
Sięgnął do kociołka Ginny i spośród błyszczących tomów Lockharta wyjął stary, zniszczony egzemplarz Wprowadzenia do transmutacji dla początkujących.
– Jak widać, chyba nie – oznajmił. – Powiedz mi, Weasley, jaką masz korzyść z hańbienia tytułu czarodzieja, skoro nawet ci za to dobrze nie płacą?
Pan Weasley poczerwieniał jeszcze bardziej niż Ron i Ginny.
– Mamy bardzo różne pojęcie tego, co hańbi czarodzieja, Malfoy – odpowiedział.
– Najwyraźniej – rzekł pan Malfoy, kierując swoje blade oczy na pana i panią Granger, którzy przyglądali mu się uważnie. – To towarzystwo, w którym przebywasz, Weasley… A ja myślałem, że twoja rodzina nie może już stoczyć się niżej…
Harry Potter i komnata tajemnic.
Cytat ten ilustruje doskonale rasistowskie przekonania Lucjusza Malfoja, które zresztą podziela bez wyjątku jego syn.
Dodatkowo jednak Draco Malfoj reprezentuje postawę człowieka, w oczach którego o wartości ludzi dookoła obok urodzenia decyduje majątek, a z biednymi nie warto się zadawać.
Widać to dobrze za każdym razem, gdy w powieści mamy konfrontację Malfoja z rodziną Weaslejów.
Dowodzi tego chociażby następujący cytat.
– To prawda? – zapytał. – W całym pociągu mówią, że w tym przedziale jest Harry Potter. Więc to ty, tak?
– Tak – odpowiedział Harry.
Przyglądał się dwóm pozostałym chłopcom. Obaj byli tędzy i mieli paskudne miny. Wyglądali na goryli bladego chłopca.
– Och, to jest Crabbe, a to Goyle – rzekł blady chłopiec lekceważącym tonem, zauważywszy spojrzenie Harry'ego. – A ja nazywam się Malfoy, Draco Malfoy.
Ron lekko zakasłał, co mogło być próbą zamaskowania śmiechu.
– Śmieszy cię moje imię, tak? W każdym razie ty nie musisz mi mówić, kim jesteś. Ojciec mi powiedział, że wszyscy Weasleyowie są rudzi, piegowaci i mają więcej dzieci niż ich na to stać.
Zwrócił się ponownie do Harry'ego.
– Wkrótce się przekonasz, Potter, że pewne rodziny czarodziejów są o wiele lepsze od innych. Nie warto przyjaźnić się z tymi gorszymi. Mogę ci w tym pomóc.
Wyciągnął do niego rękę, ale Harry jej nie uścisnął.
– Dzięki, ale chyba sam potrafię ocenić, kto jest gorszy – powiedział chłodno.
Draco Malfoy nie spłonął rumieńcem, ale jego blade policzki lekko poróżowiały.
– Na twoim miejscu trochę bym uważał – wycedził. – Jak nie będziesz troszkę bardziej uprzejmy, może cię spotkać taki sam los jak twoich rodziców. Oni też nie wiedzieli, kto jest dobry, a kto zły. Zadajesz się z hołotą, jak Weasleyowie albo ten Hagrid, i możesz mieć kłopoty.
Harry Potter i kamień filozoficzny.
Cytat.
– Wiecie, jak wybierają skład drużyny Gryfonów? – powiedział Malfoy kilka minut później, kiedy Snape przyznał Puchonom kolejny rzut wolny, tym razem bez żadnego powodu. – Wybierają tych, którzy cierpią, bo czegoś nie mają. Na przykład taki Potter, nie ma rodziców… Weasleyowie nie mają pieniędzy… Ty, Longbottom, też powinieneś być w drużynie, bo nie masz rozumu.
Harry Potter i kamień filozoficzny.
Cytat.
– Longbottom, gdyby mózgi były ze złota, byłbyś biedniejszy od Weasleya, a to już jest nie lada wyczyn.
Harry Potter i kamień filozoficzny.
Cytat.
– Potter, widzę, że masz dziewczynę! – wycedził Malfoy.
Ginny poczerwieniała. Tymczasem przecisnęli się do nich Ron i Hermiona, oboje z naręczami książek Lockharta.
– Ach, to ty – powiedział Ron, patrząc na Malfoya jak na coś obrzydliwego, co przywarło mu do podeszwy. – Założę się, że zaskoczył cię widok Harry'ego tutaj, co?
– Nie aż tak, jak widok ciebie kupującego coś w sklepie, Weasley – odciął się Malfoy. – Twoi starzy musieli chyba z miesiąc głodować, żeby ci kupić tyle książek.
Harry Potter i komnata tajemnic.
Draco za każdym razem szydzi z ubóstwa Weaslejów, a jednak okazuje się, że Weaslejowie stanowią rodzinę w gruncie rzeczy szczęśliwszą, a już na pewno propagującą znacznie szlachetniejsze wartości, takie jak chociażby tolerancja.
Dodatkowo młody Malfoj prezentuje postawę rozpieszczonego jedynaka, który żyje w przeświadczeniu, że jest nietykalny i wszystko, co zrobi, ujdzie mu na sucho, ponieważ jego ojciec ma wpływy u ważnych osobistości. Wszystko też jest w stanie załatwić.
Pokazuje to dobrze cytat.
– No nie, ta szkoła zupełnie schodzi na psy – powiedział głośno Malfoy. – Taki przygłup prowadzi lekcje… Mój ojciec się wścieknie, jak mu o tym powiem…
Harry Potter i więzień Azkabanu. Jak
Widać, w mniemaniu Dracona bogactwo i domniemana wszechmoc jego ojca są wystarczającymi powodami, aby na wszystkich innych patrzeć z góry i to nie tylko na rówieśników.
Z pogardą Draco odnosił się również do niektórych nauczycieli, a przede wszystkim do wspomnianego już przeze mnie Remusa Lupina.
Tak samo, jak Weaslejowie, profesor padł ofiarą szyderstw Malfoja z powodu swojej niezamożności.
Postać ta stanowi jednak interesujący przykład do analiz w tym wpisie z innego powodu.
Mianowicie Remus Lupin, o czym również napisałem na początku tego wpisu, jest wilkołakiem, co czyni z niego obiekt licznych szykan.
Jego sytuacja pokazuje jeszcze raz, że różni ludzie mają często problem z zaakceptowaniem inności u osób ze swojego otoczenia.
Problem Lupina sięga jednak według mnie znacznie głębiej, dotykając kwestii stereotypów i ich roli w życiu społecznym.
Często bowiem zdarza się tak, że jakaś lepiej lub gorzej uzasadniona ogólna opinia o jakiejś grupie społecznej, rzutuje na naszą ocenę wszystkich tych, którzy mają z tą grupą jakieś powiązania.
Dobrym przykładem tego zjawiska jest między innymi współczesne podejście wielu do muzułmanów. Nawet ci uczciwi, którzy chcą jedynie żyć w spokoju, bywają oceniani negatywnie, ponieważ przez swoje wyznanie i kolor skóry, bywają kojarzeni z zamachowcami.
Jest to wina stereotypu, gdyż w świadomości społecznej utrwalił się już obraz muzułmanina terrorysty.
Wróćmy jednak do Lupina. Z jego wilkołactwem jest bardzo podobnie, jak z przytoczonym przeze mnie wyżej przykładem religijnym.
Ludzie odsuwają się od niego, brzydząc się go, albo po prostu mu nie ufając, bo cały czas mają w głowie wizję okrutnego wilkołaka, krwiożerczej bestii, która stanowi dla nich zagrożenie.
Patrzą na niego przez pryzmat tego, co słyszeli o jego pobratymcach, Nie dopuszczając nawet myśli, że on, jako indywidualna, całkowicie niezależna jednostka, może wcale nie identyfikować się z tymi wszystkimi okropieństwami, jakich dopuszczają się inne wilkołaki.
Mimo to, przez cały czas, gdy pojawia się w powieści, Lupin toczy beznadziejną walkę, z jednej strony z własnym wizerunkiem w oczach tych, którzy nie są mu przychylni, z drugiej zaś ze swoją na pół wilczą naturą, której pozostaje świadom.
Stara się żyć normalnie, choć wie, że o ile na co dzień jest normalnym człowiekiem, podczas pełni, bez specjalnego antidotum, zmieniłby się w owładniętego szaleństwem, pozbawionego zmysłów potwora.
Dlatego też stara się po części rozumieć tych, którzy się go obawiają.
Dobrze ilustruje to cytat.
– Właśnie widziałem się z Hagridem – rzekł Harry. – Powiedział, że pan złożył rezygnację. Czy to prawda?
– Obawiam się, że tak.
Lupin zaczął otwierać szuflady i wyjmować ich zawartość.
– Dlaczego? – zapytał Harry. – Przecież Ministerstwo Magii nie posądza pana o to, że pomógł pan Syriuszowi, prawda?
Lupin podszedł do drzwi i zamknął je.
– Nie. Profesorowi Dumbledore'owi udało się przekonać Knota, że próbowałem uratować wam życie. – Westchnął. – To był jeszcze jeden cios dla Snape'a. Bardzo przeżył utratę Orderu Merlina. No więc… dziś rano, przy śniadaniu, wyrwało mu się… ee… przypadkowo, że jestem wilkołakiem.
– Ale przecież nie wyjeżdża pan z tego powodu! Lupin uśmiechnął się krzywo.
– Jutro o tej porze zaczną przylatywać sowy od rodziców, którzy nie zgodzą się na to, żeby ich dzieci nauczał wilkołak. A po ostatniej nocy dobrze ich rozumiem. Mogłem ugryźć każdego z was… To się nie może powtórzyć.
Harry Potter i więzień Azkabanu.
Widzimy więc wyraźnie, że Lupin zdaje sobie sprawę z zagrożenia, które stwarza i chce być człowiekiem odpowiedzialnym.
Sam traktuje wilkołactwo jak rodzaj choroby, rzucającej cień na jego życie. Jednocześnie przeżywa rozterki, bo nie chce, by cień ten padł również na bliskie mu osoby. Dlatego właśnie miał opory przed poślubieniem Nimfadory Tonks, gdyż kochając ją, chciał ją uchronić od wykluczenia społecznego, które towarzyszyło mu od najmłodszych lat. Z tego samego powodu nie od razu ucieszył się z wiadomości, że będzie miał dziecko, ponieważ bał się, że fakt, iż jego syn posiada ojca wilkołaka, zrujnuje mu całe życie.
Cytat
Nie rozumiesz – powiedział w końcu Lupin. – Więc mi wyjaśnij. Lupin przełknął ślinę. – Ja… ja popełniłem poważny błąd, poślubiając Tonks. Zrobiłem to bez głębszego zastanowienia i bardzo tego żałuję. – Rozumiem… Więc zamierzasz po prostu porzucić ją i dziecko i uciec z nami? Lupin zerwał się, przewracając krzesło. Patrzył na Harry'ego tak dzikim wzrokiem, że ten po raz pierwszy w życiu dojrzał cień wilka w ludzkiej twarzy. – Nie rozumiesz, co ja zrobiłem mojej żonie i mojemu nienarodzonemu dziecku?! Nie powinienem był się z nią ożenić! Uczyniłem z niej wyrzutka! – Kopnął na bok krzesło, które przed chwilą przewrócił. – Zawsze widziałeś mnie tylko wśród innych członków Zakonu albo pod opieką Dumbledore'a w Hogwarcie! Nie masz pojęcia, jak w świecie czarodziejów traktuje się takie stworzenia jak ja! Kiedy się dowiedzą o mojej przypadłości, nie zechcą ze mną nawet rozmawiać! Nie rozumiesz, co ja zrobiłem? Nasze małżeństwo wzbudza wstręt nawet w jej własnej rodzinie! Którzy rodzice chcieliby, żeby ich córka poślubiła wilkołaka? A to dziecko… to dziecko… Złapał się obiema dłońmi za włosy i zaczął je szarpać. Wyglądał, jakby dostał obłędu. – Wilkołaki zwykle się nie rozmnażają! To dziecko będzie takie jak ja… Jak mógłbym sobie wybaczyć tę zbrodnię… przecież ja świadomie przeniosłem moją straszną przypadłość na niewinne dziecko! A jeśli nawet jakimś cudem nie stanie się takie jak ja, to będzie mu sto razy lepiej bez ojca, którego musiałoby się wstydzić!
Harry Potter i insygnia śmierci.
Możemy zatem stwierdzić, iż postać Lupina jest bardzo głęboka psychologicznie. Jego dylematy związane z odrzuceniem oraz niechęcią do narażania innych, bliskich sobie ludzi na wykluczenie społeczne, może dotyczyć bowiem każdego, kto padł ofiarą jakiegoś stereotypu, czy dyskryminacji, albo to z powodu jakiejś choroby, nie do końca kryształowej przeszłości, czy niechlubnych powiązań rodzinnych, albo z powodu chociażby nagannych czynów, jakich dopuściły się inne osoby w jakiś sposób kojarzone z napiętnowaną jednostką, która jednak z tymi czynami się nie identyfikuje.
Postacią borykającą się z podobnymi problemami, aczkolwiek może nie na taką skalę jest przywołany przeze mnie Rubeus Hagrid.
Podobnie, jak Lupin i on spotyka się niekiedy z napiętnowaniem, gdyż poprzez swoją matkę jest spokrewniony z olbrzymami, nie cieszącymi się dobrą sławą.
Mimo, że los go nie rozpieszczał, stracił bowiem w bardzo młodym wieku ojca, a następnie został wydalony z Hogwartu za przestępstwo, którego nie popełnił, Hagrid nigdy nie poszedł w ślady swoich brutalnych krewniaków. Zawsze odznaczał się dobrym sercem i był lojalny wobec swoich przyjaciół. Do końca starał się zachować poczucie własnej wartości, choć nie zawsze było to łatwe.
Niektórzy dawali mu do zrozumienia, że w ogóle nie powinien pracować w szkole, a Rita Skeeter fałszywa reporterka pisząca do proroka codziennego, rozpowszechnionego w świecie czarodziejów brukowca, napisała obszerny artykuł, w którym krytykowała metody Hagrida, jako nauczyciela opieki nad magicznymi stworzeniami.
Nie liczyła się przy tym w ogóle z jego uczuciami. Szukając jedynie taniej sensacji, określiła Hagrida jako niegodnego zaufania, nie tylko negując jego umiejętności pedagogiczne, ale również przywołując jego pochodzenie.
Można powiedzieć, że wprowadzając wątek Rity Skeeter, która uprzykrzyła życie nie tylko Hagridowi, Rowling podkreśliła jeszcze, jak trudne życie w społeczeństwie mogą mieć osoby charakteryzujące się pewną odmiennością, lecz przede wszystkim pokazała wyraźnie, jak działają tanie media i jak potrafią kogoś zniszczyć.
Wracając jednak do samego wątku inności i stereotypu. Hagrid i Lupin bezwątpienia są postaciami, których życiorysy pokazują dobitnie, z jakimi problemami mierzą się ludzie uważani przez otoczenie za innych.
Wskazują również, jak należy walczyć ze stereotypami, nie ulegając im.
Nawet oni jednak najprawdopodobniej nie znaleźliby w sobie tyle siły, gdyby nie przyjaciele, osoby, które nigdy w nich nie zwątpiły.
Taką osobą mogącą stanowić przykład kogoś ewidentnie nie oceniającego po pozorach był w cyklu chociażby Dumbledore.
Zaufał on zarówno Hagridowi, jak i Lupinowi, udzielając im azylu i dając im szansę.
A tego właśnie potrzebuje moim zdaniem każdy, kto padł ofiarą stereotypu. Potrzebuje mianowicie sygnału, że są jeszcze ludzie, którzy wierzą w niego mimo fałszywych, nieprzychylnych opinii.
Właśnie ta wiara daje ofiarom dyskryminacji siłę niezbędną do walki o samych siebie. Bez niej zaś dyskryminowani mogą popaść w rezygnację i uznać, że skoro wszyscy chcą w nich widzieć odmieńców, to poco starać się zmieniać ten wizerunek.
Postacią, która idealnie pokazuje, jak olbrzymie znaczenie w walce ze swoimi słabościami, wadami, czy po prostu stereotypami na swój temat ma akceptacja ze strony otoczenia, jest skrzat domowy o imieniu Stworek.
Na temat jego postawy można powiedzieć wiele. Na pewno nie był jednoznacznym bohaterem.
Sam wykazywał oznaki rasizmu i to od momentu, w którym go poznajemy. Uznaje tylko czarodziejów czystej krwi, jednocześnie nazywając mugoli, a także postaci takie jak Lupin i Tonks szumowinami i odmieńcami, brukającymi swoją obecnością dom jego panów.
Mimo to nie można powiedzieć o Stworku, że jest jednoznacznie zły.
Jest on przede wszystkim nieszczęśliwy i zmanipulowany, a także samotny.
Trwa w przeświadczeniu, że jego życie jest warte jedynie o tyle, o ile wykonuje wszelkie rozkazy swoich panów, nawet te, które sprawiają mu ból.
Dzięki długotrwałym manipulacjom, rodzina Blacków utrwaliła w nim też przekonanie, iż wszyscy, którzy nie są czystej krwi i ogólnie nie odpowiadają pewnemu wzorcowi czarodzieja powinni zostać zmieszani z błotem.
Wszystko to sprawiło, że gdy Syriusz Black wrócił do rodzinnego domu, jako pan stworka, skrzat poczuł się bardzo samotny.
Syriusz nienawidzący swojej rodziny za brak tolerancji i to, jak zawsze go traktowali, lekceważył Stworka, a może nawet się go brzydził, ze względu na poglądy, które temu drugiemu wtłoczono.
Nie okazywał mu żadnego ciepła, traktując go jedynie jak niechcianego sługę.
Dlatego też bardzo trudno oceniać ogólną postawę stworka w stosunku do Syriusza, a już tym bardziej wyciągać wnioski o ogólnym nastawieniu Stworka do życia.
Ostatecznie okazało się bowiem, że gdy Harry okazał wreszcie skrzatowi trochę uczucia i zaufania, ten zmienił się diametralnie. Zaczął odnosić się z szacunkiem nawet do Hermiony, którą wcześniej pogardzał, a w bitwie o Hogwart sam poprowadził swoich pobratymców do walki przeciw Voldemortowi i śmierciorzercom, którym dawniej był gotów służyć.
Cała jego przemiana była zaś spowodowana tym, że znów poczuł się potrzebny i traktowany po ludzku.
Dlatego też myślę, że najlepszym podsumowaniem opisu Stworka są słowa, jakie Rowling wkłada w usta Dumbledorea w "Zakonie feniksa".
"Obojętność i lekceważenie często wyrządzają więcej krzywd, niż jawna niechęć.
Jak widać z powyższych analiz, Rowling dużo miejsca w swoich dziełach poświęca uprzedzeniom społecznym.
Żeby natomiast ujrzeć życiowość jej przemyśleń w tym zakresie, wystarczy jedynie podstawić sobie w miejsce czarodziejów, mugoli, wilkołaków, skrzatów domowych, centaurów, czy olbrzymów, grupy dyskryminowane w realnych społeczeństwach, takie jak choćby osoby z różnymi niepełnosprawnościami, wyróżniające się z powodu odmiennego światopoglądu, orientacji seksualnej, czy koloru skóry.
Na tym chyba zakończę swoje rozważania na temat problematyki inności i stereotypu w Harrym Potterze.
Oczywiście dyskusję na ten temat można by było ciągnąć jeszcze długo, rozpatrując na przykład uprzedzenia z jakimi spotykali się Zgredek i Firenco.
I bez tego jednak wpis ten zrobił się ciut przydługi.
Zapraszam zatem do dzielenia się swoimi uwagami.
Do następnego wpisu.

Kategorie
Paleontologia

Kilka ciekawostek o Darwinie

Witajcie,
Dzisiaj wpis dotyczący prekursora współczesnej teorii ewolucji i kilka ciekawostek na jego temat.
Karol Darwin.
Angielski przyrodnik żyjący w latach 1809 do 1882.
Chyba nie ma człowieka, który by o nim nie słyszał.
Przez ewolucjonistów uważany za człowieka, który dokonał przełomowych odkryć w dziedzinie paleontologii.
Przez kreacjonistów, wyznawców teorii, że biblia jest niepodważalnym źródłem historycznym, potępiany niemal jako heretyk.
Jego dzieło wydane w 1859 roku i zatytułowane "O powstawaniu gatunków" stało się fundamentem współczesnej teorii ewolucji.
Nie można jednak powiedzieć, by Darwin jako pierwszy użył terminu ewolucja.
Użył go już w 1809 roku francuski przyrodnik Jean-Baptiste de Lamarck, chociaż same mechanizmy rządzące zjawiskiem ewolucji rozumiał nieco inaczej, niż Darwin, który zresztą dostarczył jako pierwszy samej teorii ewolucji tak silnych argumentów.
Mało osób wie również, że Karol Darwin wcale nie od samego początku głosił poglądy ewolucjonistyczne.
Wręcz przeciwnie.
Jako młody człowiek traktował Biblię, jako wiarygodne źródło historyczne, które można rozumieć dosłownie.
Posługiwał się także cytatami z Pisma Świętego, gdy rozmawiał na tematy związane z moralnością.
Diametralną zmianę w jego przekonaniach przyniosła dopiero podróż dookoła świata na pokładzie okrętu Beagle.
Podróż ta miała miejsce w 1831 roku.
Darwin został zaproszony do wzięcia udziału w tym rejsie, jako przyrodnik, choć jeszcze wtedy żywił tak silne przekonania religijne, że był bliski podjęcia studiów teologicznych.
Co zatem sprawiło, że jego światopogląd zmienił się na tyle diametralnie, że z potencjalnego teologa Darwin zmienił się w człowieka, którego nazwisko do dzisiaj jest synonimem postawy anty-kreacjonistycznej?
Przełomowe znaczenie miała tutaj wizyta Darwina na wyspach Galapagos.
Zobaczył tam niesamowicie zróżnicowane gatunki zwierząt, z których wiele występowało tylko na poszczególnych wyspach archipelagu.
Wtedy właśnie stwierdził, że taka różnorodność biologiczna nie mogła pojawić się na ziemi w jednej chwili, za przyczyną jednego stwórcy, lecz musi być dziełem wielu czynników, oddziaływujących na organizmy na przestrzeni długiego czasu.
Podczas całej swojej podróży zebrał wiele okazów flory i fauny, na których potem prowadził swoje badania.
Po powrocie do Anglii naturalnie nie ukończył studiów teologicznych, a zamiast tego zajął się pracą nad swoją teorią doboru naturalnego.
Przed wydaniem dzieła "O powstawaniu gatunków", mierzył się z licznymi wątpliwościami, bojąc się, jak zostanie przyjęta w społeczeństwie jego nowatorska teza, uderzająca przecież w podstawę ówczesnego światopoglądu kreacjonizm.
Jego obawy nie były bezzasadne, o czym najlepiej świadczy stopień krytyki, jakiej został poddany przyrodnik bezpośrednio po wydaniu swojej publikacji.
Nieżyczliwi tworzyli karykatury Darwina przedstawiające go jako skrzyżowanie człowieka z małpą, pokazując w ten sposób swój stosunek do koncepcji ewolucji człowieka głoszonej przez przyrodnika.
Najprawdopodobniej to właśnie za sprawą takich krytyków w świadomości społeczeństwa utrwaliło się błędne przekonanie, że Darwin mówił, jakoby człowiek pochodził od małpy.
W rzeczywistości Darwin nigdy nie wypowiedział takich słów. Postawił jedynie hipotezę, że człowiek i małpa mają wspólnego przodka, a to znacząca różnica.
Mało osób też wie, że Darwina, niektórzy uważają nie tylko za przyrodnika, ale także za filozofa.
Na gruncie filozofii społecznej, Karol Darwin stronił od rasizmu i wszelkich poglądów zakładających, że wszyscy ludzie nie są między sobą równi.
Sprzeciwiał się co za tym idzie niewolnictwu.
I chociaż historycznie są podejrzenia, że Darwin był pośród wielu innych jednym z tych myślicieli, z których później czerpał Adolf Hitler, tworząc teorię konieczności segregacji rasowej, można chyba powiedzieć, że było to raczej efektem wykorzystania teorii doboru naturalnego preferującego do przetrwania jedynie najlepsze osobniki w aspekcie społecznym, niż przeniesienia faktycznych przemyśleń Darwina na temat społeczeństwa do prawa Trzeciej Rzeszy.
Dyskusyjne może być wprawdzie to, że Karol Darwin uwzględniał w swoim wachlarzu zainteresowań eugenikę, sugerując, że selekcja ludzi na podstawie ich genów, może zaowocować większym odsetkiem rodzących się ludzi zdrowych i sprawnych w szerokim tego słowa znaczeniu, a wszelkie działania społeczeństwa mające na celu wsparcie rodzin z dziećmi chorymi, czy niepełnosprawnymi sprawiają, iż zatracamy to, co dał nam dobór naturalny.
Traktował tą tezę jednakże tylko jako stwierdzenie faktu, nie utożsamiając się z nią do tego stopnia, by wprowadzać ją w życie.
Uważał bowiem, że ludzie mają prawo do samodzielnego decydowania z kim chcą się wiązać, a wszelkie restrykcje narzucone przez państwo w tym zakresie zabijają tylko w ludziach to, co stanowi o ich człowieczeństwie, czyli współczucie.
Jak widać Karol Darwin był bezwątpienia ciekawą i niejednoznaczną postacią, a jego wkład do rozwoju biologii ewolucyjnej, z pewnością był ogromny.
Do następnego wpisu.

Kategorie
Paleontologia

Trochę o skamieniałościach

Witajcie,
Zgodnie z tytułem, w tym wpisie opowiem co nieco o skamieniałościach, które są głównym i niezbędnym źródłem informacji dla paleontologów.
Ogólnie skamieniałości – są to szczątki wymarłych organizmów, zwierząt, roślin, a nawet mikroorganizmów zachowane w procesie fosylizacji, czyli zastępowania materii organicznej przez minerał.
Żeby was całkowicie nie znudzić, nie będę opisywał tutaj różnych rodzajów skamielin i tego, czym te rodzaje się między sobą różnią.
Jeżeli kogoś to zaciekawi, może zawsze zadać mi jakieś pytanie, na które z przyjemnością postaram się odpowiedzieć.
Teraz natomiast napiszę o czymś, co może wzbudzać większe zainteresowanie.
Wielu z was może się zastanawiać, skąd i w jaki sposób pozyskuję skamieliny do swojej prywatnej kolekcji, o której pisałem w pierwszym wpisie na tym blogu.
Jak już wspominałem, pozyskanie nowych eksponatów nie jest takie trudne.
Można na przykład kupować je w Internecie, między innymi na allegro, czy w specjalnych internetowych sklepach geologicznych.
Okazuje się, że skamieniałości, liczące nawet po kilkaset milionów lat, albo i więcej, nie muszą być wcale drogie.
Wszystko zależy od tego, czy dana skamieniałość jest raczej rzadkością, czy występuje relatywnie często.
I tak na przykład trylobity – stworzenia uważane za wspólnych przodków owadów, pajęczaków i skorupiaków występujące na ziemi od około pięciuset czterdziestu do dwustu pięćdziesięciu milionów lat, będące jednocześnie jednymi z najczęściej występujących skamieniałości, można kupić w niektórych miejscach już za piętnaście złotych.
Z kolei zęby mamutów, liczące sobie najczęściej około dziesięciu, do kilkudziesięciu tysięcy lat kosztują już sto pięćdziesiąt złotych, dwieście, trzysta, a nawet więcej.
Obecnie skamieniałości kupione stanowią około jednej trzeciej moich zbiorów.
Ktoś mógłby zapytać, skąd pewność, że okazy, które kupuję, na pewno są autentyczne?
Po pierwsze, wiele sklepów geologicznych dołącza do sprzedawanych eksponatów certyfikaty autentyczności, a poza tym okazy często mają na tyle niskie ceny, że przypuszczalnie nikomu nie opłacałoby się ich podrabiać.
Po drugie i najważniejsze, mam kilku znajomych naukowców w muzeum ziemi w Warszawie i jeżeli tylko mam wątpliwości, co do autentyczności danej skamieliny, konsultuję się z nimi w tej sprawie.
Ale, jak napisałem, kupione skamieniałości to tylko jedna trzecia mojej kolekcji. Skąd zatem wziąłem resztę?
znalazłem samodzielnie przy pomocy dwóch osób widzących, a konkretnie taty i znajomego pasjonata paleontologii.
Wbrew temu, co sądzi większość ludzi, znalezienie skamieniałości nie jest takie trudne, jeśli tylko wie się, czego i gdzie szukać.
I tak na przykład na naszych polskich plażach, można znaleźć całkiem sporo interesujących okazów. Jako, że mieszkam nad morzem, praktycznie w każdą niedzielę chodzę na poszukiwania skamielin i bardzo często znajduję nawet po kilka eksponatów.
Ktoś by mógł zapytać, dlaczego w takim razie, skoro znalezienie skamieniałości jest takie proste, każdy, kto pójdzie na plażę nie znajdzie jakiejś skamieliny, przynajmniej od czasu, do czasu? Najprawdopodobniej dzieje się tak dlatego, że aby znaleźć skamieniałość, trzeba wiedzieć, na co zwracać uwagę.
Często bowiem skamieliny, zwłaszcza te znajdowane w warunkach nadmorskich, wyglądają bardzo niepozornie, przypominając nierzadko zwykłe kamienie.
Słabe zachowanie się skamieniałości z nad morza ma natomiast związek z tym, że działalność wody po prostu je niszczy, a dodatkowo pod koniec ostatniej epoki lodowcowej, około dziesięciu tysięcy lat temu, przez wybrzeże przechodził lodowiec, dodatkowo niszcząc skały i ewentualne skamieniałości.
Kolejnym powodem, dla którego przeciętny człowiek może mieć problem ze znalezieniem jakichś skamielin, jest fakt, że większość skamieniałości jest zachowana w kamieniach, które dopiero trzeba rozbić, żeby zobaczyć, co jest w środku.
Dodatkową trudność stanowi również to, że nie we wszystkich skałach można szukać skamielin.
Skał są bowiem trzy rodzaje. Wyróżniamy więc skały magmowe, metamorficzne, inaczej przeobrażone i osadowe.
Tylko w tych ostatnich zachowują się skamieniałości, ze względu na to, że skały osadowe powstają powoli, bez udziału ekstremalnych temperatur, poprzez nanoszenie przez wodę kolejnych warstw mułu i szczątków organicznych.
Skały magmowe i metamorficzne powstają zaś w obecności zbyt wysokiej temperatury i ciśnienia, by mogły w nich przetrwać szczątki jakichkolwiek organizmów.
Na razie to chyba tyle na temat skamielin.
Jak powiedziałem, w razie pytań, z przyjemnością na nie odpowiem.
Do następnego wpisu.

Kategorie
Paleontologia

Co w tej kategorii

W tej kategorii będę dzielił się różnymi ciekawostkami związanymi z moją największą pasją prehistorią.

Kategorie
Refleksje literackie

Zwierciadło Aineingarp

Witajcie,
Pierwszy wpis w tej kategorii postanowiłem poświęcić twórczości J K Rowling, w której bezwątpienia odnaleźć można wiele inspiracji do przemyśleń.
Konkretnie rozważania w tym wpisie, jak wskazuje na to tytuł, zamierzam poświęcić motywowi zwierciadła Aineingarp znanego wszystkim fanom serii z powieści "Harry Potter i kamień filozoficzny.
Zaczynajmy zatem analizę.
Cytat.
– To dziwne, jak niewidzialność popsuła ci wzrok – rzekł Dumbledore, a Harry poczuł ulgę, bo zobaczył, że profesor się uśmiecha. – Tak więc i ty – dodał, zsuwając się ze stolika i siadając na podłodze obok Harry'ego – jak setki innych przed tobą, odkryłeś rozkosze Zwierciadła Ain Eingarp.
– Nie wiedziałem, że ono tak się nazywa, panie profesorze.
– Ale chyba już wiesz, co ono potrafi?
– No… pokazuje mi moją rodzinę…
– I twojego przyjaciela Rona jako prymusa.
– Skąd pan wie.
– Nie muszę mieć płaszcza, żeby stać się niewidzialnym – powiedział łagodnie Dumbledore. – No dobrze, ale czy już wiesz, co pokazuje nam wszystkim Zwierciadło Ain Eingarp?
Harry potrząsnął głową.
– Zaraz ci to wyjaśnię. Tylko najszczęśliwszy człowiek na świecie mógłby używać Zwierciadła Ain Eingarp jak zwykłego lustra, to znaczy, że mógłby patrzeć w nie i widzieć swoje normalne odbicie. Teraz już rozumiesz?
Harry pomyślał, a potem powiedział powoli:
– Ono pokazuje nam to, czego pragniemy… czego każdy z nas pragnie…
– Tak i nie – odpowiedział spokojnie Dumbledore. – Pokazuje nam ni mniej, ni więcej, tylko najgłębsze, najbardziej utęsknione pragnienie naszego serca. Ty, który nigdy nie znałeś swojej rodziny, widzisz ją całą, stojącą wokół ciebie. Ronald Weasley, który zawsze był w cieniu swoich braci, widzi tylko siebie, ale jako najlepszego z nich wszystkich. To lustro nie dostarcza nam jednak ani wiedzy, ani prawdy. Ludzie tracą przed nim czas, oczarowani tym, co widzą, albo nawet wpadają w szaleństwo, nie wiedząc, czy to, co widzą w zwierciadle, jest prawdziwe lub choćby możliwe.
– Jutro Zwierciadło Ain Eingarp zostanie przeniesione, Harry, a ja proszę cię, żebyś już go nie szukał. Jeśli kiedykolwiek na nie się natkniesz, zostałeś ostrzeżony. Pamiętaj: naprawdę niczego nie daje pogrążanie się w marzeniach i zapominanie o życiu.
"Harry Potter i kamień filozoficzny".
Powyższy tekst jest moim zdaniem pełen sformułowań mogących stanowić pretekst do refleksji.
Sam motyw zwierciadła, które pokazuje pragnienia jest, uważam, motywem psychologicznym, bo któż z nas czasem nie przegląda się w swoich pragnieniach, fantazjując o tym, jak to by było, gdyby stały się one prawdą.
Psychologia ta sięga jednak znacznie głębiej, kiedy rozważymy ją w kontekście samej książki.
Na początku trzeba zauważyć, że sama nazwa zwierciadła Aineingarp nie jest zwykłą, wymyśloną przypadkowo nazwą. Jest to anagram, gdyż czytany od tyłu, daje słowo pragnienia.
Do przemyśleń mimo to skłoniła mnie sama rozmowa przytoczona w powyższym cytacie.
Dumbledore wyjaśnia w niej Harremu całą naturę pragnień i dlatego właśnie tak bardzo polubiłem ten motyw.
Sugestywna jest odpowiedź profesora na pytanie tytułowego bohatera, czy zwierciadło pragnień pokazuje nam to czego każdy z nas pragnie?
Zagadkowe słowa, jakie wypowiada Dumbledore bezpośrednio po tym pytaniu, mogą wskazywać na dwoistą, skomplikowaną naturę samych pragnień.
Z jednej strony bowiem myśl o tym, co utraciliśmy, albo czego nie możemy osiągnąć, sprawia nam ból i skutkuje poczuciem niesprawiedliwości, ponieważ wiemy, że prawdopodobnie nigdy nie zaspokoimy tych pragnień.
Z drugiej natomiast podświadomie dążymy do tego, za czym tęsknimy, by chociaż w myślach przywołać upragniony stan rzeczy.
Bardzo trudno jest zatem powiedzieć, czy marzenia i pragnienia, których nigdy nie urzeczywistnimy są czymś złym, czy dobrym.
I tutaj właśnie mamy kolejne wskazanie Dumbledorea.
Twierdzi on, że o pragnieniach nie do zrealizowania należy zapomnieć, bo przez nie zapominamy o realnym życiu.
Możemy
też ulec silnemu złudzeniu i nie mieć pewności, czy nasze pragnienia mają choćby najmniejszą szansę na
urzeczywistnienie, co z kolei może skutkować rozstrojem emocjonalnym.

Czy ma rację. Sądzę, że w przypadku Harrego po części tak, gdyż nie chce, aby tytułowy bohater wyniszczył sam siebie poprzez tęsknotę za nieosiągalnym. Nie chce również, by żył w niepotrzebnej iluzji, że bieg pewnych wydarzeń można odwrócić.
Jest to moim zdaniem słuszna postawa o tyle, że istotnie nie możemy całe życie oglądać się na przeszłość,
zwłaszcza jeżeli była ona nieszczęśliwa, jeśli nie chcemy doprowadzić się do psychicznej autodestrukcji. Uważam też jednak, że jeśli tylko nasze pragnienia i tęsknoty nie zdominują nas całkowicie, pewne marzenia należy mieć, bo one nadają sens naszemu życiu.
Musimy również sami zrozumieć, które z naszych pragnień są rzeczywiście nierealne.
Bardzo ciekawe do interpretacji jest również zdanie dotyczące tego, że jedynie najszczęśliwszy człowiek, patrząc w zwierciadło pragnień, ujrzy w nim prawdziwego siebie. Jest to interesujące o tyle, iż możemy stwierdzić, że nie ma takiego człowieka, ponieważ każdy ma swoje smutki i kompleksy, co pokazano również w powieści.
Interesującą ironią jest to, że Harry, czarodziej, mający wiele zdolności, którymi nie dysponują zwykli ludzie, mimo wszystkich swoich zdolności, widzi w lustrze pragnień to, czego już nigdy w Realu nie zazna. Widzi swoją
Rodzinę, którą brutalnie mu odebrano, za którą tęskni, chociaż jej nie pamięta i której nie ma szansy odzyskać.
Takie są moje refleksje po przeczytaniu dwunastego rozdziału kamienia filozoficznego, choć oczywiście na podstawie zacytowanego fragmentu można by było snuć nie kończące się rozważania.
Zapraszam do dyskusji.

EltenLink