Kategorie
Statusy

Status dziesiąty lutego 2018

jeśli kogoś kochasz, niepewność, czy ten ktoś odwzajemnia twoje uczucie, może być najgorszym doznaniem, stanem zawieszenia, gorszym nawet niż zawód w momencie, gdy przekonasz się, że nie możesz liczyć na wzajemność. On bowiem jest już jasną sytuacją, z którą prędzej, czy później najczęściej się godzisz.
Witajcie,
Ostatni status był moim zdaniem bardzo piękny, ale już długo nie pojawiał się żaden nowy.
Dzisiaj to zmieniam.
Jako, że wziąłem przykład z Magdy, mój obecny status jest zdaniem ułożonym przeze mnie, które najprawdopodobniej
znajdzie się w mojej książce.
Wydaje mi się, że przekaz tego zdania jest dość wyraźny, dlatego nie będę go interpretował, pozostawiając je każdemu
do przemyślenia.

Kategorie
Awatary

Trzydzieści tytułów książek

Witajcie,
Z racji, że od bardzo dawna nie zamieszczałem nowego awatara, dzisiaj postanowiłem to zmienić. Każdy,
kto czyta uważnie bloga Dawida, kojarzy autora, którego utwór dzisiaj wam prezentuję. To patryk Bielewicz,
raper znany szerzej jako MC Sobieski. Utwór to zgodnie z tytułem wpisu trzydzieści tytułów lektur, poskładany
z tytułów lektur szkolnych. No cóż. Poloniści w niektórych aspektach mogliby się od Sobieskiego wiele
nauczyć. Mnie osobiście utwór poruszył. Dostrzegam tu wyraźną refleksję na temat człowiwka i świata,
a momentami także na temat braku wzroku, bo jak pewnie większość z was wie, Sobieski jest osobą niewidomą.

Jestem ciekaw waszych spostrzeżeń. Tekst jak zawsze poniżej. Zapraszam do komentowania.
Wciąż widzę duchy przyszłości
Choć to nie Opowieść Wigilijna
Pokazują mi jak płonę i spadam jak Ikar
Chore oczy Patryka nigdy nie szukały zemsty
Iliadą mego życia były fragmenty poezji
Mam je we krwi, od dziadów i pradziadów
W tym kraju, który stał się grobem dla Krzyżaków
Słucham ptaków. One śpiewają pieśń o Rolandzie,
bohaterze, którego życie przeminęło z wiatrem.
Waham się jak Hamlet
Jaką wybrać mam drogę
Może pójdę jak Hobbit
Czyli tam i z powrotem
Nie walczę ogniem i mieczem
Za to kartką i piórem
Nie pozwolę nas rozdzielić
Jak Romeo i Julię
Czasem czuję się jak Mały Książę
na wielkiej planecie
Odyseja przygód ogrzewa me serce
Jestem McS i choć nie brak mi talentu
Nie stworze epopei takiej jak Pan Tadeusz

Miliony moich wersów, które trafiły do ciebie
mogły by zapełnić nie jedną bibliotekę
Spisane atramentem myśli stały się lekiem
Dla tych wszystkich, którzy stracili nadzieję

Miliony moich wersów, które trafiły do ciebie
mogły by zapełnić nie jedną bibliotekę
Spisane atramentem myśli stały się lekiem
Dla tych wszystkich, którzy stracili nadzieję

Błądzę w dymie myśli
Znów jestem smutny,
bo czas niczym skąpiec
zabiera mi minuty
Myślę sobie, że to tylko syzyfowa praca,
a ja to latarnik, który pragnie światła
Na wiatrakach szczerbie pióro
jak Don Kichote z La Manchy
Jestem jak Antygona
więziona przez cztery ściany
Rzucam kamienie na szaniec
Wiem, że muszę być silny
Nie chcę jak Balladyna żyć z poczuciem winy
Potop myśli co będzie za kilkadziesiąt lat
Stary człowiek i morze pełne rymowanych fal
Oto ja, pozostanę wierny poezji
mimo, że świat wokół przypomina folwark zwierzęcy
Polska jesień, ty pytasz do kąt idę
Quo Vadis odpowiadam, tam gdzie jeszcze nie byłem
Tak jak Faraona pochowajcie mnie w swoim sercu,
a dołączę do Stowarzyszenia Umarłych Poetów

Miliony moich wersów, które trafiły do ciebie
mogły by zapełnić nie jedną bibliotekę
Spisane atramentem myśli stały się lekiem
Dla tych wszystkich, którzy stracili nadzieję

Miliony moich wersów, które trafiły do ciebie
mogły by zapełnić nie jedną bibliotekę
Spisane atramentem myśli stały się lekiem
Dla tych wszystkich, którzy stracili nadzieję

Kategorie
Awatary

Życie jest piękne

Witajcie,
Nadszedł czas na zmianę awatara. Tym razem prezentuję wam utwór autorski mojej przyjaciółki Wiktorii.
Wszystko od wykonania, poprzez tekst, po melodię jest jej autorstwa. Wiktoria to bardzo inspirująca osoba,
która mimo niemałych problemów zdrowotnych zachowuje wielki optymizm, no i jest bardzo utalentowana muzycznie,
czego namiastka znajduje się w awatarze. Tekst wklejam poniżej, tym bardziej, że samo nagranie jest momentami
mniej wyraźne.
Miłego odsłuchu i lektury. Ciekaw jestem Waszych opinii zarówno na temat wykonania, jak i samego tekstu.
Życie jest piękne. Nie ma czasu na smutek. Bez niego możesz oddać innym trochę siebie. Wyjdź do świata mimo swej niedoskonałości, bo może teraz jest ktoś kto potrzebuje Ciebie. Życie jest piękne nie ma czasu na lęki. Kiedy się martwisz, tracisz tylko swój cenny czas. Wyjdź już dziś z pod chmury strachu. Pokaż się światu i po prostu walcz. Walcz. Bo dziś możesz wygrać siebie i pokochać ten swój mały świat. Pamiętaj. Drugi człowiek to cząstka Ciebie. Nikt nie jest bez wad. Bo dziś możesz wygrać siebie i pokochać ten swój trudny świat. Pamiętaj. Drugi człowiek to cząstka Ciebie. Każdy jest coś wart. Nie skupiaj się na tym, co będzie jutro. Nie myśl też o tym, co mówią ludzie. Żyj każdym dniem, bo czas Ci ucieka. Wiesz. Meta jest blisko, więc biegnij. Nie czekaj. Nie skupiaj się na tym, co będzie jutro. Nie myśl też o tym, co mówią ludzie. Żyj każdym dniem, bo czas Ci ucieka. Wiesz. meta jest blisko więc biegnij. Nie czekaj. Bo dziś możesz wygrać siebie i pokochać ten swój mały świat. Pamiętaj. Drugi człowiek to cząstka Ciebie. Nikt nie jest bez wad. Bo dziś możesz wygrać siebie i pokochać ten swój trudny świat. Pamiętaj. Drugi człowiek to cząstka Ciebie. Każdy jest coś wart. Każdy jest coś wart. Jesteś czegoś wart.

Kategorie
Refleksje literackie

Między miłością, a szaleństwem, czyli analiza postawy głównego czarnego charakteru pałacu północy

Witajcie,
Bardzo dawno nie pisałem nic w tej kategorii, a jednocześnie od dłuższego czasu noszę się z zamiarem napisania analizy motywu zasygnalizowanego w tytule wpisu.
Zanim jednak przejdę do samej analizy, dokonam małego wprowadzenia.
Jak wiedzą ci, którzy czytają bloga Dawida, pałac północy jest książką autorstwa Carlosa Ruiza Zafóna. Osobiście mam pewną trudność z zaklasyfikowaniem tej powieści do jakiegoś konkretnego gatunku. Zawiera ona motywy fantastyczne, ale jest ich stosunkowo mało. Poza tym, nawet w obrębie fantastyki, nie potrafiłbym zdecydowanie powiedzieć, do jakiego podgatunku fantastyki należałoby pałac zaliczyć.
Zostawmy jednak kwestie gatunkowe i przejdźmy do samej analizy.
Cała akcja powieści skupia się na losach grupy nastolatków z Kalkuty, którzy opuściwszy sierociniec, w jakim się wychowywali, nagle znajdują się w wielkim niebezpieczeństwie. Okazuje się bowiem, że na życie dwójki bohaterów, rodzeństwa Bena i Sheere, czyha bezwzględny szaleniec, o którym na dodatek wiadomo bardzo niewiele.
Jedyną osobą mogącą rozjaśnić nastolatkom zawiłą sytuację, w której się znaleźli, jest babcia Bena i Sheere, niejaka Aryami Bose, której córka Kylian była matką rodzeństwa.
Odwiedziny u staruszki i rozmowa z nią całkowicie zmieniają spojrzenie nastolatków na wydarzenia, w których centrum się znaleźli i ukazują powiązania zagrażającego bohaterom mordercy z rodziną zagrożonych, a konkretnie z ojcem Bena i Sheere, utalentowanym inżynierem, Lahawajem Chandrą Chatterghee.
Cytat.
Twój ojciec był człowiekiem tajemniczym, który nigdy nie mówił o
swojej rodzinie ani swojej przeszłości. Być może dlatego nigdy nie
potrafiłam wyczuć chmur gromadzących się nad jego głową i nad głową mojej córki. Chmur, które z tej ciemnej i niezgłębionej przeszłości brały początek. Nigdy nie pozwolił, żebym mu pomogła, a w godzinie
nieszczęścia był tak osamotniony jak przez całe życie, zamknięty z
własnej woli w fortecy samotności, do której klucze miała w ciągu tych
wspólnych lat jedna tylko osoba: Kylian.
Ale twój ojciec, tak jak my wszyscy, miał swoją przeszłość i z tej
przeszłości wynurzyła się postać, która przyniosła ciemność i tragedię
naszej rodzinie.
Kiedy był dzieckiem i krążył głodny po ulicach Kalkuty z głową pełną
cyfr i wzorów matematycznych, poznał innego samotnego chłopca,
rówieśnika, sierotę.
Owego roku twój ojciec padł ofiarą morowego powietrza i pewnie nie
uszedłby śmierci, gdyby nie pomoc Jawaha-la, towarzysza niedoli, który doglądał go w chorobie przez dwadzieścia dni, w baraku z cegieł i nadpalonych desek nad brzegiem rzeki Hooghly. Ojciec, odzyskawszy zdrowie, przysiągł, że zawsze będzie chronić Jawahala i dzielić z nim wszystko, co przyszłość mu przyniesie, bo i teraz jego życie należało do niego. Taka dziecięca przysięga, ale przysięga na śmierć i życie, pakt przypieczętowany krwią. Ale ojciec nie wiedział o jednym: Jawahal, ów niespełna jedenastoletni anioł wybawiciel, nosił w sobie chorobę
znacznie okrutniejszą od tej, która o mało nie pozbawiła życia twego
ojca. Chorobę, która zaczęła się objawiać znacznie później, wpierw
ledwo zauważalna, później już nieodwracalna niczym wyrok: obłęd.
Po latach ojciec dowiedział się, że matka Jawahala zginęła w płomieniach na oczach syna, dokonując samospa-lenia w ofierze bogini Kali, z kolei zaś matka jego matki dożyła swoich dni w nędznej celi zakładu dla
obłąkanych w Bombaju. A były to tylko małe ogniwa w długim łańcuchu zdarzeń, które zamieniały dzieje tej rodziny w pasmo nieszczęść i okropieństw. Twój ojciec, już jako chłopiec, był jednak silnym
człowiekiem i wziął na siebie odpowiedzialność za przyjaciela, nie
zważając na jego straszne dziedzictwo.
Wszystko było w miarę proste, dopóki, ukończywszy osiemnaście lat,
Jawahal nie zamordował z zimną krwią zamożnego kupca na bazarze, bo ten nie chciał sprzedać
mu medalionu, powątpiewając w wypłacalność klienta z racji jego
wyglądu. Twój ojciec ukrywał go w swoim domu przez wiele miesięcy.
Ryzykując przyszłość i życie, chronił Jawahala przed stróżami porządku, szukającymi go po całym mieście. Udało mu się, ale to był zaledwie początek. Rok później, w noc hinduskiego Nowego Roku, Jawahal
podpalił dom zamieszkany przez kilkanaście staruszek i siadł na ulicy, by przypatrywać się płomieniom, dopóki ostatnie belki nie runęły na ziemię obrócone w żarzący się popiół. Tym razem nawet sztuczki twojego ojca nie potrafiły uchronić go przed sprawiedliwością.
Odbyła się rozprawa sądowa, długa i straszna, w wyniku której Jawahal
skazany został za swoje zbrodnie na dożywocie. Twój ojciec zrobił
wszystko, co było w jego mocy, żeby mu pomóc, z własnych
oszczędności opłacił adwokatów, wysyłał przyjacielowi czystą odzież do więzienia i przekupywał strażników, by nie dręczyli więźnia. Za całą wdzięczność musiały mu starczyć słowa nienawiści. Jawahal oskarżył ojca o to, że go zdradził, opuścił i że chce się go pozbyć. Zarzucił mu złamanie przyrzeczenia sprzed lat i poprzysiągł zemstę, bo – jak krzyknął z ławy oskarżonych, kiedy odczytano wyrok skazujący, należała mu się połowa życia twego ojca.
Ojciec twój pogrzebał ów sekret w najgłębszych zakamarkach serca i nie chciał, by twoja matka kiedykolwiek się o tym dowiedziała. Lata zatarły to wspomnienie. Po ślubie i pierwszych latach małżeństwa, gdy ojciec
zaczął odnosić sukcesy, wszystkie te zdarzenia zdawały się jedynie nic
nieznaczącym epizodem z dalekiej przeszłości.
Kiedy twoja matka zaszła w ciążę, ojciec zdawał się innym człowiekiem, całkiem odmienionym. Kupił szczeniaka rasy obronnej, by, jak mówił, wyszkolić go na najlepszą niańkę swego mającego przyjść na świat
dziecka, i ciągle opowiadał o domu, który zamierzał zbudować, o nowej książce, snuł plany na przyszłość…
Miesiąc później porucznik Michael Peake, jeden z dawnych konkurentów twojej matki, stawił się u nich w domu z wiadomością, która zasiała trwogę w sercach: Jawahal podpalił oddział więzienia dla
niebezpiecznych skazańców, w którym odbywał karę, i uciekł, nie
omieszkawszy przedtem krwią współwięźnia, któremu poderżnął gardło, napisać na ścianie celi słowa: "zemsta".
Peake zobowiązał się osobiście odnaleźć Jawahala i ochronić ich przed ewentualnym atakiem. Minęły dwa miesiące i nie dotarła do nich żadna wieść o Jawahalu. Do dnia urodzin twojego ojca.
Rano jakiś żebrak dostarczył paczkę na jego nazwisko. Zawierała medalion, dla którego Jawahal popełnił pierwsze morderstwo, oraz list. Jawahal pisał, że śledził ich przez wiele tygodni i zorientowawszy się, że ojciec nie tylko odniósł sukces zawodowy, ale też ma śliczną żonę, życzy im wszystkiego najlepszego i zapowiada swoją rychłą wizytę, by – jak to wyraził – mogli znów jak bracia dzielić się wszystkim, co mają.
To były trudne dni dla twojego ojca. Właśnie ukończono budowę jego
największego dzieła, dworca kolejowego Jheeter's Gate na wschodnim
brzegu rzeki Hooghly.
Oficjalna inauguracja Jheeter's Gate odbyła się pod koniec owego
tygodnia i aby uczcić wydarzenie, postanowiono symbolicznie odprawić pociąg, który miał przewieźć trzysta sześćdziesięcioro osieroconych dzieci do nowego domu na wschodzie kraju. Były to dzieci z
najbiedniejszych warstw i dokonania inżyniera oznaczały dla nich
początek nowego życia. A twój ojciec pracował ciężko, by móc im to
ofiarować.
Matka koniecznie chciała wziąć udział w uroczystości i przekonywała
twojego ojca, że ochrona porucznika Peake'a i jego ludzi zapewni jej
bezpieczeństwo.
Kiedy inżynier wsiadł do pociągu i poprowadził maszynę mającą zawieźć dzieci do nowego miejsca przeznaczenia, stało się coś zupełnie nieprzewidzianego. Wybuchł pożar. Płomienie ogarnęły kilka poziomów dworca, tunel i wagony pociągu, który przeistoczył się w prawdziwe piekło, rozpaloną do białości żelazną trumnę dla podróżujących nim dzieci. Twój ojciec zginął, usiłując daremnie ratować dzieci, podczas gdy płomienie trawiły jego marzenia.
Kiedy wiadomość dotarła do twojej matki, o mało cię nie straciła. Ale los, zmęczony już zsyłaniem tylu nieszczęść na
rodzinę, zechciał cię uratować. Trzy dni później, kiedy do twoich
narodzin brakowało kilku dni, Jawahal i jego ludzie wtargnęli do domu i porwali twoją matkę, nie omieszkawszy ogłosić, że tragedii na Jheeter's Gate winien był ojciec.
Porucznik Peake zdołał się uratować i dotarł do wnętrza dworca, który od tamtej pory stał się wyludnionym rumowiskiem, omijanym przez wszystkich miejscem przeklętym. Jawahal zostawił w ich domu list, w którym napisał, że zabije twoją matkę i mające się narodzić dziecko. Było jednak coś, czego nawet on nie przewidział. To nie było jedno dziecko,
tylko dwójka, bliźnięta. Chłopczyk i dziewczynka. To byliście wy…
Koniec cytatu.
Z opowieści tej wyłania się tragiczny obraz losów rodziny, której szczęśliwe życie zostało drastycznie i permanentnie zakłócone przez szaleńca, który na dodatek w tak ohydny sposób odwdzięczył się swojemu dobroczyńcy. Odebrał mu wszystko, co było dla niego istotne, mimo, że inżynier wcześniej zaryzykował całą swoją reputację, chroniąc niebezpiecznego obłąkańca przed wymiarem sprawiedliwości w imię łączącej ich dawniej przyjaźni. I chociaż w tym miejscu słusznie możemy potępiać inżyniera, który krył masowego mordercę, w niewielkim stopniu tłumaczy go wdzięczność dla Jawahala za to, że kiedyś uratował przyjacielowi życie.
W każdym razie do takich wniosków można dojść na podstawie dotychczasowych wyznań Aryami. Sprawa okazuje się wszakże znacznie bardziej skomplikowana.
Przerażającej, a zarazem niezwykle smutnej prawdy o swojej rodzinie rodzeństwo dowiaduje się dopiero podczas kolejnej rozmowy z babcią, która wreszcie decyduje się im wszystko wyznać.
Cytat.
Wiem, że nie dają wam spokoju pewne pytania. Zastanawiacie się może, dlaczego was okłamałam, mówiąc o Jawahalu, o więzieniu, z którego uciekł. Zastanawiacie się, dlaczego nie ma o nim żadnej wzmianki. Zanim rozwieję wasze wątpliwości, chciałabym, żebyście wiedzieli jedno.
Chandra był wspaniałym człowiekiem. Człowiekiem, który kochał swoją żonę i który, gdyby mógł, na pewno kochałby swoje dzieci. Ale życie nie dało mu takiej szansy. Powiedziawszy to, nie pozostaje mi nic innego, jak wyznać wam prawdę.
Kiedy twój ojciec był młody, wcale nie zapadł na tajemniczą chorobę i
nie znalazł się w żadnej chatce nad rzeką. Nie zaopiekował się nim też
żaden troskliwy chłopiec, który go wyleczył, choć tak mówiłam wam
wcześniej. Twój ojciec wychował się w instytucji istniejącej do dziś na
południu Kalkuty i noszącej nazwę Grant House. Jesteście młodzi i
pewnie nazwa ta nic wam nie mówi, był wszakże czas, kiedy instytucja ta okryła się smutną sławą. Grant House – tu właśnie znalazł się twój ojciec w wieku
zaledwie sześciu lat, po tym jak przeżył coś naprawdę potwornego. Na
jego oczach matka, schorowana kobieta kupcząca swoim ciałem w
zamian za marne grosze, dokonała samospalenia, składając życie w
ofierze bogini Kali. Grant House, gdzie dorastał Chandra, to instytucja dla umysłowo chorych, wy nazwalibyście ją pewnie domem wariatów.
Przez lata całe Chandra błąkał się po korytarzach tego posępnego miejsca. Bez rodziców, bez przyjaciół, za jedyne towarzystwo mając ludzi
zatopionych w majakach i ustawicznym cierpieniu. Ludzi, którzy
twierdzili, że są demonami, bogami czy aniołami, by następnego dnia
zmienić tożsamość i imię. Kiedy, podobnie jak wy teraz, osiągnął wiek
pozwalający mu opuścić zakład, miał za sobą straszliwe dzieciństwo i
doświadczył najbardziej okrutnej nędzy, jakiej w ogóle można
doświadczyć w Kalkucie.
Nie muszę wam już chyba tłumaczyć, że ów złowrogi przyjaciel, który
obrał drogę występku, tak naprawdę nigdy nie istniał. Jedynym cieniem, z jakim zmagał się w życiu twój ojciec, był parazyt gnieżdżący się w jego duszy. To on popełniał owe straszliwe zbrodnie. Do końca życia dręczyły potem inżyniera wyrzuty sumienia i poczucie winy, niczym uporczywa klątwa.
Tylko dobroć i szlachetność Kylian były zdolne go uleczyć, dać mu siłę
pozwalającą przeciwstawić się mrocznemu przeznaczeniu. U jej boku
napisał książki, o których już słyszeliście, u jej boku zaprojektował
dzieła, które uczyniły go nieśmiertelnym, i zdołał odegnać widmo
podwójnego życia. Ale ludzka zawiść sprawiła, że nie dostał swojej
szansy, a życie, zapowiadające się tak dobrze i szczęśliwe, stoczyło się z powrotem w ciemności. Tym razem na wieki.
W noc kiedy Lahawaj Chandra Chatterghee patrzył na śmierć swojej żony, groza lat dziecinnych wróciła do niego ze zdwojoną mocą, spychając go raz jeszcze w czeluście osobistego piekła. Zbudował cały swój świat na piedestale, który teraz, na jego oczach, runął. Zginął w płomieniach z przekonaniem, że ponosi winę za tę tragedię, że zasłużył na podobną karę i potępienie.
Kiedy Llewełyn uruchomił Ognistego Ptaka, a ogień rozprzestrzenił się w okamgnieniu po całym budynku stacji, cień zamieszkujący w duszy Chandry przysiągł, że powróci z krainy śmierci. W postaci ognistego anioła. Anioła zagłady, anioła zemsty. Anioła będącego ucieleśnieniem ciemnej strony jego własnej osobowości.
Nie mogąc zaznać spoczynku, duch Jawahala snuje się po świecie, od
dnia pożaru złączony na zawsze z piekielną machiną własnego projektu, którą w chwili swojej śmierci obdarzył życiem wiecznym, sam zmieniwszy się w mroczne widmo. Jawahal i Ognisty Ptak są jednym
i tym samym. Na tym właśnie polega klątwa: na jedności ducha
nienawiści i śmiercionośnej machiny.
Koniec cytatu.
Tu dochodzimy do sedna całej analizy motywu zawartego w tytule wpisu.
Przerażająca prawda na temat inżyniera, jakiej wreszcie dowiedzieli się bohaterowie, otwiera nam olbrzymie pole interpretacyjne, dowodząc mistrzostwa Zafóna w dziedzinie poruszania bardzo trudnych zagadnień psychologicznych i filozoficznych.
Sam motyw szaleństwa ukazany został przez autora w sposób pozwalający na przyjrzenie się problemowi równowagi emocjonalnej z wielu różnych perspektyw.
Po pierwsze, nawiązując do pałacu północy, możemy zadać sobie pytanie, jakie znaczenie ma środowisko, w jakim dorasta człowiek, dla jego psychicznej stabilności? Odpowiedź Zafóna jest jednoznaczna. Ogromne.
Jako studentowi filozofii, nasuwa mi się nieodparcie skojarzenie z psychoanalizą Freuda, który źródła wszystkich ludzkich postaw upatrywał w doświadczeniach z dzieciństwa. Przykład Chandry ilustruje tę tezę doskonale. W jego przypadku możemy spokojnie zaryzykować twierdzenie, iż przerażające traumy z okresu dzieciństwa były druzgocącym ciosem dla jego psychiki. W dramatyczny sposób utracił tak bliską sobie osobę, a następnie znalazł się w miejscu, w którym był pozbawiony jakichkolwiek wzorców. Ośrodek dla obłąkanych nie dostarczył mu tak potrzebnych życiowych wskazówek. Zamiast tego naraził go na nowe stresy, a to wszystko w okresie dzieciństwa i dojrzewania, najważniejszym w procesie kształtowania się ludzkich postaw.
Skutki były dosłownie zbrodnicze, jak wynika z cytatu. I znowu, jak w przypadku Snapea, o którym pisałem w poprzednim wpisie tej kategorii, bodźcem do zmiany swojego życia na lepsze i bardziej wartościowe, okazała się miłość.
Kylian zmieniła Lahawaja. Pokazała mu, że można żyć inaczej, a co najważniejsze, Samą swoją obecnością dała mu motywację i siłę do stawienia czoła przeszłości. Być może także pomogła inżynierowi przekuć targające nim frustracje w siłę napędową do wszystkich działań o charakterze społecznym, których potem się podjął. Stanowiła dla niego nowe źródło utraconego dawniej sensu życia.
Coś jednak się stało. Jak wiemy z cytatu, szczęście inżyniera skończyło się szybciej, niż zaczęło, a to po raz kolejny zepchnęło go na złą drogę.
Pozostaje mi więc tylko wyjaśnić do końca tą historię. Jest to potrzebne do przeprowadzenia pełnej analizy tego motywu, chociaż wiem, że po przeczytaniu tego wpisu już nikt nie będzie chciał czytać książki, bo wszystko zostało już powiedziane. No trudno.
A zatem. Przeszłość Lahawaja powróciła do niego za pośrednictwem pewnego wojskowego, wspomnianego już z nazwiska Artura Llewełyna , który sam szalony i przeżarty ambicją, chciał za wszelką cenę pokazać światu swoją potęgę i skuteczność, tym bardziej, że jego pozycja stawała się coraz bardziej niepewna.
W desperackim akcie postanowił posłużyć się inżynierem, żądając od niego stworzenia broni masowego rażenia, która ponownie zapewniłaby autorytet upadłemu wojskowemu.
Ponieważ Chandra nie zamierzał budować machiny masowej zagłady, Llewełyn zadecydował, że nie pozostawi mu wyboru.
Odgrzebał zbrodnie z przeszłości Chandry, do których ten nie chciał już nigdy wracać i zagroził, że jeśli inżynier nie zrealizuje jego zlecenia, poda wszystko do wiadomości publicznej. To byłby koniec zawodowego i prywatnego życia inżyniera.
Zaczął więc pracować nad projektem, pojawiającym się w cytacie ognistym ptakiem. Kiedy po raz ostatni zamierzał się zbuntować i wywieść w pole szalonego wojskowego, został zaszantażowany ponownie. Nie będę tu pisał, w jaki sposób. Jeśli ktoś jest ciekaw, odsyłam do książki. Grunt, że ostatecznie
Llewełyn zabił na oczach inżyniera jego żonę, jednocześnie doprowadzając do tragicznej w skutkach katastrofy na dworcu. Zginął w niej także sam Chandra, który wpadł w pułapkę Llewełyna. Jak wiemy wszakże z cytatu, nienawiść i frustracja Lahawaja była na tyle silna, że przezwyciężyła nawet śmierć, powracając w postaci żądnego pomsty Jawahala będącego uosobieniem wszelkich zgryzot inżyniera.
I tu właśnie dochodzimy do niezwykle interesującego motywu psychologicznego, często pojawiającego się w twórczości fantasy, motywu widma, które prześladuje bohaterów, stanowiąc metaforę ich ciemnej strony, ich frustracji, smutków, lęków i niegodnych popędów.
W przeciwieństwie jednak do najczęstszych przypadków zastosowania tego zabiegu w literaturze, cień, mroczne widmo nie jest tutaj przedstawione, a przynajmniej nie tylko, jako frustracje, walka z którymi jest zasadniczą treścią ludzkiego życia. Tak problem ten jest ukazany między innymi w czarnoksiężniku z archipelagu Urszuli Leguin, a także w innej książce Zafóna pod tytułem światła września.
W pałacu północy rzecz jest trochę bardziej skomplikowana, ponieważ ciemna strona Lahawaja zwycięża w nim ostatecznie przez doznane traumy. W efekcie Jawahal staje się jakby inną osobą, niż Lahawaj. Nie ma w nim już szlachetnych ideałów przyświecających Chandrze w jego dorosłym życiu. Pozostają zaś jedynie gniew i boleść.
Jest to skrajna metafora upadku moralnego, którego może doświadczyć człowiek, jeśli da się ponieść negatywnym emocjom.
Tą metamorfozę inżyniera, potwierdza tylko jakże częsty motyw zmiany imienia. Wcześniej, Lahawaj, walczący o swoje człowieczeństwo, teraz stał się pozbawionym skrupułów Jawahalem. Symboliczne jest zapewne, iż oba imiona są swoimi odbiciami lustrzanymi, tak, jak mrocznym odbiciem osobowości samego Chandry był Jawahal. Cały symbolizm zmiany imienia, o czym wie każdy fan fantastyki, jest związany z założeniem, że postać, która przybiera inne imię, niż to, które nadano jej po urodzeniu, manifestuje w ten sposób radykalną zmianę postawy życiowej.
W tym momencie można nawiązać jeszcze do tytułu wpisu, w pewnym sensie podsumowując tragizm postaci Chandry.
Między szaleństwem, a miłością. Uważam, że to sformułowanie bardzo dobrze oddaje jego sytuację.
Miłość pozwoliła mu się wydobyć z osobistego bagna, w jakim znalazł się przez traumatyczne dzieciństwo. Odkryła w nim na nowo człowieka. Jednocześnie zaś ból po stracie ukochanej, znów popchnął go na drogę zbrodni. Tragiczny obraz tego, jak utrata obiektu miłości człowieka, zwłaszcza, gdy upatruje w nim jedynej swojej ostoi, może takiego nieszczęśnika pogrążyć.
Pisałem wcześniej, że wątek miłości jako głównego motoru zmian w osobowości łączy poniekąd Jawahala i Snapea.
Teraz chciałbym wskazać na główną moim zdaniem różnicę między tymi dwoma postaciami.
Snapeowi w Harrym Potterze śmierć Lily paradoksalnie pozwoliła ocalić człowieczeństwo, gdyż kochając zmarłą, zapłonął nienawiścią do jej mordercy, stając przeciw niemu do walki. W przypadku Jawahala zaś nienawiść była skierowana przeciw wszystkiemu i wszystkim. Bardzo luźno można w moim przekonaniu porównać Jawahala i lorda Wadera. Obaj, żeby chronić swoje rodziny, sprzymierzyli się z siłami ciemności, choć w przypadku Chandry, to wcale nie on sam był największym zagrożeniem dla ukochanej. Obaj też po utracie swoich miłości cierpieli do końca życia.
Na koniec i Wader, i Jawahal ostatecznie w pewnym sensie skruszeli. Zrobił to nawet Jawahal, wbrew przepowiedni Aryami. Nie była to może skrucha bardzo oczywista, ale tego nie będę już tutaj rozważał. Kto jest ciekaw, co miałem na myśli, niech zajrzy do książki, bo naprawdę warto.
Ja ograniczę się tylko do jednego cytatu, który chyba podsumowuje tragizm Jawahala i jego świadomość tego tragizmu. Chociażby po tym widać, że w zjawie, jaką się stał, odnaleźć jeszcze można było cień człowieka.
Skierował on do Bena już pod koniec książki następujące słowa.
Musisz zrozumieć, że na wybór dwóch rzeczy w życiu nie masz najmniejszego wpływu. Nie wybierasz swoich wrogów, to po pierwsze. A po drugie, nie wybierasz rodziny. Czasem trudno uchwycić różnicę między pierwszymi a drugimi. Ale z czasem pojmujesz, że w rezultacie mogły ci wypaść gorsze karty. Życie, mój synu, to jakby pierwsza rozgrywana przez ciebie partia szachów. Kiedy zaczynasz rozumieć, o co w tej grze chodzi, okazuje się, że już przegrałeś.
Całkowicie na marginesie dotychczasowych rozważań, można wskazać, a przynajmniej tak mi się wydaje, ciekawy
problem filozoficzny poruszony w pałacu, a mianowicie problem tego, co stanowi istotę człowieka i zasadniczo
pozwala mu egzystować. Na podstawie losów Jawahala można stwierdzić, iż odpowiedź Zafóna brzmi dusza.
Najwyraźniej to ona jest dla pisarza najważniejsza, jako ośrodek życia fizycznego i emocjonalnego, a
już na pewno tego drugiego. Od tego zaś jak dana osoba przeżyje i zakończy swoje życie, zależą pośmiertne losy konkretnych
dusz. Fakt, iż w swojej książce autor przyjmuje takie rozwiązanie, wynika z historii Lahawaja, a także
Kylian, o której więcej możecie przeczytać w samej powieści. Sam problem ciała i duszy jest na gruncie
filozofii i religii dyskutowany od wieków, i jak wiadomo, raczej nigdy nie doczeka się rozwiązania. Rodzi
też wiele kontrowersji, zwłaszcza w dobie dzisiejszej dominacji naturalizmu w powszechnym myśleniu. Ja
dłużej nie będę się tu nad nim rozwodził. Chciałem tylko zasygnalizować, że w analizowanym dziele można
natrafić na ten dylemat i pewną próbę jego rozwikłania.
Na sam koniec tego wpisu, chciałbym zastanowić się krótko jeszcze nad jednym, a mianowicie nad ostateczną oceną Jawahala.
Jak twierdziła Aryami, Chandra był dobrym człowiekiem.
Moim zdaniem, to wysoce kontrowersyjna teza. Na pewno był człowiekiem nieszczęśliwym i zagubionym, któremu należy współczuć na wielu płaszczyznach, ale oceniać go pozytywnie, z tym byłbym bardzo ostrożny.
Podkreślę raz jeszcze, że dla mnie jest to zdecydowanie postać tragiczna. Poruszyła mnie jej historia, tak, jak poruszyło mnie naprawdę niewiele innych książek.
Należy jednak rozgraniczyć, przynajmniej według mnie, między dwoma pojęciami, docenieniem zasług danej jednostki i nawet zrozumieniem jej motywów, a aprobatą, czy choćby przymykaniem oczu w reakcji na coś takiego, jak morderstwo.
To drugie bowiem, jest w moi przekonaniu plamą, która zawsze pozostanie na życiorysie każdego mordercy, chyba, że dopuścił się go w afekcie, a i to nie jest moralnie jednoznaczne.
Na tym chciałbym zakończyć ten wpis. Przepraszam za wszystkie zawarte tu spojlery dotyczące fabuły, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie z uwagi na dogłębność analizy. Jeszcze raz zachęcam wszystkich, którzy nie czytali pałacu do jego lektury, gdyż w tym opracowaniu nie mógłbym, nawet gdybym chciał, oddać całego klimatu tej książki, a już tym bardziej klimatu interpretacji lektorskiej w wykonaniu Fronczewskiego, który przeczytał audiobooka. Ten kto przeczyta książkę dowie się szczegółowo nie tylko jak skończyła się historia Jawahala, ale też dlaczego tak naprawdę polował na, jak by nie patrzeć, własne dzieci. Myślę, że w tym świetle jego końcowa postawa zrobi jeszcze większe wrażenie.
Będę wdzięczny za komentarze.
Do następnego wpisu.

Kategorie
Filozofia

Problem wolnej woli i trafu moralnego

Witajcie,
Skoro wiele osób pisze coś z okazji dzisiejszego dnia bloga, wypada, żebym i ja coś na swoim blogu zamieścił.
Dzisiejszy wpis chciałbym poświęcić
Dwóm powiązanym ze sobą ściśle zagadnieniom etycznym, czyli zgodnie z tytułem wpisu wolnej woli i trafowi moralnemu.
Postaram się podać definicję tych dwóch pojęć, a także zastanowię się nad ich znaczeniem dla odpowiedzialności moralnej, jakże ważnej w procesie oceniania ludzkich czynów.
Zacznę od definicji.
Jeśli chodzi o pojęcie wolnej woli, to jej zdefiniowanie może się wydawać intuicyjne. Najprościej bowiem możemy ją określić jako możliwość wyboru działania w danej sytuacji.
I mimo, że z takim określeniem wolnej woli możemy się spotkać najczęściej, nie wszyscy filozofowie uznają tak banalną definicję.
Powodem niezgodności jest fakt, iż niektórzy myśliciele, jak na przykład współczesny amerykański filozof Harry Frankfurt, rozgraniczają dwa terminy, a mianowicie wolność ogólnie i wolność woli.
W swoich rozważaniach o wolności woli i pojęciu osoby Frankfurt pisze, że wolność woli jest pewnym stanem psychicznym, który z faktyczną wolnością osoby nie ma wiele wspólnego. W tym rozumieniu obdarzony wolną wolą będzie nawet więzień przebywający w celi i marzący o tym, żeby się z tej celi wydostać.
Jego umysł bowiem pozostaje wolny i może dowolnie pokierować swoimi pragnieniami.
Oczywiście to nie koniec komplikacji, ponieważ Frankfurt włącza do swojej refleksji etycznej pojęcia pragnień pierwszego i drugiego rzędu, oraz aktów woli drugiego rzędu.
Według tej teorii pragnienia pierwszego rzędu są tymi pragnieniami, z którymi przeciętny człowiek styka się najczęściej.
Styka się z nimi kiedy czegoś najzwyczajniej chce. Chce jeść, pić, spać, posiadać coś i tak dalej. Nieco bardziej złożoną strukturę mają pragnienia drugiego rzędu. Można powiedzieć, że są one metarefleksją nad pragnieniami pierwszego rzędu, ich akceptacją, lub nie akceptacją.
Jeśli na przykład ktoś jest leniwy i nie chce mu się załóżmy pisać jakiegoś referatu, ale z drugiej strony chciałby, żeby było inaczej, to jest właśnie jego pragnienie drugiego rzędu.
Czymś jeszcze innym są akty woli drugiego rzędu. Mówiąc krótko, są to takie pragnienia drugiego rzędu, co do których chcielibyśmy, aby były one efektywne, czyli prowadziły do określonego stanu rzeczy. Nie wszystkie bowiem pragnienia drugiego rzędu muszą być efektywne, chociażby ze względu na możliwość wystąpienia konfliktu kilku pragnień.
Podział pragnień i zależności między nimi, a wolną wolą, jakie prezentuje Frankfurt są skomplikowane, dlatego nie będę już się o nich rozpisywał.
Zajmę się za to zagadnieniem trafu moralnego oraz relacji między tradycyjnie pojmowaną wolną wolą, a odpowiedzialnością moralną.
Pojęcie trafu moralnego można najprościej zdefiniować jako przypadek, jakaś sytuacja losowa, która nie zależy od nas i dlatego, zdaniem wielu, nie można jej oceniać w kategoriach moralnych.
Jeden ze współczesnych filozofów, Tomas Nagel, wyróżnił cztery typy trafu moralnego, traf konstytutywny, dotyczący osobowości sprawcy danego czynu, tego, że nie miał pełnego wpływu na wszystko, co go kształtowało, traf z okoliczności działania, z przyczyn i ze skutków.
Samo zagadnienie trafu moralnego jest jak sądzę bardzo interesujące ze względu na rolę jaką odgrywa w momencie orzekania odpowiedzialności moralnej za poszczególne uczynki.
Z jednej strony bowiem niezaprzeczalnie zdarzają się sytuacje, które w normalnych warunkach byłyby usankcjonowane, ale nie są ze względu na okoliczności.
Z drugiej strony natomiast nietrudno odwrócić tą sytuację i wyobrazić sobie przestępcę, który planował coś niegodnego, lecz jego zamiar z jakichś niezależnych od niego względów nie został urzeczywistniony, a przynajmniej nie w stu procentach.
Ten drugi przypadek jest o tyle dyskusyjny, że w wypadku przestępstwa, które nie doszło do skutku, sprawca naturalnie otrzyma łagodniejszą karę, albo nie zostanie ukarany wcale, ponieważ jego zamiar nie został ostatecznie wprowadzony w czyn.
Wiadomo jednak, że pomimo trafu moralnego, intencja sprawcy danego czynu pozostanie raczej niezmienna. Jeśli więc patrzeć z pozycji samych intencji, być może należałoby go ukarać stosownie do tego, co planował, nie zaś do tego, co ostatecznie udało mu się zrealizować.
Naturalnie póki co karanie za same intencje, choć może byłoby sprawiedliwe, nie jest możliwe, gdyż na chwilę obecną nie mamy technik pozwalających nam na bezpośredni wgląd w motywy poszczególnych osób, a możemy się tylko ich domyślać na podstawie zachowań tych ludzi.
Jeszcze jednym, jak dla mnie ciekawym zagadnieniem jest relacja trafu konstytutywnego do oceny odpowiedzialności moralnej.
Jest to bardzo interesujące, ponieważ teoretycznie każdy oskarżony o jakiś moralnie wątpliwy, czy wręcz naganny uczynek mógłby stwierdzić, że przecież od niego nic nie zależało, bądź też zależało w niewielkim stopniu, bo jego osobowość i system wartości podlegały kształtowaniu przez wiele czynników zewnętrznych.
Są to niewątpliwie trudne kwestie, które pewnie nigdy nie zostaną ostatecznie rozstrzygnięte. Wydaje się bowiem, że w przypadku zaistnienia trafu moralnego wola podmiotu działającego nie ma wielkiego znaczenia dla ostatecznych skutków działania.
Ma za to olbrzymie znaczenie w wypadku sytuacji pozbawionych przypadkowości.
Zastanawiając się nad powiązaniami wolnej woli tradycyjnie rozumianej jako możliwość wyboru i odpowiedzialności moralnej nie można pominąć dwóch pojęć, czyli determinizmu i indeterminizmu.
Są to dwa przeciwstawne stanowiska, a spór wokół nich dotyczy problemu samego istnienia wolnej woli. Determinizm zakłada, że wszystko, co się dzieje na świecie jest z góry zaplanowane. Indeterminizm natomiast stoi na stanowisku, że wszystko jest dziełem przypadku.
Tradycyjnie utożsamia się indeterminizm z tezą przyjmującą wolną wolę, zaś determinizm z odrzuceniem tej tezy. Wydaje się to o tyle intuicyjne, że przecież nie może być miejsca na jakikolwiek wolny wybór tam, gdzie wszystko jest już odgórnie przewidziane.
Oprócz tych dwóch skrajnych stanowisk istnieje jeszcze jedno pośrednie tak-zwany kompatybilizm, zgodnie z którym w świecie istnieje zarówno determinizm, jak i wolna wola, przy czym te dwa pojęcia wzajemnie się nie wykluczają. Twierdził tak między innymi wymieniony już w tym wpisie Harry Frankfurt. Snując refleksję na temat odpowiedzialności moralnej, założył on, że nawet determinizm nie musi jej wykluczać, ponieważ według niego jesteśmy odpowiedzialni za swoje czyny, także wtedy, gdy nie możemy postąpić inaczej, jeśli tylko utożsamiamy się z tymi czynami.
No i jest jeszcze jedna, interesująca w moim przekonaniu, sprawa związana z determinizmem.
Można się mianowicie zastanowić, czy pewien rodzaj determinizmu nie jest wręcz niezbędny do dokonywania ocen moralnych.
Nie mówię tu o skrajnym determinizmie, takim, gdzie jakaś istota absolutna z góry założyła sobie całą historię świata. Myślę raczej o słabszej formie determinizmu, mianowicie o determinizmie psychologicznym.
Chodzi mi o to, że każde świadome działanie jest w pewnym sensie zdeterminowane przez motywy działającego, jego założenia, przewidywany cel i skutki.
Są to pewne determinanty psychologiczne, bez których ocena moralna żadnego człowieka nie byłaby możliwa. Co bowiem oceniamy, jak nie właśnie motywy i intencje przyświecające ocenianemu?
A teraz spróbujmy jeszcze odwrócić tą sytuację. Gdyby świat był całkowicie indeterministyczny, czy wtedy byłoby jakieś miejsce na wolną wolę i odpowiedzialność moralną?
Wydaje się, że nie, gdyż wszystkim rządziłby przypadek, także całym życiem ludzkim i wszystkimi ludzkimi poczynaniami.
Okazuje się zatem, że, jak to zwykle bywa, popadanie w skrajności nie przyniesie żadnych konstruktywnych wniosków.
Ani skrajny determinizm, ani skrajny indeterminizm nie gwarantuje wolnej woli, a jednak zwykle uważamy, że tą wolną wolę posiadamy.
Dodatkowo przyjęcie któregokolwiek ze skrajnych rozwiązań oznaczałoby konieczność zastanowienia się nad następnymi problemami.
Na przykład przyjmując skrajny determinizm, trzeba by było zadać sobie pytanie, co, czy kto planuje historię świata, która jest z góry ustalona.
Gdzie ona jest zapisana. Tworzy ją jakiś absolut na kształt Boga, a jeśli tak, to gdzie i w jaki sposób istnieje ten stwórca. To jednak są już zagadnienia z zakresu filozofii religii, nad którymi teraz nie będę już się rozwodził.
Na tym chciałbym zakończyć dzisiejszy wpis. Jak zawsze zapraszam do komentowania.
PS. Jeśli Dawid jakimś cudem znajdzie jedną książkę w wersji ebooka, o której poszukanie go prosiłem, będziecie mogli w niezbyt odległej przyszłości spodziewać się wpisu dla odmiany w kategorii refleksje literackie. 🙂
Do następnego

Kategorie
Filozofia

Tolerancja i indyferentyzm moralny

Witajcie,
Dzisiejszy, dość krótki wpis, chciałbym poświęcić dwóm zagadnieniom etycznym, czyli zgodnie z tytułem wpisu tolerancji oraz indyferentyzmowi moralnemu.
Zacznę od tego drugiego pojęcia.
Indyferentyzm moralny, jak sama nazwa wskazuje, jest niezdolnością do odróżnienia dobra od zła. Definiuje się go też czasami jako obojętność moralną.
Bardziej zawiłe jest pojęcie tolerancji.
Najprościej można wyjaśnić je, podając trzy warunki postawy tolerancyjnej.
Tolerancyjnym jest się zatem wtedy, gdy: po pierwsze nie akceptuje się danego zjawiska, czy grupy społecznej, po drugie dysponuje się środkami pozwalającymi w jakikolwiek sposób działać na szkodę tej grupy i po trzecie powstrzymuje się od tego działania.
W zależności od stopnia tolerancji możemy wyróżnić tolerancję negatywną i pozytywną.
Tolerancja negatywna zakłada jedynie neutralność w stosunku do danej grupy, czy zjawiska. Opiera się więc na braku działań negatywnych w odniesieniu do tej grupy.
Jest to bezwątpienia typ tolerancji, z którym stykamy się najczęściej.
Oprócz tego mamy jednak jeszcze tolerancję pozytywną.
Z tym drugim typem tolerancji mamy do czynienia, kiedy ktoś nie akceptuje, na przykład określonej grupy społecznej, ale jednocześnie rozumie, że grupa ta także ma określone prawa, w tym prawo do wolności poglądów i dlatego wspiera tą grupę, pomimo swojego braku akceptacji dla jej racji.
Sens tolerancji pozytywnej oddał dobrze Wolter, który był zresztą autorem traktatu o tolerancji.
Mówił on następująco.
Nie zgadzam się z Twoimi poglądami, ale do końca życia będę walczył, abyś miał prawo je głosić.
Ważnym zagadnieniem przy omawianiu pojęcia tolerancji są granice tolerancji.
John Stuart Mill, znany brytyjski filozof, wyróżniał trzy granice tolerancji.
Prawną: nie ma tolerancji dla łamania powszechnie obowiązujących i uznanych norm prawnych, których ochrona jest naszym obowiązkiem.
Moralną: nie ma tolerancji dla zachowań, których następstwem jest krzywda ludzka.
PolitycznĄ: Nie ma wolności dla przeciwników wolności. Jest tu zatem stanowczo wykluczone tolerowanie działań zmierzających do zniewolenia poszczególnych grup społecznych, którym ta wolność się należy. Mill więc mówi stanowczo nie wszystkim ustrojom o zabarwieniu totalitarnym, czy autorytarnym.
Na przestrzeni historii pojawiały się liczne argumenty przemawiające za postawami tolerancyjnymi.
Poniżej krótko opiszę najważniejsze z nich.
Argument historyczny – tolerancja jest potrzebna, ponieważ bez niej społeczeństwa dawno by się wybiły w wojnach, nie potrafiąc pójść na żadne ustępstwa.
Argument z różnorodności – dzięki tolerancji możliwe jest powstawanie społeczeństw zróżnicowanych, co często może sprzyjać ich rozwojowi.
Argument filozoficzny – tolerancja należy się każdemu człowiekowi, dlatego tylko, że jest człowiekiem. Oznacza to, że dla zwolenników tego argumentu każdy człowiek jest sam w sobie wartościowy, jako osoba ludzka.
Argument z praw człowieka – Tolerancja należy się każdemu człowiekowi, ponieważ jego różne wolności są zagwarantowane prawnie.
Oczywiście argumentów za tolerancją jest znacznie więcej. Tutaj przytoczyłem jedynie te najczęściej wymieniane.
Na tym chciałbym zakończyć ten wpis. Tradycyjnie zapraszam do dyskusji.
W moim przekonaniu, tolerancja to bardzo ciekawy, potrzebny i wiecznie aktualny temat.
Każdy w zasadzie intuicyjnie wie, czym ona jest, jakie są jej warunki i granice, chociaż czasem można odnieść wrażenie, że niektórzy tego sobie nie uświadamiają, a częściej pewnie nie chcą pamiętać.
Do następnego wpisu

Zmodyfikowany

Kategorie
Awatary

Cisza

Witajcie,
Po dość długiej przerwie przyszedł czas na nowy awatar.
Tym razem będzie nim utwór Kamila Bednarka pod tytułem cisza.
Sądzę, że słowa tej piosenki mówią dużo o tym, jak czasem zachowują się ludzie, jak powinni się zachowywać oraz co jest tak naprawdę w życiu istotne.
Jak zwykle, tekst poniżej i oczywiście ciekaw jestem waszych refleksji.
Siedzę wieczorem ogarnięty moją ciszą,
Oni nie słyszą, a ja tak jak w transie
Te proste dźwięki mnie kołyszą, nade mną chmury wiszą,
Wszystko jest takie łatwe i paradoksalne.

Zadowolony niosę radość dzisiaj wszędzie,
Znowu się uśmiecham wiem, że wszystko dobrze będzie
Zagubiony w tłumie, chcąc odnaleźć się w tym pędzie,
Buduję swoje życie na miłości fundamencie

Te chwile są z nami
I nikt nie zabierze ich dopóki my,
Będziemy wciąż tacy sami,
Z radością odkrywać każdy nowy dzień

To te chwile są z nami
I nigdy nie zabierze nam już ich nikt
Nie zabierze nikt…

Oni słuchają lecz nie słyszą
Między niebem a ciszą spotykamy siebie
Oni patrzą lecz nie widzą. Z Twojej radości szydzą
Przychodzą kiedy są w potrzebie

Cisza wokół mnie, zapada zmrok.
A ja nadal w nią wsłuchuje się
Serce swoim rytmem mocno upewnia mnie,
Że warto wierzyć w ludzi.

Pamiętaj o tym, że nadzieja karmi, a nie tuczy
Do szczęścia otwarte drzwi. Nie szukaj kluczy.
Twój anioł chce Twą wiarę obudzić…

Te chwile są z nami
I nikt nie zabierze ich dopóki my,
Będziemy wciąż tacy sami,
Z radością odkrywać każdy nowy dzień

To te chwile są z nami
I nigdy nie zabierze nam już ich nikt
Nie zabierze nikt…

Kategorie
Statusy

21 lipca 2017 – Nigdy nie będzie szczęśliwy ten, którego dręczy myśl, że ktoś jest szczęśliwszy od niego.

Witajcie,
Z trzydniowym opóźnieniem, ale jednak, wstawiam tutaj swój obecny status.
Moim zdaniem, ten cytat z Seneki ma dużą głębię, ponieważ mówi nam, że powinniśmy doceniać to, co mamy. Jeżeli natomiast cały czas oglądamy się na innych, w negatywnym tego słowa znaczeniu, z zazdrością, czy zawiścią, uważając, że inni są szczęśliwsi, sami nigdy nie będziemy prawdziwie szczęśliwi, wiecznie czując jakiś niedosyt.
Zapraszam do komentowania.
Do następnego wpisu

Kategorie
Statusy

Umysł człowieka jest jego ostatnią twierdzą

Witajcie,
Pierwszy wpis w tej kategorii będzie dość nietypowy, bo ten cytat, zaczerpnięty z "Eragona" Christophera Paoliniego był w moim statusie już jakiś czas temu. Od tamtej pory status zmienił się już dwa razy, ale jako, że ten cytat skłonił mnie do paru przemyśleń, a kategorię statusy założyłem dopiero teraz, postanowiłem do niego wrócić.
Co do samej sentencji.
Kiedy całkiem niedawno zwróciłem na nią uwagę, zastanowiłem się, jak można ją rozumieć i doszedłem do wniosku, że możliwe są tutaj co najmniej dwie interesujące interpretacje.
Pierwsza, że "umysł człowieka jest jego ostatnią twierdzą, ponieważ szczególnie w dobie rozwijającej się techniki umożliwiającej między innymi daleko idącą inwigilację, stanowi on ostatnią sferę całkowitej prywatności poszczególnych osób, do której nikt inny nie ma bezpośredniego dostępu.
Z drugiej strony natomiast, jeśli ktoś trzeci uzyska dostęp do naszych myśli, będzie w stanie całkowicie przejąć nad nami kontrolę.
Druga interpretacja, znacznie bardziej psychologiczna i przez to moim zdaniem, ciekawsza, przynajmniej pod pewnymi względami, dotyczy umysłu, jako źródła siły, jakiej człowiek potrzebuje do pokonywania życiowych trudności.
Przy takim rozumieniu, można by było powiedzieć, że umysł jest ostatnią twierdzą człowieka, bo najważniejsza w pokonywaniu różnych przeciwności, jest psychika tego, kto je pokonuje, a jeżeli człowiek podda się permanentnemu zwątpieniu, właściwie już uległ tym przeciwnościom.
Takie są moje przemyślenia wywołane tym cytatem.
Przyznam szczerze, że snując te rozważania, nie odwoływałem się do kontekstu, w jakim słowa te padły w Książce, ponieważ nie za bardzo go pamiętam.
Raczej potraktowałem to zdanie jako niezależną myśl stanowiącą punkt wyjścia do ciekawych refleksji, dlatego moje przemyślenia mogą się zasadniczo różnić od zamysłu autora, u którego na przykład czytanie w myślach innych było akurat możliwe, nie mówiąc nawet o tym, że w świecie Eragona stylizowanym na średniowiecze, nie możemy raczej mówić o żadnej technice we współczesnym rozumieniu tego słowa.
W każdym razie jestem ciekaw waszych opinii.
Zapraszam do komentowania.
Do następnego wpisu.

Kategorie
Statusy

Co w tej kategorii

Witajcie,
W tej kategorii będę informował o zmianie cytatów w swoim statusie, przy okazji dokonując krótkich analiz
co ciekawszych, moim zdaniem, tekstów.

EltenLink